Co można zrobić w dwa tygodnie? Odzyskać lub stracić miłość. Wyleczyć rany po operacji plastycznej, czyli zmienić swój wygląd. Czasem można w czternaście dni poznać bliżej fajną panienkę lub jej mamusię, czyli przyszłą teściową. Jednych to odstraszy, a innych przyciągnie. Jak to w życiu. Przez ten czas może się zdarzyć wiele.
To, co w dwa tygodnie zrobił Daniel Myśliwiec nie było ani operacją plastyczną, ani kuracją wstrząsową. Tylko spokojną obserwacją. Z widzewskiego składu wypadło trzech „asów”: Serafin Szota, Luis Silva i Fran Alvarez. Na ławce usiadł Patryk Stępiński. Pojawili się za to: Juan Ibiza, Antoni Klimek, Julian Shehu, Mato Milos i niespodziewanie, do bólu pewny i konsekwentny, Mateusz Żyro. Rozegrał on z pewnością najlepsze spotkanie w barwach Widzewa od momentu kiedy pojawił się w Łodzi. To nie był ten sam piłkarz, którego pamiętaliśmy z nerwowych interwencji i niezgrabnego biegania po boisku. Bywały też w jego grze zaskakujące upadki. A jednak Żyro nie poddał się i udowodnił, że warto na niego liczyć i poczekać. Ma więc kłopot bogactwa Daniel Myśliwiec. Może także zaskakująco postawić na sprawdzony już kiedyś duet Szota – Żyro, a na ławkę posadzić Portugalczyka Silvę i Hiszpana Ibizę. Ten drugi wprawdzie zadebiutował, ale szału nie było. Nie powiem zatem za Marią Czubaszek, że „urwał spory kawał tylnej części ciała”. Nic z tego. Był to bardzo przyzwoity występ, choć przed nim kawał dobrej roboty wykonali defensywni pomocnicy – Kun i Hanousek.
CZYTAJ TEŻ: W Widzewie prawie rok czekali na ten dzień
Klimek to melodia przyszłości, ale w każdym ze swoich występów daje odrobinę nadziei. Tej dawki nie pożałowali także wchodzący z ławki: doświadczony 29-letni Sebastian Kerk i zaskakująco dojrzały Dawid Tkacz (doskonałe uderzenie z dystansu w doliczonym czasie gry) czy nieobliczalny joker Imad Rondić. Ten ostatni zaskoczył trybuny szaleńczymi, choć nieco chaotycznymi rajdami. Kto wie, może zawodnik rodem z Bośni i Hercegowiny będzie „czarnym koniem” tych rozgrywek? Potencjał ma duży, tylko czy go wykorzysta?
Ponoć za piłkarzami trudno trafić, ale od czego jest przewodnik? Takim może okazać się nowy trener Widzewa, który trafił do ekstraklasy w najlepszym dla siebie i chyba drużyny momencie. Te wspaniałe (oby) czternaście dni dały mu niepowtarzalną szansę na ulepienie z drużyny takiego „potworka”, jakiego chciałby mieć. Efekt przyszedł bardzo szybko – 2:0 z Cracovią i trzy punkty. Małe ma znaczenie fakt, że goście zagrali słabiej i przewidywalnie. Liczy się końcowy efekt, a ten ewidentnie jest pozytywny.
Najjaśniejszym punktem drużyny Jacka Zielińskiego był bramkarz Sebastian Madejski, choć przy bramce Bartłomieja Pawłowskiego miał już piłkę na rękawicy. Idol „widzewskich serc” jak nikt w lidze potrafi wykorzystać mięśnie obręczy barkowej, kręgosłupa i szyi. Świetnie do ostatniej chwili ukrywa kierunek uderzenia głową. Tym razem, też było podobnie. Jeśli miałbym się czepiać (a lubię) to Sebastian Madejski musi zwrócić uwagę na współpracę z obrońcami.
NIE PRZEGAP: Trybuny na Widzewie dawno nie miały się tak dobrze! [ZDJĘCIA]
Drugi gol dla Widzewa to efekt powrotu „szalonego konia”, czyli Jakuba Jugasa. Samobójczy gol 31-letniego obrońcy chluby mu nie przynosi. Szybki powrót nie oznacza, że trzeba zamknąć oczy i pędzić pod bramkę bez opamiętania. Ale tak to bywa… Szczęście jednych, to dla drugich gorzkie łzy porażki. Tak chwalony po poprzednich meczach Michał Rakoczy (na szczęście obyło się bez „rewanżu” Nunesa), zagrał słabsze zawody, a pozbawiony wsparcia kolegów, nadawał się do zmiany.
Ogromnie jestem ciekaw dalszych występów obu drużyn. A przy okazji, jak się chce być osobą medialną, trzeba się liczyć z koniecznością udzielania ekskluzywnych i indywidualnych wywiadów, nawet w najtrudniejszych dla sportowca, bo po porażce, chwilach. Takie mamy czasy. W takich żyjemy. Zaglądanie „do portfela” i „pod spódnicę” nie jest może zbyt eleganckie, ale jaki może być potem widok. Żarty na bok. Ci, którzy są już kimś w sporcie, wywiadów, zaproszeń na spotkania, audycje, odmawiać nie powinni. Bo od tego są! To napędza ich karierę (oby!), pozwala lepiej dać się poznać kibicom i tworzy tak potrzebną w tych „galopujących czasach” medialną otoczkę. Bez niej teraz trudno funkcjonować. Kiedyś, z racji wieku i doświadczenia mogę tak napisać, jeden z piłkarzy próbował odmówić mi wywiadu, argumentując decyzję „brakiem szkolenia medialnego”. Chłopie! – nie traciłem pewności siebie. Mów co czujesz! Kurs nam nie jest potrzebny. I się zaczęło… Dowiedziałem się, że sympatyczny zawodnik grał na wypełnionych do ostatniego miejsca największych stadionach i strzelał cudowne gole. Bo fantazja, bo fantazja jest od tego…
Na koniec dodam, że mogę już Państwu powiedzieć, kto będzie selekcjonerem naszej reprezentacji. Rozwiązanie zagadki jest banalnie proste – będzie to osoba o inicjałach MP. Resztę proszę sobie samemu dopowiedzieć.
Bo fantazja, bo fantazja jest od tego…
Dariusz Postolski, dziennikarz, komentator sportowy, ekspert Radia Łódź
Daniel MyśliwiecDariusz PostolskiPKO EkstraklasapublicystykaWidzew Łódź