Łódzkie kluby sportowe mają pecha. Dlaczego? Bo w odróżnieniu od rywali z innych dużych miast omijają je najlepsi sponsorzy, czyli wielkie i mniejsze państwowe firmy, dla których wydanie kilku milionów złotych jest niewiele znaczącą pozycją w budżecie promocyjnym i reklamowym. Dziwne, że nie wszystkie doceniają i szanują to, co mają…
Orlen, PGE, Enea, Tauron czy choćby Polski Cukier wspomagają setkami tysięcy rywali, a nasze zespoły, a właściwie ich prezesi czy właściciele, muszą radzić sobie sami. Pomoc miasta też jest symboliczna, ale to akurat dobrze, gdyż – jak wielokrotnie pisałem – Łódź dała swoim klubom wędkę (czyli nowoczesne obiekty) zamiast ryby (ogromnej gotówki, która demoralizuje – patrz: Śląsk Wrocław i Lechia Gdańsk).
Przyjrzyjmy się klubom z najwyższych klas rozgrywkowych. ŁKS Commercecon, najlepsza dziś drużyna siatkarek w Polsce, powstała i jest finansowa przez firmę Commercecon, należącą do Huberta Hoffmana, wydającą miliony, by spełnić marzenie o kolejnym tytule mistrza Polski. A przecież właściciel za wydawane na klub miliony mógłby na przykład kupić sobie samolot i w wolnych chwilach latać na wycieczki.
Lokalny konkurent – Grot Budowlani – żyją z miejskiej dotacji (podobnie jak ŁKS, jednak znacznie mniejszej niż dostają inne drużyny z czołówki Tauron Ligi), wspomaga go Grot, mający siedzibę w Starowej Górze, i zaprzyjaźnione firmy, także rodzinne. Gdzież mu tam do Chemika Police wspieranego milionami ze spółki skarbu państwa, który zabiera wypromowane i wyszkolone w Łodzi siatkarki, a jednak wyrzucił go w ćwierćfinale play-off.
W ekstraklasie Widzew ma przeciętny budżet, który powstał dzięki kibicom. Nawet właściciel i główni sponsorzy, dający na klub sumy z sześcioma zerami, to fani, którzy wspierają drużynę nie dla reklamy, ale z sentymentu, bo wychowali się na jej sukcesach i dziś są gotowi podzielić się z nią zarobionymi pieniędzmi, podobnie zresztą jak wynajmujący loże i kupujący karnety kibice. Jest wyjątek – niedawno pojawił się państwowy sponsor, ale – jak przekonują mnie ludzie znający kulisy – to także efekt kibicowski – prezes jest fanem Widzewa, choć bez przyzwolenia politycznego raczej nie byłoby to możliwe.
Mistrzynie Polski w piłce nożnej – UKS SMS – to klub bardzo niskobudżetowy, więc musi wystarczyć mu wsparcie miasta i niewielkie (w porównaniu z męską ekstraklasą) od sponsorów.
Zejdźmy piętro niżej. Piłkarski ŁKS ma problemy, które – mam nadzieję – skończą się po zmianie właściciela z łódzkiego na amerykańskiego. Bo obecni chyba już doszli do ściany i po prostu nie stać ich na wkładanie do klubowej kasy kolejnych milionów złotych. Na nowym stadionie kibiców jest coraz więcej, lecz cały czas za mało, żeby wystarczało na utrzymanie zespołu walczącego o ekstraklasę.
Ekstraligowe ambicje ma Orzeł Łódź, który istnieje i żyje dzięki ambicjom i kaprysowi rodziny Skrzydlewskich. Gdzież mu do najważniejszych pierwszoligowych przeciwników, wspieranych przez państwowy biznes lub hojnie rozdające pieniądze miasta. A jednak drużyna co roku jest w czołówce i ociera się o upragniony awans.
Wszystkie wyżej wymienione kluby łączy jedno – grają w i na nowoczesnych obiektach, co jednak nie przekłada się na większe zainteresowanie naprawdę potężnych sponsorów. Dlatego, skoro nie ma co się lubi, to trzeba lubić, co się ma… Królewicze są w bajkach i rzadko pojawiają się w naszej rzeczywistości. Dlatego trzeba szanować tych, którzy nie mają takiego budżetu promocyjnego jak państwowi giganci, ale potrafią podzielić się tym, co zarobili. I docenić, że mimo kryzysu, nie odwrócili się od klubów. Nie wszyscy jednak szanują sponsorów – zamiast rozkładać przed nimi czerwony dywan, wysyłają wezwanie do zapłaty karnych odsetek za kilkudniową zwłokę w przelaniu kolejnej raty (jeden ma wezwanie do zapłaty 105 zł!!!). Gdybym tego nie zobaczył, nie uwierzyłbym, że równie kuriozalna sytuacja jest możliwa.
Wiele lat temu zaprosił mnie na spotkanie – pierwszy i ostatni raz – Sylwester Cacek, wówczas nowy właściciel Widzewa. Przez 55 minut opowiadał, że dotychczasowy sponsorzy dający po kilkadziesiąt tysięcy rocznie go nie interesują, bo wkrótce pojawią się nowi, przekazujący dziesięć raz więcej. Niedługo potem łódzkie firmy z Widzewa się wycofały, a te bogate i hojne pozostały marzeniem właściciela. Jak się to skończyło, wszyscy pamiętamy.
Po drugiej stronie miasta nie podobał się Antoni Ptak. Słyszałem wtedy, że jak go już nie będzie, przyjdą inny z wielokrotnie wyższym wsparcie. Efekt był podobny, jak później w Widzewie…
Grot Budowlani ŁódźŁKS Commercecon ŁódźŁKS ŁódźOrzeł ŁódźTME SMS ŁódźWidzew Łódź