Po wysokiej porażce w pierwszym półfinale mało kto spodziewał się, że PGE Skra Bełchatów zdoła pokonać ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle we własnej hali. A jednak tak się stało.
Reklama
PGE Skra w tym sezonie pięć razy grała z ZAKSĄ i wszystkie mecze przegrała, zarówno w PlusLidze, jak i Lidze Mistrzów. Każda seria kiedyś się jednak kończy. Warunkiem powodzenia było jednak to, żeby wszyscy zawodnicy zaprezentowali naprawdę wysoki poziom.
I tak się stało, bo w drużynie prowadzonej przez Mieszka Gogola nie było słabych punktów. Owszem, zdarzały się przestoje, jak w drugim secie, gdy od wyniku 17:17 punkty zdobywali tylko rywale, był to jednak tylko wyjątek. Coś podobnego zdarzyło się w ostatnim secie, tyle że punktowała wtedy PGE Skra, a nieprzyzwyczajeni do takiego oporu kędzierzynianie popełniali błędy.
Lepiej niż w poprzednich spotkaniach grał Taylor Sander, jeszcze niezbyt skuteczny w ataku, ale dobry w przyjęciu i bloku. Milad Ebadipour zniknął w drugim secie, jednak w końcówce grał bardzo dobrze. Liderami drużyny byli Duszan Petković i Mateusz Bieniek. Serb, który po sezonie odchodzi z PGE Skry, zwalniając miejsce Aleksandarowi Atanasijeviciovi, był najlepszy na boisku. W pierwszym secie przy wyniku 29:29 posłał asa, a po następnym serwie rywale oddali piłkę bez ataku. W trzecim secie ZAKSA prowadziła, lecz popełniła dwa błędy w ataku, a przewagę zrobiły serwy Bieńka.
Reklama
W finale zagra zwycięzca dwóch spotkań, a decydujące zostanie rozegrane w niedzielę w Kędzierzynie-Koźlu.