Przerwa w rozgrywkach to czas wzmożonej pracy dyrektorów sportowych i władz klubów. Tak jest we wszystkich dyscyplinach sportowych – między innymi w futsalu. Szczególnie dużo pracy mają w Widzewie, który ponownie czeka kadrowa rewolucja.
Widzew Łódź Futsal przegrał ćwierćfinałowy dwumecz z Piastem Gliwice i odpadł z gry o mistrzostwo Polski. Dla łódzkiej ekipy już sam awans do play-offów był jednak sporym sukcesem – szczególnie biorąc pod uwagę, że drużyna była budowana już w trakcie sezonu.
– Sezon był wybitnie udany. Biorąc pod uwagę wielkie zmiany kadrowe, opóźniony powrót Jeffera i to, w jaki sposób nam się ten sezon układał, to znalezienie się w fazie play-off można ocenić tylko dobrze, a środowisko ocenia nas nawet bardzo dobrze – mówił trener Widzewa Futsal w programie Sport po Łódzku na antenie TVP3 Łódź.
Niestety wszystko wskazuje na to, że przed władzami klubu oraz samym Stanisławskim kolejne ogromne wyzwanie. Widzew opuściło bowiem kilku liderów i zespół będzie trzeba budować na nowo. A wiele wskazuje na to, że łódzki klub będzie miał ponownie jeden z najniższych budżetów w całej lidze.
– Padliśmy poniekąd ofiarą własnego sukcesu. Wprowadzamy zawodników, którzy nie mają na rynku wielkiej marki, rozwijamy ich i promujemy, no i później jesteśmy ofiarą tego, że w sezonie dobrze funkcjonujemy. Pamiętam, jak mówiłem zimą, że trudniej będzie utrzymać takich zawodników jak Filip Marton i dwóch Finów, niż ich ściągnąć do Łodzi. I miałem rację, bo okazało się, że Finów nie utrzymaliśmy.
Niestety, z klubu odeszli nie tylko Pappanen i Sylla. Kolejny raz z drużyną pożegnali się niemal wszyscy najlepsi zawodnicy. W tej grupie znaleźli się m.in. Kamil Izbiański, Kamil Kucharski, Adrian Ramirez, Arkadiusz Szypczyński i Filip Vaktor.
Widzew nie próżnuje i cały czas rozmawia z potencjalnymi zawodnikami. Z dwoma z nich udało się dogadać. W Widzewie w przyszłym sezonie będą występować Dima Rybitskyi oraz Oliwier Jagielski.
– Szukamy cały czas zawodników nieoczywistych. Takich, którzy będą widzieć dla siebie szanse rozwoju tutaj, a my już w nich widzimy jakiś potencjał na coś więcej niż tylko szanse. Dziś musimy to robić, ale co jeszcze ważniejsze: chcemy to robić. Oliwier dziś jest w takim miejscu. Liznął ekstraklasy, już wie, co trzeba mieć i jak trzeba pracować, żeby w niej funkcjonować. Jest to chłopak z naszego regionu, mocno związany emocjonalnie z Widzewem. Do tego lewonożny, więc szczególnie dla nas w ostatnich latach, towar deficytowy – skomentował Marcin Stanisławski.
Wiele osób, musząc sklecać zespół w połowie sezonu, zapewne by się poddało i jedynie próbowało wywalczyć utrzymanie w ekstraklasie. Ale nie Marcin Stanisławski, który z kilku osób, z którymi jeszcze pół roku temu znał się tylko z wiadomości na WhatsAppie, stworzył drużynę, która znalazła się w gronie ośmiu najlepszych drużyn w Polsce, wyprzedzając m.in. Legię Warszawa.
– Czuję, że osobiście rozwinąłem się jako człowiek zarządzający ludźmi i osoba, która musi wiele rzeczy budować i naprawiać. Teraz chwila na podsumowania i zaraz zabieramy się do pracy, by znów Widzew miał swoje miejsce wśród najlepszych zespołów w Polsce. Charakteru temu zespołowi nie brakowało, nie brakuje i mogę obiecać, że nie będzie brakować – zakończył Stanisławski.