Długo trwało nim Widzew skruszył twardą obronę Skry Częstochowa. Ale gdy już się rozpędził, groźny beniaminek został rozbity.
Żelazna defensywa przeciwko najlepszemu atakowi – tak można było zapowiedzieć piątkowy mecz na stadionie Widzewa. Oba zespoły straciły dotąd po osiem goli, ale goście aż pięć w pierwszych dwóch kolejkach, zaś w kolejnych sześciu tylko trzy. O sile Skry przekonała się ostatnio Arka Gdynia, przegrywając 1:2.
Już pierwsze minuty pokazały, że gra przeciwko beniaminkowi to bicie głową w twardy, ale ruchomy mur, który błyskawicznie się przesuwa. Gdy tylko Widzew przejmował piłkę, 11 zawodników Skry błyskawicznie ustawiało się na swojej połowie i przeszkadzało w rozgrywaniu.
Nie tylko polskie drużyny mają problemy z atakiem pozycyjnym, więc Widzew męczył się strasznie. Gdy już wydawało się, że jest szansa na coś konkretnego, w pobliżu piłki robiło się niebiesko (w takich strojach grała Skra). Mało tego, goście pierwsi groźnie strzelali na bramkę, jednak Krzysztof Napora pomylił się o kilkanaście centymetrów.
Widzew szukał więc szans w stałych fragmentach. Blisko byli Daniel Tanżyna (po rzucie rożnym) i Marek Hanousek (po wolnym w boczną siatkę). Szło jednak bardzo ciężko., a jedynym pozytywem było, że Jakub Wrabel, który wrócił do bramki po kontuzji, był bezrobotny.
Aż przyszła 41. minuta. Widzew miał wrzut z autu: Radosław Gołębiowski, były zawodnik Skry, długo się zastanawiał, do kogo rzucić; w końcu wybrał Karola Danielaka, ten wbiegł w pole karne, strzelił, a piłka otarła się o rękę Oskara Krzyżaka. Sędzia podyktował rzut karny, wykorzystany przez Juliusza Letniowskiego. Uff! Udało się strzelić tzw. gola do szatni. Szczęśliwie.
Po przerwie role na boisku się odwróciły: teraz Widzew czekał na ataki Skry. Jej piłkarze mają jednak gorsze umiejętności, dlatego odbijali się od łódzkiego muru. Za to gospodarze jako pierwsi stworzyli okazję, trochę przypadkową, bo piłka znalazła się pod nogami Letniowskiego, mającego otwartą drogę do bramki, jednak kopnął od razu i za słabo.
Trener Janusz Niedźwiedź dokonał dwóch zmian, które błyskawicznie przyniosły efekt. Po akcji, która zaczęła się przed polem karnym i pięciu podaniach Bartosz Guzdek przestawił Adama Mesjasza, wyszedł sam na sam i technicznym uderzeniem podwyższył na 2:0. Po chwili mógł trafić drugi raz, kiedy dobijał strzał Mateusza Michalskiego, lecz nie trafił w bramkę. Co się jednak odwlecze… Obrońca Skry tak niefortunnie wybijał piłkę, że podał do Pawła Zielińskiego, ten zaś spokojnie pobiegł w pole karne, minął bramkarza i zdobył swojego gola w Widzewie. W czwartek gola dla Napoli strzelił jego brat, więc zapewne nie chciał być gorszy.
Mecz wreszcie stał się ciekawszy, bo Skra chciała strzelić honorowego gola, a gospodarze kontrowali. Kibice skandowali nazwisko trenera i domagali się kolejnych trafień, krzycząc, że trzy to za mało. Posłuchał ich Kacper Karasek, popisując indywidualną akcją i precyzyjnym uderzeniem z 16 m. To wszystko działo się na oczach byłych piłkarzy, którzy 25 lat temu rozegrali pierwszy mecz w Lidze Mistrzów i prawie trzech tysięcy dzieci zaproszonych na mecz. Jedni i drudzy byli zadowoleni.
Ambitni goście próbowali się odgryzać, przez co Wrąbel mógł się wykazać. Trener Niedźwiedź oszczędzał swoich liderów, bo w przyszłym tygodniu Widzew czekają dwa mecze: w środę w Rzeszowie z Resovią w Pucharze Polski i w sobotę – także na wyjeździe – z Puszczą Niepołomice.
Widzew Łódź – Skra Częstochowa 4:0 (1:0)
1:0 – Letniowski 42.
2:0 – Guzdek 63.
3:0 – Zieliński 66.
4:0 – Karasek 77.
Widzew: Wrąbel – Stępiński, Nowak, Tanżyna – Zieliński, Hanousek (69. Hanousek), Letniowski, Gołębiowski (69. Nunes) – Danielak (60. Michalski), Montini (59. Guzdek), Kun (69. Karasek)
Kos – Krzyżak, Mesjasz, Brusiło, Winiarczyk (72. Lukoszek)- Napora, Szymański, Stromecki (81. Baranowicz), Nocoń – Niedbała (60. Kwietniewski), K. Wojtyra (60. Mas)
Żółte kartki: K. Wojtyra, Krzyżak, Napora, Szymański
widzów: 16.571