To był mecz dwóch różnych połów – w pierwszej części gry działo się niewiele, za to w drugiej gracze obu drużyn zgotowali nam taką ilość zwrotów akcji, którą spokojnie można by obdzielić całą ligową kolejkę.
W początkowych minutach spotkania oba zespoły stwarzały groźne sytuacje pod bramką rywala – piłkarze Miedzi dwukrotnie groźnie dośrodkowywali w pole karne Malarza, a na drugiej połowie Corral był bliski dobicia piłki, którą po nieudanej interwencji wypuścił z rąk Jędrzej Grobelny.
W 14. minucie wynik meczu otworzył Kamil Zapolnik. Były gracz Górnika Zabrze przebiegł lewym skrzydłem niemal całą połowę ŁKS-u, wyprzedził trzech obrońców biało-czerwono-białych i spokojnie umieścił piłkę w siatce obok interweniującego Malarza.
Początkowo stracona bramka zadziałała na łodzian motywująco, ale w ich akcjach brakowało albo dokładności, albo ostatniego podania, albo dobrego wykończenia, przez co gwałtowne zrywy nie przynosiły konkretnych efektów. Zapał ełkaesiaków stopniowo stygł i zamiast groźnych ataków oglądaliśmy coraz więcej statycznej gry i podawania piłki wszerz boiska, na co tak bardzo utyskiwał w ostatnim czasie Wojciech Stawowy.
Taki obraz gry biało-czerwono-białych utrzymał się do końca pierwszej części spotkania. To Miedź mogła jednak schodzić do szatni z dwubramkowym prowadzeniem. W 37. minucie piłkarze Stawowego udowodnili, że nie odrobili lekcji z bronienia stałych fragmentów gry. Po rzucie rożnym Adrian Purzycki został pozostawiony bez jakiejkolwiek opieki trzy metry przed bramką Malarza. Na szczęście dla ŁKS-u fatalnie skiksował.
Drugą połowę otworzyła świetna sytuacja dla gospodarzy. Dankowski dośrodkował w pole karne, Grobelny sparował piłkę wprost na nogę Corrala, a ten, zaskoczony takim obrotem spraw, nie trafił z kilku metrów w bramkę. Ełkaesiacy mogli remisować 1:1, a… już po chwili przegrywali dwiema bramkami.
W 58. minucie Zapolnik dostał piłkę na głowę w polu karnym ŁKS-u, a Rozwandowicz i Wolski ustawili się dokładnie tak, aby żaden z nich zanadto nie przeszkadzał piłkarzowi Miedzi w oddaniu strzału. Zapolnik nie zmarnował tak dogodnej sytuacji i podwyższył wynik na 2:0.
Między 61. a 65. minutą piłkarze obu drużyn z nawiązką zrekompensowali kibicom nudną pierwszą część gry. Najpierw w 61. minucie mogliśmy podziwiać błysk geniuszu Pirulo, który z rzutu wolnego z okolic dwudziestego metra oddał piękny, techniczny strzał w samo okienko bramki Grobelnego.
ŁKS po chwili został brutalnie sprowadzony na ziemię. Tuż po wznowieniu gry po zdobytej bramce Samu Corral, który miał już na koncie żółtą kartkę… z impetem wbiegł prosto w Purzyckiego. Ten padł na murawę, sędzia wyciągnął z kieszeni oba kartoniki i wyrzucił Hiszpana z boiska. Corral stał się ofiarą swojej gorącej krwi, której pozwalał w tym meczu dochodzić do głosu zdecydowanie zbyt często – już od samego początku meczu za łatwo dawał się prowokować legniczanom z Marcinem Daruchem na czele.
Dość niespodziewanie chwilę po wyrzuceniu Corrala z boiska ŁKS zdobył upragnioną wyrównującą bramkę. Dominguez uderzył z okolic szesnastego metra, a zablokowaną piłkę zebrał Trąbka, który zdobył gola na 2:2, wykorzystując to, że interweniujący Jędrzej Grobelny wciąż leżał na murawie.
Temperatura meczu wcale nie malała i po chwili okazało się, że ŁKS będzie musiał kończyć mecz bez napastnika… i bez trenera. W 75. minucie Wojciech Stawowy został odesłany na trybuny za komentowanie pracy arbitrów. Obok straty Corrala i Stawowego ełkaesiacy musieli także pogodzić się ze stratą trzeciej bramki. Łodzianie zostali ukarani za ustawienie Joanowi Romanowi autostrady do bramki.
Wbrew pozorom to nie był koniec emocji przy al. Unii. Osiem minut przed końcem regulaminowego czasu gry jeden z obrońców Miedzi dograł piłkę do Grobelnego, a w stronę golkipera ruszył sprintem jak zwykle ambitny Dragoljub Srnić. Bramkarz Miedzi chciał wybić piłkę jak najdalej od własnego pola karnego i… trafił prosto w Serba. Odbita od niego piłka poleciała wprost w kierunku bramki i na tablicy wyników ponownie pojawił się remis.
Ostatnie słowo należało do gości. W 87. minucie ełkaesiacy zaliczyli głupią stratę piłki na własnej połowie. Legniczanie szybko dograli piłkę na prawe skrzydło. Tam czekał już Paweł Zieliński, który wstrzelił ją w pole karne. Futbolówka minęła Malarza, przefrunęła wzdłuż linii bramkowej i wylądowała wprost na nodze Joana Romana, który skierował ją do bramki, kompletując dublet.
Na boisku ponownie zawrzało wraz z końcowym gwizdkiem arbitra. Ostatnia minuta doliczonego czasu gry, rzut wolny dla ŁKS-u z okolic połowy boiska. Malarz wbija piłkę w pole karne, Szymon Matuszek i Tomasz Nawotka walczą o piłkę, a ich pojedynek kończy się tym, że obaj padają na murawę. Piłka wychodzi za linię końcową, sędzia kończy spotkanie. Błyskawicznie otacza go wianuszek piłkarzy ŁKS-u domagających się rzutu karnego, ale arbiter pozostaje nieprzejednany.
ŁKS po raz kolejny traci punkty. Okazja do przerwania kryzysu już w sobotę w arcyważnym meczu przeciwko liderowi z Niecieczy. Oby ełkaesiacy potrafili ją wykorzystać.
Fot. ŁKS Łódź / Cyfrasport