150 meczów w ŁKS-ie, bramki na czterech poziomach rozgrywkowych, gol w derbach… Dla piłkarza, który utożsamia się z ŁKS-em to chyba wymarzona kariera?
Maksymilian Rozwnadowicz: Myślę, że każdy zawodnik cieszyłby się z tego wyniku. Ja jestem bardzo zadowolony z czasu, który spędziłem w Łodzi.
Ale dało się słyszeć, że chciał pan spędzić w ŁKS-ie jeszcze trochę czasu.
– Na pewno. Tym bardziej, że po ostatnim sezonie moja ambicja była podrażniona. Ostatni czas nie był dla nas udany. Jestem związany z Łodzią i ŁKS-em. Chciałem wrócić z nim do ekstraklasy. Szkoda, że mi nie wyszło. Myślałem, że uda się wypełnić ostatnie dwa lata kontraktu.
Przez tyle lat pracował pan aż z sześcioma trenerami. Z którym współpracowało się najlepiej?
– To ciężkie pytanie. Każdy trener ma swój styl, swoje podejście. Uważam, że od każdego szkoleniowca czegoś się nauczyłem, ale jeżeli miałbym wskazać przy którym rozwinąłem się najbardziej, wyciągnąłem najwięcej z gry, to postawiłbym na Wojciecha Stawowego.
Trener Stawowy “przestawił” pana ze środka obrony na defensywną pomoc. To chyba była kluczowa zmiana?
– Byłem z tego bardzo zadowolony. To był dla mnie przełomowy moment. Moja gra wyglądała dużo lepiej. Ja sam czułem się dobrze, ale też ludzie dookoła mnie zauważyli, że to moja nominalna pozycja.
Jakie jest pana najpiękniejsze wspomnienie związane z pobytem w ŁKS-ie?
– Na pewno awanse. Zwycięskie derby i gol na stadionie rywala. To zostanie ze mną na zawsze.
W 2022 roku praktycznie nie wychodził pan w podstawowym składzie. Co było tego powodem?
– Na początku roku dostawałem od klubu sygnały, że nie widzą mnie w ŁKS-ie. Próbowałem udowodnić, że się mylą. W końcu przyszedł ten czas, że dostałem zielone światło na odejście. Pojawiła się konkretna decyzja, że klub nie wiąże ze mną przyszłości, a na stole leżała oferta z Zagłębia Sosnowiec, którą przyjąłem.
Dużo zawdzięcza pan byłemu już dyrektorowi sportowemu Krzysztofowi Przytule? To jego decyzja, że trafił pan z Chrobrego Głogów do ŁKS-u.
– Na pewno tak. W ŁKS-ie rozwinąłem się, bardzo dużo przeżyłem, nabrałem doświadczenia, wiele osiągnąłem. Nie można odebrać dyrektorowi tego, że wyciągnął wtedy do mnie dłoń i zabrał mnie z Głogowa, bo nie wiadomo jak potoczyłaby się moja kariera.
Kibice mają do pana żal, że po przegranym 0:3 meczu z Resovią, kiedy prosili o wyjaśnienia co jest przyczyną waszej słabej formy nie odpowiedział pan. Dlaczego?
– To był ciężki moment. Przyjeżdża do nas Resovia, nie ujmując temu zespołowi, ale jeżeli dostajesz u siebie trzy bramki, przegrywasz mecz, trudno jest po meczu powiedzieć cokolwiek. Wiem, że kibice ŁKS-u wymagają, żeby kapitan stanął przed nimi i na szybko powiedział coś konstruktywnego. Zrobił się gwar, kilka osób na raz zaczęło zadawać pytania. Mnóstwo głosów, każdy mówił coś innego. Nie jest wtedy łatwo zabrać głos i normalnie pogadać.
Za to trenerzy uważali, że ma pan doskonałe predyspozycje do roli kapitana.
– Najważniejsze jest to co dzieje się w szatni. Szatnia musi być sterylna, muszą tam padać mocne słowa. Nie możemy klepać się po plecach kiedy idzie źle. Ja w ŁKS-ie uczyłem się roli kapitana. Nie dostałem tej opaski z marszu. Starałem się reprezentować ją godnie.
Żałuje pan tych słynnych słów o teście dla kibiców po remisie z Katowicami. Wydaje mi się, że to one diametralnie zmieniły pana postrzeganie wśród ełkaesiackiej społeczności. A może został pan źle odebrany?
– Myślę, że zostałem źle odebrany. To był wywiad po meczu, który nam nie wyszedł. Nie chciałem nikogo urazić, ani nikogo “testować”. Mieliśmy ciężki moment i mocno liczyłem na wsparcie fanów. Pamiętałem jak robiliśmy awans i kibice stali za nami murem. W trudnych momentach to bardzo się liczy. Jeżeli kogoś to uraziło to mogę go przeprosić.
Tych trudnych momentów było więcej. Jaki wpływ na drużynę miały problemy finansowe?
