GKS 1962 Jastrzębie nie był wymagającym rywalem dla Widzewa w 1/16 Pucharu Polski. Ale nawet w takiej sytuacji strzelenie czterech goli i pewny awans nie jest proste. Wysokie noty są także dlatego, że drużyna podniosła się po słabym występie przeciwko Resovii.
Po dwóch fatalnych występach znów widzieliśmy Wrąbla jak za najlepszych czasów, całkiem zresztą niedawnych. Na przedpolu wciąż był niepewny, ale dwa razy obronił swoją drużynę przed stratą gola. Przy straconym nie miał szans.
Dobry występ. Pewny w odbiorze, razem z Pawem Zielińskim zablokowali lewą stronę GKS-u Jastrzębie. Często włączał się do akcji ofensywnych, stwarzając przewagę.
W pierwszej połowie razem z kolegami spokojnie kasował ataku GKS-u. W drugiej, kilka razy zabrakło go tam, gdzie powinien być, czyli w asekuracji. Powinien podziękować Wrąblowi, że rywale strzelili po jego złych ustawieniach tylko jednego gola.
Gdy trzeba bronić blisko bramki, jest niezastąpiony. Ale gdy w drugiej połowie Jastrzębie wciągał Widzew na swoją połowę i zagrywało piłkę za linię obrony, bardzo widoczne był największy problem Tanżyny – braki szybkościowe. To on nie zdążył za Balboą przy straconym golu.
Przed przerwą świetny, z kapitalną asystą. Tak jak on potrafi: zablokował ze Stępińskim ataki, a w ofensywie nie rzucał się zbytnio w oczy. Ale gdy już brał udział w akcji, w GKS-ie ogłaszali alarm. W drugiej połowie nie forsował się.
Narodziny dziecka uhonorował golem z rzutu karnego. Wcześniej potwierdził, że trudno wyobrazić sobie Widzew bez niego. W środku dzielił i rządził, był blisko trafienia po pięknej indywidualnej akcji. Ocena jest obniżona o punkt, bo po jego stracie w środku boiska GKS strzelił honorowego gola.
Najlepszy piłkarz Widzewa: efektywny i efektowny. Jak zwykle dużo biegał, przeszkadzał, podawał i strzelał. Wreszcie do dołożył gola, bardzo ładnego. Zdecydowanie lepiej spisuje się w środku niż na lewej stronie. Jego miejsce na boisku to zdecydowanie pozycja 8-10.
Bezbarwny występ Portugalczyka. Niby się starał, niby się pokazywał, ale wszystko na niby… Efektów z jego gry było niewiele.
Dostał szansę po długiej nieobecności. I potwierdził, że nieprzypadkowo stracił miejsce w podstawowym składzie. Chwilami pokazywał, że potencjał ma duży. Kłopot w tym, że tylko chwilami.
Gol, asysta i udział przy pierwszym trafieniu – już to wyliczenie pokazuje, że zaliczył dobry mecz. Poza tym dużo pracował na boisku. Potwierdził, że z pozyskanych latem obcokrajowców jest najlepszy.
Miał świetne momenty, ale i irytujące. Spośród wszystkich widzewiaków, którzy zaczęli mecz w jedenastce, zaliczył najwięcej strat. Niektóre były bardzo groźne i z silniejszym rywalem mogły zakończyć się dramatycznie dla zespołu. Nabrał też złych manier, jak np. podawanie piętami (gdy można normalnie), przetrzymywanie piłki. Plus za to, że potrafił znaleźć się w odpowiednim miejscu, jak przy strzelonym golu.
Ocena zawyżona, bo nie można zapominać, że bardzo długo nie grał w pierwszej drużynie Od poprzedniego występu minęło 219 dni, a rywalem Widzewa w meczu, w którym doznał kontuzji, był wtedy GKS Jastrzębie.
Gdy wokół niego jest dużo miejsca, a rywale nie atakują pressingiem, jest profesorem. Gorzej, gdy trzeba pobiegać.
Jego największym atutem jest szybkość, co potwierdził w Pucharze Polski. Po jego wejściu na boisko skończyły się ataki GKS-u po podaniach za linię obrony Widzewa. Zasłużył więc na wysoką notę, bo swoje zadanie wykonał celująco.
Jeśli ktoś gra krócej niż kwadrans, nie powinien być oceniany. Ale w przypadku Zawadzkiego zrobimy wyjątek, bo 17-latek zadebiutował w pierwszej drużynie Widzewa. I to jak zadebiutował, wywalczają niczym rutyniarz rzut karny. Debiut miał więc wymarzony.