Remis na wyjeździe, zwłaszcza z dobrze grającą wiosną Lechią Gdańsk, nie powinien być rozczarowującym wynikiem dla Widzewa. Ale jest, bo podobnie jak tydzień temu, był drużyną lepszą. Brakuje jednak skuteczności…
W drugim kolejnym meczu Widzew nie może zagrać w najsilniejszym składzie. Tydzień temu brakowało Jordi Sancheza, a do Gdańska nie pojechał Fabio Nunes – w obu przypadkach powodem byłu urazy. Wśród gospodarzy nie mógł zagrać Flavio Paixao, kat łodzian w pierwszej rundzie, kiedy Lechia wygrała 3:2.
Widzewiacy zaczęli bardzo agresywnie i w przeciwieństwie do dwóch poprzednich wiosennych meczów, kiedy byli w opałach i ratował ich Hendrik Ravas, ten to oni pierwsi stworzyli dwie doskonałe okazje: w 3. min Mato Milos słabo uderzył głową, a kwadrans później jeszcze bliżej powodzenia był Juliusz Letniowski, który strzelał z tzw. półwoleja będąc dziesięć metrów od bramki, jednak niecelnie. W obu przypadkach dośrodkowywał Sanchez, a sytuacje były efektem dużej przewagi.
Miło było patrzeć na to, jak zawodnicy Widzewa utrzymywali się przy piłce, a gdy tylko nadarzyła się szansa, przyspieszali. Widać było, że akcje były wyćwiczone, gdyż powtarzały się. Nie udało się tylko wytrenować jednego – umiejętności oddania celnego strzału. Pierwszy raz łodzianie dokonali tego dopiero w 45. min, a kopniętą przez Letniowskiego piłkę wybił Duszan Kuciak.
Lechia długimi fragmentami ograniczała się do biegania za piłką, a właściwie była do tego zmuszona. Dopiero po połgodzinie, kiedy widzewiacy nieco zwolnili, gospodarze kilka razy znaleźli się w polu karnym Widzewa. Ravas musiał się wysilić jedynie po strzale Rafała Pietrzaka z rzutu wolnego.
Pierwszą połowę oba zespoły zakończyły z czystym kontem, jednak Widzew ze stratą. Z powodu urazu w szatni został Patryk Stępiński, a jego miesce zajął Martin Kreuzriegler. Nie była to dobra zmiana, bo Austriak dwukrotnie dał się ograć przeciwnikom i drużyna miała kłopoty. Największe w 70. min, kiedy po strzale Kristersa Tobersa zza pola karnego piłka trafiła w poprzeczkę.
Goście sprawiali wrażenie lekko zmęczonych, co raczej nie dziwi, biorąc pod uwagę intensywność gry w pierwszej połowie. Już nie zamykali Lechii na jej połowie, a przede wszystkim stwarzali znacznie mniej okazji. Więcej trzeba oczekiwać od Letniowskiego, który często był przy piłce, jednak niewiele, a właściwie nic z tego nie wynikało. Marek Hanousek harował od pola karnego do pola karnego, a gdy osłabł, w środku pola zrobiła się dziura.
Trener Janusz Niedźwiedź robił zmiany, z których jednak niewiele wynikało. Słabsza postawa nie oznaczała jednak całkowitego braku szans. Groźnie główkował Sanchez (po ładnej akcji Ciganiksa), a w 86. min po szybkiej kontrze w polu karnym był z piłką Bartłomiej Pawłowski, lecz i on nie trafił w bramkę. Już w doliczonym czasie gry Pawłowski miał meczbola – błyskawiczną kontrę wyprowadził Julian Shehu, a jego kolega w sytuacji sam na sam strzelił za słabo i Kuciak odbił piłkę nogą!
Lechia: Kuciak – Bartkowski, Nalepa, Maloca, Pietrzak – Tobers – Durmus, Kubicki, Friesenbichler (65. Terrazzino), Conrado (72. Sezonienko) – Zwoliński
Widzew: Ravas – Stępiński (46. Kreuzriegler), Szota, Żyro – Milos (82. Zieliński), Hanousek, Letniowski (59. Kun), Ciganiks – Terpiłowski (75. Shehu), Sanchez, Pawłowski
Żółta kartka: Sezonienko
Widzów: 9422