– Gdyby ktoś napisał scenariusz i miałby być idealny, to lepiej by nie mógł sobie tego wymarzyć: ostania kolejka, na naszym stadionie, przy swoich kibicach. I trzeba było ten mecz wygrać. To wryje się w pamięć wielu, moją na pewno. Będę to pamiętał do końca życia – zaczął trener Widzewa swój występ w klubowym radiu.
W rozmowie z Marcinem Tarocińskim i Jakubem Dyktyńskim Niedźwiedź wrócił też do początku sezonu. – Trzeba było być realistą patrząc na to, co zastałem. Nowy sztab, nowa drużyna, wiele zmian. Wszystko trzeba było stworzyć na nowo. Piłkarze musieli podążyć za ideą trenera, a on musiał im coś zaproponować swojego. Coś w co uwierzą, natchnąć ich – powiedział.
Szkoleniowiec mówił też o tym, że sezon był trudny, ale mimo porażek i niepowodzeń, nigdy nie zwątpił. – Zawsze jako trener wierzę do końca. Wierzą w pracę, jaką wykonujemy jako sztab i w zawodników. To nie zmieniło się po derbach i późniejszej porażce z Resovią. Po tym meczu już nas wszyscy grzebali. Ale ja widziałem, jak ciężko pracowaliśmy, by dojść do tego momentu, by mieć ostatni mecz – przyznał. – To była dla nas nagroda, chociaż wszyscy mówili o presji. To był najważniejszy mecz mojego życia. Stąd wczoraj wzruszenie. To jak zachowaliśmy się od 87 minuty, kiedy trzymaliśmy piłkę chyba przez 6 minut, to było fenomenalne.
CZYTAJ TEŻ: Widzew odpowiada swoim rywalom. „Pamiętajcie – Widzew jest niezniszczalny”
Pytany o najtrudniejszy moment, wspomniał o jesieni i kontuzjach w zespole. – Posypały się wtedy urazy kluczowych piłkarzy. Odejmijmy z każdej drużyny trzech, czterech takich graczy. Nam taka sytuacja się zdarzyła i musieliśmy wyjść z tego obronną ręką – powiedział. – Były momenty trudne, ale wiedzieliśmy, jaką drogą kroczymy. To był proces. Gdy przychodziłem do klubu, to na pierwszej odprawie mówiłem, że chcemy grać w piłkę, że musimy być odważni w swoich decyzjach, że drużyna musi czuć, że idzie do przodu, że się rozwija i musi też czuć radość z gry.
Inny trudny moment był wtedy, gdy wypadli dwaj bramkarze z powodu urazów. – Ale zawsze staram się takie sytuacje przekuć na coś pozytywnego. Kiedyś w kilkanaście osób zatrzymaliśmy się w windzie na 45 minut, a potem wygraliśmy 6:2, a ja strzeliłem dwa gole. Jeśli dzieje się coś złego i może przełożyć się na coś dobrego, to silniej budują się więzi – stwierdził. I dodał, że także w niedzielę była taka sytuacja. To kontuzja Patryka Stępińskiego, przez którą musiał zejść z boiska. – Dostaliśmy sygnał, że potrzebna będzie zmiana. Kapitan nie może zejść w takim meczu! Próbowałem zaklinać rzeczywistość, miałem nadzieję, że Patryk może grać dalej, ale okazało się po chwili, że nie da rady – opowiadał.
Zapewnił, że ze Stępińskim już wszystko dobrze. – Wyprzystojniał nam. Ma pięć szwów, więc „pan ładny się zepsuł”, jak mawia klasyk – śmiał się.
Czego żałuje w minionym sezonie najbardziej? – Meczów: z Koroną, w którym graliśmy wysoko, agresywnie, jak natchnieni i stworzyliśmy wiele sytuacji, i z Sandecją, w którym mieliśmy wszystko pod kontrolą – wymienił.
Niedźwiedź wrócił też jeszcze do meczu z Podbeskidziem, który był niezwykle emocjonujący. Widzew szybko objął prowadzenie, ale po przerwie stracił gola. – Kluczowe było to, że szybko odpowiedzieliśmy bramką. Nie spuściliśmy głów, tylko przyjęliśmy to na klatę. Podbeskidzie złapało wiatr w żagle, ale wyszliśmy na prowadzenie. Bramka Dominka Kuna była fantastyczna. On ma wielkie serce do gry i duże umiejętności. Zdobył wspaniałą bramkę. Dla mnie była ona obłędna – przyznał.
Oczywiście nie zabrakło też pytań o zmiany w kadrze. – W każdej drużynie zachodzą zmiany, mniejsze czy większe. I zmiany na pewno będą. Byłyby też, gdyby awansu nie było. Ale jakie będą u nas, to poczekajmy jeszcze chwilę – powiedział. Dodał, że prace nad kształtem kadry trwają od dawna. – Od tygodni, miesięcy. Co tydzień rozmawiamy o tym, kto nam „rośnie”, kto daje nam to, czego chcemy. Oczywiście zostawiamy sobie furtkę, bo ktoś może nam coś dać na trzy, cztery mecze przed końcem rozgrywek.
Niedźwiedź nie chciał jednak jeszcze powiedzieć, kto odejdzie z zespołu. Zapowiedział wzmocnienie drużyny. – Sprowadzimy najlepszych piłkarzy, na jakich będzie nas stać – zaznaczył.
Pytany o to, jaki będzie cel Widzewa w nowym sezonie, już w PKO Ekstraklasie, powiedział, że na razie nie czas na to. – Bardzo często w klubach beniaminków mówi się o utrzymaniu nerwówki. Było wiele przypadków, że drużyny, które awansowały, od razu spadały: Termalica, Miedź, Podbeskidzie – powiedział, ale wymienił też pozytywne przypadki Warty Poznań i Radomiaka. – Chcielibyśmy walczyć o coś więcej, niż utrzymanie, tak jak te drużyny. Wnieść do ligi trochę świeżości i pokazać siebie. Przeciwnicy na pewno będą trudniejsi, ale wejdziemy do ekstraklasy z podniesionym czołem i będziemy walczyć o swoje. Będziemy w każdym meczu grać o zwycięstwo. Na pewno nie będziemy się chować i ciułać punktów. Chcemy pokazać swój futbol. Zobaczymy, jak będzie to wyglądać po ośmiu, dziesięciu kolejkach – powiedział.