Za nami sezon 2023/2024. Dość zaskakujący, jeśli chodzi o zwycięzców i oczywisty, gdy patrzymy na spadkowiczów. Nieoczekiwanie mistrzem Polski została Jagiellonia Białystok. Klub, jak podawano przed sezonem, z dziewiątym budżetem, wynoszącym 35 milionów, który w poprzednim sezonie do przedostatniej kolejki był zagrożony spadkiem. Odświeżyłem sobie przedsezonowe przewidywania. Na jednym z portali można było przeczytać, że dla „Dumy Podlasia” to sezon przejściowy i od Jagiellonii nie należy oczekiwać fajerwerków. Myślę, że tak uważała większość kibiców śledzących Ekstraklasę. Ostatni taki wyczyn, że zwycięża klub z relatywnie niskim budżetem, miał miejsce w sezonie 2018/2019, gdy wygrał Piast Gliwice. Całkiem niedawno. W innych ligach takie przypadki również zdarzają się od czasu do czasu. Można tu przywołać przykłady Leicester City FC, Lille OSC, duńskiego Herfølge BK czy rewelacyjnego w tym sezonie Bayeru Leverkusen.
Jagiellonia, mimo że nie ustrzegła się wpadek, grała najrówniej. Zaskakujące w sezonie 2023/2024 było jednak to, że cztery drużyny, które miały najwyższe budżety na wynagrodzenia i słusznie przed sezonem były uważane za faworytów, solidarnie wypadły źle, by nie napisać fatalnie. W Rakowie, Lechu, Legii i Pogoni mają co analizować. Tylko klub z Warszawy nieznacznie uratował sezon, choć w stolicy zawsze oczekuje się mistrzostwa. Brak premii za udział w rozgrywkach pucharowych (za miejsce w pierwszej trójce) i przychodów związanych z tym udziałem odbije się mocno na wynikach finansowych pozostałych. Zwłaszcza na Pogoni Szczecin, której sytuacja finansowa już nie była najlepsza. Może wypaść z „wielkiej czwórki” i zrobić miejsce dla kogoś innego. Być może dla Jagiellonii, która zainkasuje rekordową kwotę za zdobycie tytułu mistrzowskiego. Więcej niż Raków w poprzednim sezonie, a ten dostał ponad 27,6 miliona złotych. W tym sezonie przewiduje się, że mistrz Polski otrzyma nawet 30,3 miliona złotych. Nawet po spłacie około 4-milionowego zadłużenia i pokryciu premii dla zespołu oraz innych zobowiązań bieżącego sezonu, pozostanie spora nadwyżka, która zapewne częściowo zostanie wydana na wzmocnienie kadry. Pozostała trójka faworytów już w trakcie sezonu zaczęła robić korekty na ławkach trenerskich, a za moment pewnie też w kadrach, by znów walczyć o trofea. Głód właścicieli, zarządzających klubami i kibiców będzie w kolejnym sezonie duży.
CZYTAJ TEŻ: Subiektywne podsumowanie sezonu Widzewa i ŁKS-u
Zaskoczenia nie było, jeśli chodzi o spadkowiczów. W jednym z felietonów pisałem, że od sezonu 2017/2018 zawsze spada co najmniej jeden beniaminek. Obecny sezon jest siódmym z kolei, gdy tak się stało. Spadło dwóch z trzech (Ruch Chorzów i ŁKS). Udało się tylko Puszczy Niepołomice i to głównie dzięki pomysłowi trenera Tomasza Tułacza, który miał świadomość słabości swojej drużyny w porównaniu do ligowych konkurentów, dlatego nastawiał ją na futbol defensywny, dyscyplinę taktyczną, stałe fragmenty oraz grę z kontry. Taktyka podobna do tej, którą kiedyś zastosował Sam Allardyce w Bolton Wanderers, okazała się skuteczna. Puszcza była drużyną o najniższym, średnim procencie posiadania piłki w lidze, ale przy tym drużyną dużo biegającą. Pod względem średniej liczby przebiegniętych kilometrów była na drugim miejscu. Do tego najczęściej faulowała spośród wszystkich drużyn Ekstraklasy.
Nie spadła natomiast żadna z drużyn, które awansowały rok wcześniej. Widzew utrzymał się pewnie, Korona walczyła do ostatniej kolejki i dopiero zwycięstwo nad Lechem w Poznaniu, które teoretycznie nie powinno się zdarzyć, pozwoliło jej pozostać na najwyższym szczeblu. Ostatnim zespołem, który spadł z Ekstraklasy w drugim sezonie po awansie pozostaje Zawisza Bydgoszcz (sezon 2014/2015). Przeczy to obiegowej opinii, że drugi sezon po utrzymaniu jest trudniejszy. Natomiast trzecim spadkowiczem została Warta Poznań. Klub mający dobrą akademię, ale borykający się z problemami organizacyjnymi (brak własnego stadionu), mający niewielką społeczność oraz niski budżet. Praktycznie modelowa charakterystyka spadkowicza. Kilka sezonów się udawało, ale spadek niestety musiał w końcu nadejść.
