ŁKS po raz kolejny nie potrafił zamknąć meczu, w którym miał wyraźną przewagę. Efekt? Skra Częstochowa, która skupiała się w piątkowym meczu głównie na obronie własnej bramki wraca pod Jasną Górę z cennym punktem.
Początek meczu był wyrównany, choć nieco więcej z gry miał ŁKS, który dłużej niż rywale utrzymywał się przy piłce. Już w dwunastej minucie Antonio Dominguez był o krok od zdobycia gola, który byłby pewnym kandydatem do tytułu pierwszoligowego trafienia kolejki, albo i całego roku. Hiszpański pomocnik przyjął piłkę w okolicach linii środkowej boiska, zauważył, że Mateusz Kos jest ustawiony daleko od linii bramkowej i uderzył z całej siły w stronę bramki rywala. Kos w popłochu rzucił się przed siebie, lecz piłkę mógł co najwyżej odprowadzić wzrokiem. Futbolówka pokonywała kolejne metry, frunęła w stronę bramki Skry, kibice unosili już powoli ręce w geście triumfu, lecz wtem piłka… odbiła się od słupka i wyszła za linię końcową. Zabrakło centymetrów!
Ta sytuacja rozgrzała fanów biało-czerwono-białych, a samym ełkaesiakom wyraźnie dodała animuszu. Przewaga „Rycerzy Wiosny” zaznaczała się coraz wyraźniej, w stronę bramki Skry mknęły kolejne strzały, a przewaga w posiadaniu piłki zaczynała przekraczać 40 punktów procentowych. Szczególnie aktywni byli Antonio Dominguez, Ricardinho oraz Javi Moreno, który pod nieobecność Pirula wziął na siebie częściowo odpowiedzialność za rozgrywanie piłki. Tym większym zaskoczeniem była więc sytuacja z 24. minuty. Obrońcy ŁKS-u niespodziewanie się wówczas zagapili i pozwolili Mikołajowi Kwietniewskiemu wyjść do sytuacji sam na sam. Fenomenalną interwencją popisał się Marek Kozioł, który uratował łodzian przed startą bramki.
W kolejnych minutach oglądaliśmy w wykonaniu ŁKS-u już nawet nie frontalny atak, a prawdziwe oblężenie (nomen omen) Częstochowy. Zawodnicy Skry zostali wprost zakleszczeni na własnej połowie, a łodzianie ze swobodą rozgrywali piłkę. W 30. minucie kibice biało-czerwono-białych świętowali otwierającego wynik gola. Jak się jednak okazało – przedwcześnie. Do bramki strzeżonej przez Mateusza Kosa piłkę wpakował Maciej Radaszkiewicz, jednak sędzia odgwizdał spalonego.
ŁKS szybko mógł ponieść wysoką cenę za nieumiejętność skutecznego finalizowania akcji. W 34. minucie w świetniej sytuacji w polu karnym łodzian znalazł się Maciej Mas, lecz nie potrafił zamienić jej na bramkę. W końcowych minutach pierwszej połowy ŁKS miał problem ze stworzeniem klarownych sytuacji i na przerwę schodził z bezbramkowym remisem.
W początkowych minutach drugiej połowy gra się już tak ełkaesiakom nie kleiła, mieli większy problem z utrzymaniem się przy piłce w ofensywnej tercji boiska i stworzeniem groźnych sytuacji bramkowych. Najgroźniejszą chyba w tej fazie meczu okazję na otworzenie wyniku wypracował sobie ŁKS w 60. minucie. Świetną akcję Ricardinha i Javiego Moreno zakończył jednak zablokowany strzał. Częstochowianie szybko odpowiedzieli nas tę sytuację. Raptem kilkadziesiąt sekund później strzał z okolic 16. metra oddał dobrze ustawiony Michał Kwietniewski. Piłka wylądowała jednak w rękach Marka Kozioła.
Nie minęły dwie minuty, a piłkarze trenera Jakuba Dziółki przeprowadzili kolejną groźną akcję, tym razem już skuteczną. Mas stał w linii z trzema obrońcami ŁKS-u, jednak ci pilnowali go na tyle biernie, że piłkarz Skry bez problemu im uciekł, znalazł się w sytuacji sam na sam i pokonał Marka Kozioła. Na szczęście dla biało-czerwono-białych sędzia już po raz drugi w tym meczu anulował trafienie, odgwizdując spalanego.
ŁKS po raz kolejny w tym sezonie ponosił cenę za nieskuteczność, nieumiejętność przekuwania optycznej przewagi w bramki, zamykania meczów, które ma pod kontrolą. W rezultacie do ostatniego gwizdka arbitra pozostawało już mniej niż kwadrans, a ełkaesiacy wciąż musieli drżeć o wynik. Presja rosła z każdą minutą, bo jasne było, że utrata punktów ze Skrą i to po takim meczu będzie dla łodzian porażką. Doping na trybunach był coraz głośniejszy, a gra piłkarzy trenera Kibu Vicuñii – coraz bardziej gorączkowa.
W końcowych minutach ełkaesiakom dość długo brakowało ognia w grze ofensywnej. Nie tylko nie potrafili stworzyć groźnej sytuacji pod bramką Skry, lecz dość długo poza ich zasięgiem było nawet odebranie rywalom piłki i dłuższe utrzymanie jej posiadania. Do końca pozostawało coraz mniej czasu, a częstochowianie wciąż skutecznie utrzymywali ciężar gry z dala od własnego pola karnego.
Losy meczu mogły rozstrzygnąć się w 89. minucie. Adrian Klimczak znalazł sporo miejsca na lewym skrzydle i dograł do Piotra Gryszkiewicza. Młodzieżowcowi ŁKS-u nie udało się jednak wykończyć tej akcji. Obraz końcówki meczu był nieco zaskakujący. Zamiast zdecydowanych ataków ŁKS-u oglądaliśmy grę w środku pola i wymianę podań pomiędzy piłkarzami Skry. ŁKS po raz kolejny stracił punkty po meczu, w którym był zdecydowanie lepszy.
ŁKS Łódź – Skra Częstochowa 0:0
ŁKS: Kozioł – Bąkowicz, Sobociński, Koprowski, Klimczak – Rozwandowicz (89. Kuźma), Moreno, Ricardinho (61. Corral) – Dominguez, Wolski (61. Gryszkiewicz), Radaszkiewicz (81. Jurić)
Skra Częstochowa: Kos, Mesjasz, Nocoń, Brusiło, Mas, Kwietniewski (90. Baranowicz), Napora (62. Niedbała), Winiarczyk, Szymański, Krzyżak, Sajdak
Żółte kartki: Sobociński, Gryszkiewicz
Widzów: 2400