ŁKS odpadł z Fortuna Pucharu Polski. W porównaniu z wyjściowym składem na derby Kibu Vicuña wymienił aż dziewięciu zawodników. Wstydu w starciu z wyżej notowanym rywalem nie było, ale Zagłębie zasłużenie awansowało do kolejnej rundy.
Początkowa faza spotkania należała do Zagłębia. Pierwsze ostrzeżenie przyszło w czwartej minucie. Ekipa z Lubina miała wówczas świetną okazję, po której Dawid Arndt został właściwie trafiony piłką z najmniejszej odległości – biało-czerwono-biali głównie szczęściu zawdzięczali, że już wtedy nie stracili bramki na 0:1. Co nie udało się gościom tuż po rozpoczęciu gry, to zrealizowali zaledwie trzy minuty później. Piotr Gryszkiewicz zatrzymał wślizgiem znajdującego się w polu karnym Filipa Starzyńskiego, a sędzia wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł sam poszkodowany i pewnie wykorzystał jedenastkę. Arndt wyczuł wprawdzie intencje strzelca, ale nie zdołał dopaść do piłki.
Stracona bramka podziałała na ełkaesiaków otrzeźwiająco. W kolejnych minutach zaczęli grać żywiej, z większą dynamiką. W tym okresie lepszej, bardziej zdecydowanej gry różnica klasy rozgrywkowej między oboma zespołami przestała być widoczna tak wyraźnie jak wcześniej, a w drużynie ŁKS-u dobrze prezentowali się zwłaszcza Ricardinho i Javi Moreno, którzy napędzali akcje ofensywne ekipy biało-czerwono-białych. To ożywienie szybko przyniosło efekty – w 14. minucie dobry strzał oddał Samu Corral, w 16. minucie dynamiczną akcję rozegrali Javi Moreno i Ricardinho, a zaledwie kilkadziesiąt sekund później Bartosz Szeliga próbował strzału z dystansu. Żadna z tych prób nie sprawiła jednak, że ełkaesiacy poważnie zagrozili Dominikowi Hładunowi.
Po kilkunastu minutach piłkarze Kibu Vicuñii zmniejszyli obroty. W 36. minucie efektowny strzał oddał Starzyński. Były reprezentant Polski uderzył technicznie w stronę górnego rogu bramki Arndta, ale młody golkiper ŁKS-u zdołał odbić piłkę. Końcowa faza pierwszej połowy była szarpana, z dużą ilością fauli. Zaledwie w kilka minut sędzia Łukasz Szczech pokazał piłkarzom obu drużyn łącznie aż cztery żółte kartki – obejrzeli je Podliński, Kuźma, Ricardinho i Sobociński.
Druga połowa zaczęła się dokładnie tak, jak pierwsza – od wyraźnej dominacji „Miedziowych”. Niewiele też brakowało do tego, by – podobnie jak godzinę wcześniej – lubinianie udokumentowali swoją przewagę zdobyciem bramki. Ełkaesiacy byli z kolei ospali, popełniali błędy. Wyglądali, jakby myślami wciąż byli w szatni. W pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy piłkarze Zagłębia zdążyli stworzyć kilka groźnych sytuacji, a po jednej z nich piłka wylądowała nawet w bramce Arndta. Po chwili kibice ŁKS-u głęboko odetchnęli – sędzia liniowy uniósł chorągiewkę, a Łukasz Szczech odgwizdał spalonego.
Po upływie niecałego kwadransa i zmianach przeprowadzonych przez Kibu Vicuñę (na boisku pojawili się Lorenc i Kelechukwu, w efekcie czego ŁKS grał z aż pięcioma młodzieżowcami w składzie) ełkaesiacy otrząsnęli się nieco i nie pozwalali już rywalom na tak wiele. Wciąż to Zagłębie miało jednak więcej z gry, a biało-czerwono-biali nie potrafili wypracować sobie klarownej sytuacji bramkowej. Zawodnicy Zagłębia kilkukrotnie groźnie uderzali na bramkę ŁKS-u, jednak zaporą nie do przejścia pozostawał dla nich Arndt. Golkiper, który zarówno w pierwszej odsłonie pucharowego starcia, jak i w niedzielnych derbach popełniał wiele błędów w grze nogami, po przerwie imponował efektownymi paradami.
Sporo ożywienia w ofensywną grę ŁKS-u wniósł zwłaszcza Ebenezer Kelechukwu Ibe-Torti, który grał z właściwą sobie błyskotliwością i swoimi dynamicznymi rajdami sprawiał niemałe problemy obrońcom Zagłębia. Pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry na boisku pojawił się też Mikkel Rygaard. Publiczność przywitała bohatera 67. derbów Łodzi brawami.
Im bliżej końca meczu, tym ŁKS bardziej zawzięcie atakował. W 86. minucie piłka mogła wylądować w bramce Hładuna po zamieszaniu po rzucie rożnym, a w 89. minucie świetnym rajdem popisał się Bąkowicz, który zmylił kilku obrońców Zagłębia, aż w końcu został powalony na ziemię. Sędzia podyktował rzut wolny z pozycji dogodnej do strzału dla Rygaarda. Duńczyk zmusił wprawdzie Hładuna do interwencji, ale trafił w środek bramki. Gorąca była zwłaszcza końcówka meczu, w której ŁKS atakował z wyjątkowym impetem, a gra toczyła się w zasadzie już tylko na połowie Zagłębia. Zabrakło jednak skuteczności w ostatniej fazie akcji i odpowiedniej finalizacji. ŁKS żegna się z Pucharem Polski.
ŁKS-Zagłębie Lubin 0:1 (0:1)
0:1 – Starzyński 8., karny
ŁKS: Arndt – Bąkowicz, Monsalve (60. Lorenc), Sobociński, Szeliga – Tosik (70. Nowacki), Kuźma (85. Rygaard), Ricardinho – Moreno, Corral (70. Jurić), Gryszkiewicz (60. Kelechukwu)
Zagłębie Lubin: Hładun, Pantić, Zivec (79. Kłudka), Poręba (79. Pakulski), Daniel (43. Szysz), Podliński (67. Zajic), Żubrowski (67. Zhigulev), Starzyński, Chodyna, Kruk, Bartolewski