Młodzi są skłonni do zmian, starsi bywają uparci. Ci pierwsi nie chcą tracić czasu na coś, na co nie mają realnego wpływu, ci drudzy zaś uwielbiają dyskusje z sędziami. Staż szkoleniowców może mieć znaczenie. Widać to na przykładzie łódzkich klubów – ŁKS-u i Widzewa.
Wiek to tylko liczba. Szczególnie w dyskusji o trenerach. O ile piłkarz nie może wiecznie biegać za piłką, nie odczuwając przy tym drastycznie upływającego czasu, o tyle trener może pracować w zawodzie dużo dłużej. Nawet jeśli nie w nieskończoność, to przynajmniej do momentu aż intelekt pozostanie sprawny. A ten starzeje się nieco wolniej od ciała.
Niemniej jednak w polskiej ekstraklasie od jakiegoś czasu można zauważyć pewien trend, którego starsi nie tyle wiekiem, co stażem szkoleniowcy mogą się obawiać. Otóż na karuzelę trenerską wskakują coraz to nowsze postaci. Tylko na przestrzeni ostatnich trzech sezonów kibice mieli okazje poznać Dawidów Szwargę i Szulczka, Adriana Siemieńca, nieco starszego wiekiem, ale wciąż młodego stażem Adama Majewskiego czy wreszcie Janusza Niedźwiedzia oraz Daniela Myśliwca.
Młodsi stażem szkoleniowcy z reguły na starcie mają wiele pomysłów. Nie boją się ich realizować, słyną wręcz z odwagi czy to stawiania na młodych piłkarzy, czy zmiany sposobu oraz systemu gry. Elastyczność to ich drugie imię. Jeśli widzą, że coś należy zmienić, robią to. Mają swoją filozofię, z pewnych wzorców nie zrezygnują nigdy, ale nie będą też na siłę szukać kwadratury koła.
Często wolą postawić na proste, ale wypracowane rozwiązania, przy tym stawiając nie tylko na schematy w ogromnej mierze wypracowane w treningu, ale również na improwizację w ich realizacji. Tutaj warto dodać, że dużo częściej pozwalają swoim podopiecznym improwizować w akcjach ofensywnych. Wiedzą bowiem, jak istotna jest organizacja gry w defensywie. W nowoczesnym futbolu od niej się wszystko zaczyna. Napastnik jest pierwszym obrońcą.
Wszystko co najważniejsze chcą załatwiać w szatni. Z tego powodu rzadko się zdarza, aby wydzierali się przy linii bocznej. Nie chcą też zawracać głowy rzeczami, na które nie mają absolutnie żadnego wpływu. Z tego względu bardzo rzadko dyskutują z arbitrami – tutaj warto odnieść się do sytuacji sprzed tygodnia, kiedy to doświadczony stażem Kazimierz Moskal, trener ŁKS-u, dostał czerwoną kartkę za dyskusję z arbitrami, a jego młodszy kolega po fachu, Adrian Siemieniec, w tym czasie skrupulatnie notował przemyślenia dotyczące przebiegu spotkania.
Starsi stażem trenerzy absolutnie nienawidzą zmian w składzie. Najchętniej wystawialiby jedną sprawdzoną jedenastkę przez cały sezon. Podobnie sprawa wygląda a propos sposobu gry. Szczególnie jeśli nie koreluje on z daną filozofią. Bywa, że trener zapatrzony w grę pozycyjną nie dostrzega jej mankamentów względem potencjału kadrowego drużyny, bo tak bardzo chce, aby jego podopieczni grali ładną piłkę, nie zważając choćby na organizację gry w obronie.
Brzmi znajomo? Kibice ŁKS-u z pewnością poczuli po lekturze powyższych linijek tekstu podobieństwo do poczynań trenera w ich ukochanym klubie. Niemniej jednak to problem dotyczący nie tylko Łódzkiego Klubu Sportowego, choć akurat tutaj przykład wydaje się znamienny, tym bardziej porównując pracę trenerów obu łódzkich drużyn.
Dziś Widzew może kojarzyć się z nieco bardziej nowatorskim podejściem. ŁKS w zeszłym sezonie wrócił do czegoś, co kiedyś dobrze funkcjonowało, ale jak się okazuje, tylko na zapleczu Ekstraklasy. Kazimierz Moskal na najwyższym poziomie rozgrywkowym nie radzi sobie już tak dobrze, jak choćby kilkanaście lat temu w Wiśle Kraków. Widzew zaś zdecydował się dwa lata temu dać szansę niezbyt dobrze znanemu wcześniej w środowisku Januszowi Niedźwiedziowi, który odwdzięczył się za daną mu szansę awansem, a potem utrzymaniem w elicie.
Widzew wówczas zaryzykował, biorąc kogoś, kto dopiero się uczył Ekstraklasy. ŁKS postawił na sprawdzonego gracza. Kto podjął lepszą decyzję, można się tylko domyślić.
Dziś w „Sercu Łodzi” pracuje inny jeszcze niedawno mniej znany Daniel Myśliwiec, o którego walczyła połowa ligi, ale raczej zaplecza Ekstraklasy. Większość klubów z elity mogła bowiem obawiać się tego, jak młody stażem trener poradzi sobie na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Czy kolejne ryzyko z zatrudnieniem mniej znanego trenera się Widzewowi opłaci? Czas pokaże.
Tak samo czas pokaże, co z Kazimierzem Moskalem.