Debiutujący w roli pierwszego trenera Radosław Kolanek dokonał jednej zmiany w szóstce – Milada Ebadipoura zastąpił Robert Taht. Irańczyk w półfinałach grał słabo, a teraz doznał lekkiej kontuzji, zaś Estończyk niewiele w całym sezonie, więc jego postawa była zagadką. Po pierwszym secie miał bilans minus dwa, co oznacza, że właśnie o tyle więcej punktów oddał niż zdobył. Nie zawsze ze swojej winy, bo w przedostatniej akcji dostał fatalną wystawę od Mihajło Miticia. Cała PGE Skra grała słabo, a ratowała się zagrywką, w której brylowali Dick Kooy i Mateusz Bieniek. Szkoda straconej końcówki, bo ostatni punkt Warta zdobyła po autowym zbiciu Aleksandara Atanasijevicia.
Bełchatowska drużyna w play-offach nie przypomina tej, która w końcówce fazy zasadniczej ogrywała ZAKSĘ. W długiej przerwie wysoka dyspozycja gdzieś uleciała, a na dodatek popsuła się atmosfera w zespole, czego konsekwencją było zwolnienie Slobodana Kovaca. Słabo grająca PGE Skra zdołała jednak wyrównać, mimo że fatalnie spisywał się Atanasijević, a skuteczność w kontrataku była dramatyczna. Pomogła zmiana Tahta na Mikołaja Sawickiego, niezła postawa środkowych i Kooya, a przede wszystkim dobre serwy. W końcówce gospodarze wyszli na dwupunktowe prowadzenie, a kolejny punkt dołożył asem Kooy (23:20) i tej szansy nie wypuścili. To duży wyczyn, gdy atakujący (Atanasijevicia zastąpił Damian Schulz) nie zdobywają nawet punktu!
Mimo wielu niedostatków i kłopotów, bełchatowianie powoli zaczęli wchodzić na właściwe obroty, a gra zaczęła sprawiać im przyjemność. Do zagrywki (Kooy, Bieniek, Sawicki) dorzucili blok, którym wręcz zamurowali przeciwników. Po trzech setach Karol Kłos miał na koncie osiem punktów zdobytych blokiem, Bieniek – cztery, a cała drużyna 14! W ataku też było coraz lepiej, PGE Skra wyprowadzała widowiskowe ataki. Kłopot był tylko w środkowej części trzeciej partii, gdy serią mocnych serwów popisał się Dawid Konarski. Wówczas na jedną akcję wszedł Ebadipour i idealnie przyjął piłkę.
Warta była lepsza w ataku, jednak miała więcej słabszych punktów. Wystarczyło jednak, że jej zawodnicy wzmocnili zagrywkę, by przejąć inicjatywę. W czwartym secie goście prowadzili od początku, jednak po serii serwów Sawickiego PGE Skra zdołała nie tylko odrobić straty, a nawet wyjść na prowadzenie (22:20). Trudno jednak wygrać bez skuteczności atakujących. Po czterech partiach Schulz i Atanasijević mieli w sumie cztery punkty (3+1). Dlatego o zwycięstwie w trzecim spotkaniu tych drużyn w tym sezonie miał zdecydować trzeci tie-break.
W nim zaciął się Sawicki, a z jednym skutecznym skrzydłowym – Kooyem – nie da się wygrać. Przy wyniku 5:8 trener Kolanek znów musiał posłać na boisko Ebadipoura. Pomogło, bo PGE Skra zdobyła sześć kolejnych punktów, choć Grzegorz Łomacz większość piłek wystawiał do Bieńka. Gdy go jednak zabrakło na boisku, skończyła się dobra gra, gdyż Sawicki i Schulz odbijali się od bloku. Bełchatowianie nie wykorzystali dwóch meczboli (14:12) i stracili zwycięstwo. Nie pomogło 11 bloków Kłosa i kapitalna gra Bieńka.
Następny mecz w sobotę w Zawierciu.
Sety: 23:25, 25:21, 25:19, 23:25, 15:17
PGE Skra: Łomacz 1, Taht 2, Bieniek 21, Atanasijević 1, Kooy 19, Kłos 21, Piechocki (libero) oraz Sawicki 11, Schulz 5, Ebadipour 1
Warta: Cavanna 2, Kovacević 6, Zniszczoł 7, Konarski 24, Orczyk 11, Niemiec 9, Żurek (libero) oraz Conte 11, Malinowski, Szalacha