– Myślę, że problemy finansowe nie miały głównego wpływu na naszą motywację do gry. Oprócz pieniędzy były jeszcze inne czynniki, które razem złożyły się na to, że wyglądaliśmy słabo. Był moment, że rozmawialiśmy dużo w szatni, bo jedni mieli większe zaległości, drudzy mniejsze. Niektórzy składali pisma i ponaglenia do zapłaty, inni zastanawiali się nad tym, jeszcze inni nie brali takiej opcji pod uwagę. To wszystko ciągnęło się za nami i nie dawało komfortu psychicznego.
Czuje pan różnice między ŁKS-em a Zagłębiem? Jest coś co pana zaskoczyło w nowym klubie?
– Trudno żebym nie czul różnicy, skoro w ŁKS-ie spędziłem tyle lat. Byłem już przyzwyczajony do sposobu pracy w Łodzi, ale cieszę się, że wszystko potoczyło się tak, że znalazłem się w Sosnowcu. Skoro obie strony nie chciały iść w tym samym kierunku to trzeba było coś zmienić. Z Zagłębia miałem jasny sygnał, że chcą mnie, potrzebna jest im moja rola i charyzma na boisku. Wszedłem do drużyny, szatnia fajnie mnie przywitała, mam nadzieję, że przełoży się to na ligę.
Jaki cel sportowy postawiono przed wami w Zagłębiu?
– Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale na pewno będziemy walczyli o górne lokaty w tabeli. W lidze są mocne zespoły i myślę, że każdy może być w czubie. Chcemy wygrywać i walczyć o ekstraklasę.
Maciej Wolski po odejściu, strzelił już gola ŁKS-owi. Gdyby panu też się udało, będzie pan się cieszył?
– Nie będę okazywał radości, ani pokazywał żadnych cieszynek. Jestem w Zagłębiu i tu będę zostawiał teraz serce na boisku. Na pewno nie będę odpuszczał podczas meczu z ŁKS-em. Będę chciał strzelić gola. Tym bardziej, że to klub zadecydował o moim odejściu. Chciałbym im pokazać, że pomylili się w ocenie mojej osoby. Będę chciał się pokazać z jak najlepszej strony, ale z szacunku do klubu nie będę okazywał radości.
Na zgrupowanie z pierwszą drużyną ŁKS-u pojechał Michał Kołba, pana kolega. Uważa pan, że ma szansę na powrót do roli “jedynki” w bramce ŁKS-u?
– Myślę, że ma. W drugiej drużynie pokazał się z dobrej strony. Kadra, która pojechała na obóz walczy o pierwszą “jedenastkę”. Myślę, że skoro Michał pojechał na obóz to zrobi wszystko żeby być “jedynką”.
Jak pan ocenia potencjał ŁKS-u w nadchodzącym sezonie?
– Trudno mi powiedzieć. To wszystko działo się szybko. Przygotowywałem się z ŁKS-em tylko tydzień. Doszło kilka nowych osób. Nie wiem czy będą jeszcze jakieś ruchy transferowe. Na pewno klub musi zastosować plan naprawczy, który był przedstawiany. Mam nadzieję, że chłopaki będą walczyli o jak najwyższe cele. W drużynie są zawodnicy, którzy potrafią fajnie grać w piłkę. Muszą tylko oczyścić głowy, wziąć odpowiedzialność na siebie i pokazywać się z jak najlepszej strony.
Od kilku piłkarzy słyszałem, że testowany Dietter Reynders wypada bardzo słabo. Co pan o nim sądzi?
– Nie wiem czy to moja rola żeby go oceniać. To decyzje dyrektora sportowego i trenera. Skoro pojechał na obóz to znaczy, że sztab coś w nim widzi. Może mają na niego jakiś plan. Nie spędziliśmy ze sobą dużo czasu, nie mieliśmy okazji żeby dłużej porozmawiać. Nie wiem jaką jest osobą. Jest młody, lewonożny, gra na półlewym stoperze, może rozpatrywany jest pod kątem rywalizacji z Oskarem Koprowskim.
Niezależnie od tego jak potoczy się pana kariera, chciałby pan wrócić do ŁKS-u w przyszłości? Nawet w innej roli niż piłkarz?
– Nie zastanawiałem się nad tym. Chcę grać w piłkę, chcę się dalej rozwijać. Nie zamykam się na ŁKS. Jeżeli kiedyś chcieliby ze mną współpracować to tę propozycję rozważę w pierwszej kolejności.
Po tylu wspólnych latach trudno pożegnać się z kibicami?
– Chciałbym podziękować kibicom za ten czas, który spędziłem w ŁKS-ie. Za te lepsze i gorsze momenty, które też niestety były. Życzę awansu, pełnego stadionu na każdym meczu. Wspierajcie chłopaków i mocno ich dopingujcie. Bądźcie dla nich dwunastym zawodnikiem. W kibicach ŁKS-u jest siła, co udowadniali nieraz. Dzięki za te wszystkie lata. Do zobaczenia w październiku. Trzymam kciuki żeby w tym sezonie awansował ŁKS i Zagłębie Sosnowiec.
Z Maksymilianem Rozwandowiczem rozmawiał Filip Kijewski.