Widzew wciąż pozostaje bez wygranej z Legią Warszawa w XXI wieku. Co tym razem zdecydowało o niepowodzeniu?
Niespodzianki nie było. Widzew przegrał w niedzielę z Legią Warszawa 1:3. Przegrał ten mecz całkowicie zasłużenie, chociaż nie musiał. Gdyby dopisało szczęście, gdyby Jordi Sanchez lepiej zakończył akcję z początku drugiej połowy, gdyby nie fatalne zachowania w obronie… Oczywiście to tylko gdybanie.
Prześledźmy jednak najważniejsze, kluczowe wydarzenia tego meczu.
Nie pierwszy raz drużyna Janusza Niedźwiedzia straciła gola po własnym rzucie rożnym. To kryminał. Zanim się to stało, dobrą okazję miał Mato Milos. Za chwię Legia cieszyła się z prowadzenia, bo po raz kolejny Widzew nie stworzył żadnego zagrożenia po własnym rzucie rożnym. Stworzyli rywale, którzy przecież się bronili.
Piłkę przejął Kacper Tobiasz i natychmiast zagrał długą piłkę do Ernesta Muciego. Dalej już wiemy, co było. Albańczyk wyszedł sam na sam z Henirichem Ravasem i pewnym strzałem go pokonał. Słowak dobrze zna takie sytuacje, bo w poprzedniej kolejce niemal tak w identycznej akcji pokonał go Matias Nahuel. Zarówno przy rzucie rożnym, jak i pod bramką Widzewa mieliśmy więc tak popularną w łódzkiej drużynie “powtarzalność”. Ale chyba nie o taką powtarzalność chodziło.
Ale i Legia się myliła tego popołudnia. Widzewiacy niemal skopiowali akcję rywali. Ravas puścił w bój Jordiego Sancheza, a Hiszpan zabawił się z obrońcami gospodarzy i był remis.
W poprzednim meczu Widzewa na Łazienkowskiej, łodzianie też gonili wynik i też doprowadzali do remisów (wtedy było jednak 2:2). I mieli okazję, by wyjść na prowadzenie (pamiętna akcja Kristoffera Normanna Hansena). Teraz było podobnie, tylko nie w samej końcówce, ale zaraz po przerwie. Po świetnym zagraniu Bartłomieja Pawłowskiego (wcześniej wygrany pojedynek powietrzny Jordiego) hiszpański napastnik był sam przed Tobiaszem. Mógł podać do kolegi obok, mógł strzelić gola, ale przestrzelił. – Czuję się odpowiedzialny za tę porażkę, bo zmarnowałem jedną bardzo dobrą okazję do zdobycia bramki oraz przy stracie drugiego gola, to ja straciłem piłkę w środku pola. Nie jestem szczęśliwy i czuje się odpowiedzialny za tą przegraną. Jestem zawiedziony tą akcją z początku drugiej połowy, bo sądzę, że mam jakość, która pozwala skończyć taką sytuację lepiej – powiedział po meczu Jordi.
Brawa za szczerość i charakter, ale przez niego Widzew nie przegrał tego meczu.
W drugiej połowie padły jeszcze drugi i trzeci gol dla Legii. Ale ważne było to, co wydarzyło się jeszcze zanim Muci po raz drugi pokonał Ravasa. W 71. minucie, czyli 4 minuty przed golem Albańczyka, trener Kosta Runjaić poszedł na całość, pokazał, że interesuje go tylko zwycięstwo. Było 1:1, kiedy szkoleniowiec Legi wpuścił na boisko wszystko co miał najlepsze na ławce, jeśli chodzi o ofensywę, czyli napastników Marca Guala i Tomasa Pekharta. Hiszpan i Czech goli nie strzelili, ale wykonali swoją robotę, absorbowali obrońców Widzewa.
Trener Janusz Niedźwiedź zrobił zmianę chwilę wcześniej. Zdjął Frana Alvareza, wpuścił Dominika Kuna. Ulubiony piłkarz szkoleniowca Widzewa jest od dawna w słabej formie i nie przez ostatni tydzień się nie zmieniło. Kun osłabił drużynę, tak samo jak wpuszczony w przerwie Ernest Terpiłowski. To były fatalne zmiany, które miały wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie meczu.
CZYTAJ TEŻ: Będzie nowy trener Widzewa? Już po rozmowach z władzami klubu?
Były i kolejne zmiany. Gdy od kilku minut Widzew przegrywał jednym golem Niedźwiedź zdjął najgroźniejszego napastnika, czyli Jordiego. Nie wpuścił jednak za niego sprowadzonego latem Imada Rondicia, tylko Andrejsa Ciganiksa. Wszedł też Mateusz Żyro za Patryka Stępińskiego. Do ataku przeszedł m.in. grający fatalnie Terpiłowski. Co to miało dać? Trudno zrozumieć te zmiany.
Zamiast Kuna mógłby wejść np. Juljan Shehu, który miał być przyszłością Widzewa, a Albańczyk nawet nie zmieścił się w kadrze na Legię. Mógłby wejść jeden z bohaterów ostatniego meczu łodzian na Legii, czyli Kristoffer Normann Hansen, ale Norwega w Widzewie już nie ma, bo rozwiązano z nim kontrakt. Mógłby wejść też Sebastian Kerk, który był w kadrze, ale cały mecz przesiedział na ławce. Było 2:1 dla Legii i ponad kwadrans, by pójść na całość, zaryzykować. Trener Widzewa nawet jednak nie spróbował.
I to właśnie zmiany – te w niedzielne popołudnie i te w letnim oknie transferowym – zdecydowały w dużym stopniu o porażce Widzewa w Warszawie. Wiadomo, że Legia ma lepszych piłkarzy i lepszą drużynę, ale można było swojej pomóc bardziej. Tak samo, jak wątpliwości budzą decyzje kadrowe, czyli właśnie transfery Rondicia, czy zwłaszcza Luisa da Silvy, który w sześciu meczach w Widzewie zobaczył już dwie żółte i dwie czerwone kartki i popełnił w nich więcej błędów, niż Martin Kreuzriegler w 30 meczach poprzedniego sezonu.
Teraz w Widzewie myślą o zmianie trenera.