Radosław Gołębiowski z Widzewa otrzymał powołanie do reprezentacji Polski U-20. To wielkie wyróżnienie, ale także spore wyzwanie. Po poprzednim zgrupowaniu kadry, w którym Gołębiowski wziął udział, młody zawodnik zaliczył spadek formy i stracił miejsce w składzie.
Radosław Gołębiowski został powołany do reprezentacji Polski do laty 20 na mecze z Anglią oraz Czechami w ramach rozgrywek Elite League.
– Jestem zadowolony z tego. Raz zostałem powołany, później mnie ta kadra ominęła, ale pracowałem ciężko, żeby tam wrócić i teraz wracam – mówi piłkarz Widzewa. – Wiadomo, jaką firmą są Anglicy. To na pewno będzie fajne i prestiżowe spotkanie. Zrobię wszystko, by wyjść w pierwszym składzie i zagrać jak najlepiej – dodaje.
Nie będzie to debiut 20-latka w koszulce z orzełkiem na piersi, bo już jesienią otrzymał powołanie od trenera Miłosza Stępińskiego. Zagrał w meczu z Portugalią, ale tamten wyjazd na zgrupowanie nieco mu zaszkodził. Gołębiowski zanotował spadek formy i długo nie mógł wrócić do dobrej dyspozycji, przez co stracił miejsce w składzie Widzewa.
CZYTAJ TAKŻE >>> W ofensywie Widzewa aż za ciasno, a w defensywie… bieda
W związku z wystąpieniami klubów o zmianę terminów rozegrania meczów 25. kolejki Fortuna 1 Ligi z uwagi na powołania zawodników do udziału w zgrupowaniach reprezentacji Polski i reprezentacji zagranicznych, Departament Rozgrywek Krajowych PZPN poinformował, że aż 8 z 9 meczów zostaje przełożonych na inny termin. W tej grupie znalazł się mecz GKS Katowice – Widzew Łódź.
– To była decyzja GKS-u – mówi trener Niedźwiedź. – Spodziewaliśmy się tego, bo mają powołanego jednego zawodnika, drugi jest na liście rezerwowych i być może także otrzyma powołanie. Dlatego to GKS złożył pismo o to, by ten mecz się nie odbył – dodaje.
Widzew więc mógłby rozegrać to spotkanie w pierwotnym terminie i trudno się temu dziwić. Trener Janusz Niedźwiedź ma dość bogaty wybór młodzieżowców. W przypadku braku Radosława Gołębiowskiego swoje szanse mogliby dostać m.in. Bartosz Guzdek, Ernest Terpiłowski czy Kacper Karasek.
CZYTAJ TAKŻE >>> Trenerzy „na lata”, czyli ofiary nieomylnych dyrektorów