

Widzew Łódź pojechał do Gdańska po komplet punktów, ale wraca bez choćby jednego. Piłkarze prowadzeni przez Igora Jovićevicia prowadzili w Gdańsku po trafieniu Sebastiana Bergiera, ale pozwolili gospodarzom odwrócić losy meczu. Decydujący cios padł w doliczonym czasie gry.
Spotkanie z Lechią Gdańsk było jednym z pięciu ostatnich meczów, które zostały Widzewowi do rozegrania jeszcze w 2025 roku. Faworytem wydawał się Widzew, ale Lechia pokazała już w tym sezonie, że potrafiła grać z faworytami. Zawodnicy z Trójmiasta pokonali chociażby Pogoń Szczecin.
Celem zespołu z Gdańska jest utrzymanie w elicie. Obecnie Lechia ma na koncie 10 punktów, chociaż zdobyła ich już 15. To oczywiście pokłosie ujemnych punktów, którymi Lechia została ukarana przed sezonem.
W najnowszej historii rywalizacji tych drużyn mamy remis. Od powrotu Widzewa do ekstraklasy obie drużyny mierzyły się czterokrotnie. Raz wygrał Widzew, raz Lechia i dwukrotnie padł remis. Ostatni mecz lepiej wspominają łodzianie, którzy wygrali z Lechią w kwietniu 2:0 po golach Juljana Shehu i Frana Álvareza.
CZYTAJ TAKŻE: Ten transfer Widzewa jeszcze się spłaci. „Jest TOP” [WIDEO]
Już w 6. minucie Widzew po raz pierwszy stanął przed szansą na zdobycie bramki. Łodzianie dobrze rozegrali akcję prawą stroną, gdzie Angel Baena płasko dograł do Juljana Shehu. Albańczyk nieznacznie jednak chybił, uderzając z pierwszej piłki. W 24. minucie powinno być 1:0 dla Widzewa, ale Angel Baena zanotował chyba pudło sezonu. Hiszpan przerzucił piłkę nad bramkarzem Lechii, zwiódł obrońcę i gdy miał pustą bramkę, uderzył ją tak lekko, że ta nie zdążyła dolecieć do bramki.
Do przerwy w Gdańsku był bezbramkowy remis. Na pewno groźniejszy w polu karnym rywala był Widzew. Po zmianie stron obie strony szybko przeszły do konkretów. W 50. minucie Shehu odebrał piłkę po stracie Álvareza i zagrał idealną piłkę do Sebastiana Bergiera. Ten przyzwyczaił nas w tym sezonie, że raczej nie marnuje takich sytuacji. Widzew prowadził w Gdańsku 1:0. Duże pretensje po tym golu miał szkoleniowiec Lechii, który twierdził, że Tomáš Bobček był faulowany w początkowej fazie tej akcji i gol nie powinien zostać uznany. Sędziowie uznali jednak inaczej i uznali trafienie Bergiera. Chwilę później mogło być 2:0, ale tym razem Bergier nieznacznie chybił po podaniu od Frana Álvareza.
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i tak też było tym razem. Łodzianie niezbyt długo cieszyli się tym prowadzeniem, bo jeszcze przed upływem godziny gry Lechia wyrównała. W 59. minucie Widzew stracił piłkę niedaleko własnego pola karnego, gospodarze dograli w pole karne, a tam zza pleców Diona Gallapeniego wyskoczył Tomáš Bobček i umieścił piłkę w siatce Widzewa.
W 78. minucie mecz został przerwany na około 12 minut z powodu odpalonych rac przez kibiców. Taka przerwa spowodowała, że do drugiej połowy sędzia doliczył aż 14 minut. W trakcie dodatkowego czasu dużo aktywniejsi byli lechiści. W 96. minucie po razu drugi w tym meczu łodzianie nie upilnowali Tomáša Bobčka. 24-letni napastnik Lechii potwierdził swoją znakomitą dyspozycję, pakując głową piłkę do siatki Ilicia.
Igor Jovićević starał się ratować sytuację wpuszczając na boisko jeszcze Andiego Zeqiriego, ale łodzianie nie zdołali choćby wyrównać. Lechia pokonała Widzew 2:1. Co ciekawe trener John Carver pokonał Widzew dokonując tylko jednej zmiany przez całe spotkanie i to w 11 minucie dolicznego czasu gry.
Lechia Gdańsk 2:1 Widzew Łódź
0:1 – Sebastian Bergier 50′
1:1 – Tomáš Bobček 59′
2:1 – Tomáš Bobček. 90+6′
Lechia: Weirauch – Wójtowicz, Diachuk, Rodin, Wojtko – Mena, Kapić (Pllana 90+11′), Zhelizko, Sezonienko – Neugebauer, Bobček
Widzew: Ilić – Andreou, Visus, Żyro, Gallapeni (Kozlovsky 67′) – Czyż, Álvarez (Teklić 77′), Shehu – Baena (Meïssa Ba 77′), Fornalczyk (Akere 67′), Bergier
CZYTAJ TAKŻE: To będą piękne lata Widzewa. Celem jest puchar