Trwa otwarty konflikt władz Łodzi z Widzewem. Miasto od wielu dni nie zabrało głosu w tej sprawie. Aż do wtorku, kiedy „Gazeta Wyborcza” poinformowała, że prezydent Łodzi Hanna Zdanowska chce się spotkać z przedstawicielami kibiców oraz z właścicielem klubu Tomaszem Stamirowskim. Zaproszenia nie dostanie prezes Mateusz Dróżdż, który ma najbardziej na pieńku z władzami miasta oraz Miejską Areną Kultury i Sportu.
– Nasze stanowisko w tej kwestii jest jednoznaczne – z człowiekiem, który wygenerował ten konflikt, który jest jego inicjatorem i go napędza, nie będziemy prowadzić rozmów – powiedział sekretarz miasta Wojciech Rosicki.
W środę w „GW” ukazał się z nim wywiad. Mówi m.in. o stosunku władz Łodzi do prezesa Widzewa, konflikcie w ogóle, ale porusza też kilka kwestii związanych z nierównym zdaniem wielu traktowaniem obu łódzkich klubów przez urząd miasta.
Na pytanie, dlaczego magistrat tak nie lubi Widzewa, Rosicki odpowiedział: – Tak nie jest. To tylko ustawiona teza. Nie rozumiem tego zresztą, patrząc na to, ile rządząca miastem ekipa zrobiła dla klubu. To ona zbudowała stadion, boiska treningowe, niedawno boisko na ul. Sępiej. Bardzo dużo osób z tej ekipy bardzo zażarcie kibicuje Widzewowi, choćby właśnie Adam Pustelnik, Bartosz Domaszewicz czy Marta Przywara i nie tylko. Oni oddaliby serce za ten klub – odpowiada sekretarz.
Dalej mówi: – Współpracowaliśmy już z kilkoma prezesami Widzewa. Raz było lepiej, raz gorzej. Były mniejsze i większe problemy, ale ze wszystkimi się dogadywaliśmy. Nie było mowy o wojnie, o sytuacjach, jakie mieliśmy ostatnio. W mojej ocenie obecny zarząd szuka konfliktu z miastem. Nie wiem, po co to robi, ale po coś jest mu on potrzebny. Przykłady? Spór z początku tego roku dotyczący wynajmu powierzchni na stadionie. To niewielka podwyżka związana z podniesieniem cen energii. Wszystkie kluby bez słowa sprzeciwu ją akceptują, bo rozumieją, że jest duża inflacja. Tylko zarząd Widzewa robi z tego aferę na sto fajerek podgrzaną w internecie, że miasto wyrzuca Widzew ze stadionu.
Rosicki podaje też inne przykłady, mówi m.in. o loży na stadionie przy al. Piłsudskiego.
W wywiadzie padło też pytanie o Sławomira Woracha, prezesa MAKiS-u, który oskarżył prezesa Widzewa, że ten przygotował transparent uderzający w miasto. Wisiał on na płocie na meczu z Legią. Nie miał jednak racji. Widzew i Mateusz Dróżdż domagali się dymisji Woracha. – Nie będzie dymisji – stwierdza Rosicki. – Błędy zdarzają się każdemu. Można popełnić je większe i mniejsze. Ten, moim zdaniem, nie należy to tych największych.
Sekretarz miasta zapewnia, że miasto chce rozwiązać konflikt z Widzewem, bo on nikomu nie służy. Wspomina też o planowanym spotkaniu (bez Dróżdża). – Pojawiły się emocje, które pojawić się nie powinny. Niestety, to obecny zarząd Widzewa podsycał przez miesiące ten konflikt i wielokrotnie oskarżał bezpodstawnie miasto. Gdybyśmy przyjęli sposób działania pana prezesa, że za każdą wypowiedź szkalującą będziemy żądać 50 tys. zł zadośćuczynienia, to zarząd Widzewa by się nie wypłacił: na Twitterze co chwila publikuje takie wypowiedzi, są kłamliwe lub zmanipulowane i uderzają w dobre imię Łodzi. Ale my nie chcemy tego konfliktu napędzać. Chcemy normalnych relacji i szukamy porozumienia – tłumaczy.
Cały wywiad można przeczytać tutaj.