W kolejnym sezonie z łódzkich drużyn w Ekstraklasie zobaczymy tylko Widzew. Klub z Al. Piłsudskiego zajął 9. miejsce w tabeli. To o trzy miejsca wyżej niż rok wcześniej, co jest odbierane jako progres. To jednak nadal miejsce w środku tabeli, a większość danych i statystyk Widzewa nie prezentuje się okazale. Samo miejsce mieści się w przedziale akceptowalnym, jeśli weźmiemy pod uwagę budżet. Gdy przed sezonem Przegląd Sportowy przedstawiał ogólne budżety, Widzew uplasował na 7. miejscu w Ekstraklasie. Z wyższym budżetem niż Jagiellonia Białystok. Tu ważny jest jednak budżet na wynagrodzenia, a ten w Widzewie ze względu na strukturę wydatków, w tym na przykład na wysokość kosztów organizacji dnia meczowego czy koszty związane ze strukturą organizacyjną, jest w stosunku do ogólnego budżetu dość niski. W sezonie 2022/2023 według danych Grant Thornton i Raportu Piłkarska Ekstraklasa wydatki na wynagrodzenia plasowały Widzew wśród pięciu klubów wydających na nie najmniej. Teraz być może łódzki klub przesunął się w tym rankingu, ale nie sądzę, by ten awans był znaczący. Tym większe brawa należą się pionowi sportowemu, sztabowi szkoleniowemu i drużynie za miejsce w tabeli. Ważne też, że w Widzewie jest świadomość, iż do podniesienia poziomu piłkarskiego niezbędne będzie zwiększenie nakładów na pierwszą drużynę. To dobra wiadomość dla kibiców. Tym bardziej, że wbrew czasem pojawiającym się opiniom, Widzew ma dość dobrze opracowaną strategię sportową, procedury skautingowe oraz wciąż podnosi standardy w zakresie opieki nad piłkarzami i wprowadzania ich do drużyny. Jeśli wzrośnie budżet na wynagrodzenia, w połączeniu z dobrą pracę sztabu szkoleniowego, można będzie oczekiwać lepszych wyników.
Wspomniałem, że wiele statystyk sezonowych Widzewa nie prezentuje się dobrze. Na plus można zaliczyć to, że Widzew jest drużyną wybieganą. Jest to zgodne z przyjętym modelem gry. Średni przebiegnięty dystans na mecz wyniósł w tym sezonie 116,97 kilometra. Wyższy miały tylko Raków, Puszcza i Warta, a bezpośrednio za Widzewem uplasowała się Jagiellonia. Dużo gorzej łódzki klub wypadł pod względem liczby sprintów. Średnia na mecz 96,3 dała Widzewowi 9. miejsce. Już zupełnie słabo pod względem wartości wskaźnika oczekiwane gole (xG), który odnosi się do jakości stwarzanych sytuacji pod bramką. Jego średni poziom wynoszący 1,17 na mecz, uplasował Widzew dopiero na 13. miejscu. Natomiast wartość wskaźnika oczekiwane stracone gole wyniosła 1,34. Widzew pod tym względem był na 6. miejscu i to akurat źle świadczy o grze defensywnej. Jeszcze gorzej to wygląda, gdy spojrzy się na liczbę stworzonych przez Widzew sytuacji o wartości oczekiwanego gola powyżej 0,3. Takich łódzki klub stworzył tylko 14. Mniej miały jedynie Stal Mielec (10), Warta Poznań (11) i ŁKS (13). Mistrzowska Jagiellonia stworzyła ich aż 35. Widzew wykorzystał połowę tych sytuacji, a mniej wykorzystanych miały tylko Warta i ŁKS.
Co ciekawe, statystyki dotyczące średnio przebiegniętych kilometrów na mecz, oczekiwanych goli, średniej liczby oddanych strzałów na mecz, czy średniej liczby sprintów Widzew miał wyższe w sezonie 2022/2023, gdy zajął niższe miejsce w tabeli. Poprawił się natomiast w średniej liczbie oddanych celnych strzałów. Oczywiście, nadzieję w serca łódzkich kibiców wlała dobra wiosna, co biorąc pod uwagę ostatnie lata, jest również nietypowe. Można to łączyć ze zmianami na ławce trenerskiej i uspokojeniem ogólnej sytuacji w klubie. Od stycznia Widzew zdobył aż 24 punkty w 15 meczach i w tym okresie zajął 5. miejsce w tabeli. Tracąc do najlepszej w tym roku Legii tylko trzy punkty. To dobry wynik, bo jesienią zdobył 22 punkty w 19 meczach. Dodatkowo zwyciężył w Łodzi z warszawską drużyną, a z Lechem zainkasował w tym sezonie 4 punkty. Wygrał też ostatni mecz z Radomiakiem, z którym do niedawna raczej przegrywał. Wszystko to zbudowało atmosferę. Zestawiając jednak miejsce w tabeli oraz wyniki w sezonie 2023/2024 z budżetem i statystykami sezonowymi, wydaje się, że dopiero kolejny przyniesie wiele odpowiedzi na pytania, dotyczące rozwoju piłkarskiego Widzewa.
Leszek Bohdanowicz
Członek Stowarzyszenia Sport Biznes Polska, ekspert Football Development Institute, autor książki „Praktyka zarządzania klubem piłkarskim: Strategia-Struktura-Tożsamość”