Jest pierwszym Francuzem w 115-letniej historii ŁKS-u, dla łódzkiej drużyny zostawił klub, w którym spędził ponad dekadę, a przed pierwszym treningiem objechał Łódź na hulajnodze – poznajcie Adriena Louveau, nowego stopera klubu z al. Unii, który błyskawicznie zdobył zaufanie Kazimierza Moskala.
Michał Marchlewski (Łódzki Sport): Zacznijmy od najważniejszego wydarzenia roku dla każdego łódzkiego kibica. Jakie to uczucie już w drugim meczu w nowym klubie zagrać najbardziej prestiżowe spotkanie sezonu? Pamiętasz, co czułeś, gdy przed derbami Łodzi trener wyczytał Twoje nazwisko w podstawowej jedenastce?
Adrien Louveau (obrońca ŁKS-u): Już w tygodniu poprzedzającym mecz czułem, że znajdę się w wyjściowym składzie, więc byłem na to przygotowany. Bardzo ekscytujący jest moment, gdy przyjeżdżasz na stadion, widzisz mnóstwo fanów, doświadczasz gorącej atmosfery, ale jednocześnie jesteś osamotniony – czujesz, że ci kibice tylko czekają na twój błąd, chcą twojej skóry.
Jak ten mecz wyglądał z Twojej perspektywy?
Moim zdaniem o zwycięstwie Widzewa zadecydowały detale. Obie drużyny miały swoje okazje na zdobycie bramki. W ich tworzeniu Widzew nie radził sobie wcale dużo lepiej od nas, był po prostu skuteczniejszy. Na koniec meczu czuliśmy niedosyt. Cóż, tak bywa w futbolu – liczę na to, że zrewanżujemy się wiosną, grając przed naszymi kibicami.
Zagrałeś do tej pory w czterech meczach ŁKS-u. Jesteś zadowolony z tych występów?
Nie ze wszystkich. Myślę, że wyglądałem całkiem nieźle, ale stać mnie na więcej. Wierzę, że jeśli dostanę kolejne szanse, będę się czuł coraz lepiej i zrobię kolejne kroki naprzód.
A z którego spośród nich jesteś zadowolony najbardziej?
Z tego przeciwko Pogoni. Byliśmy w tamtym meczu mocno skoncentrowani na obronie, dobrze pracowaliśmy w tyłach. Brakowało mi jednak okazji, by robić to, co bardzo lubię – wprowadzać piłkę, szukać gry.
Jak postrzegasz różnice pomiędzy piłką polską a francuską?
Po czterech meczach trudno powiedzieć wiele, ale mam wrażenie, że futbol we Francji jest w większym stopniu oparty na posiadaniu piłki. W Polsce ważniejsze są fazy przejściowe pomiędzy obroną a atakiem oraz wywieranie presji na rywalu, na dobrym poziomie jest intensywność gry. Podoba mi się to.
W jakim stopniu obecne miejsce w tabeli mówi prawdę o sile ŁKS-u?
Po pierwsze trzeba zwrócić uwagę na to, że tabela jest wciąż bardzo ściśnięta. Dość niesamowite jest to, że jedno zwycięstwo może dać awans o cztery czy pięć pozycji. Oczywiście miejsce, które zajmujemy obecnie, nie jest dobre, nie jesteśmy z niego zadowoleni. Mocno trenujemy nad tym, aby je poprawić, ale mamy wielu nowych piłkarzy, potrzebujemy wypracować więcej automatyzmów. Wynik nie zawsze mówi całą prawdę o zespole i o jego grze. Dobrym przykładem jest ostatni mecz z Wartą. Nasi rywale wygrali go przede wszystkim dzięki skuteczności – strzelili dwie bramki, ale nie stworzyli wielu sytuacji podbramkowych. Z piłką przy nodze to my byliśmy lepsi. Widziałem w naszej grze sporo pozytywów – świetnych podań, dobrego ruchu bez piłki, wymienności pozycji. To optymistyczny sygnał przed kolejnym meczami. Mamy nad czym pracować, ale myślę, że stać nas na to, żeby punktować dużo lepiej.
Co wymaga poprawy w pierwszej kolejności?
Przede wszystkim skuteczność, bez niej nie ma mowy o zdobywaniu punktów. Potrzebujemy też więcej śmiałości, pewności siebie. Nie brakuje nam jakości, ale czasem wydajemy się trochę przestraszeni, przyblokowani, przez co nie potrafimy pokazać pełni swoich umiejętności. Musimy grać swoją piłkę, być śmiałymi i trzymać dyscyplinę taktyczną, a wtedy nasza piłkarska jakość powinna dać o sobie znać.
Jednym słowem, problem dotyczy Twoim zdaniem w znacznie większym stopniu mentalności, Waszego nastawienia niż umiejętności piłkarskich czy taktyki?
Tak, zdecydowanie. Mamy jakość. Potrzebujemy więcej śmiałości i wypracowania automatyzmów, a wtedy wszystko powinno wyglądać lepiej.
Przejdźmy do historii Twojego transferu do ŁKS-u. To dość wyjątkowy przypadek – polska liga nie należy do najbardziej typowych wyborów młodych francuskich piłkarzy. Co przekonało Cię, żeby przenieść się do Łodzi? Przed transferem miałeś sporo wątpliwości?
Dla mnie cała ta sytuacja była mocno niespodziewana – przygotowywałem się we Francji do tego, aby podpisać kontrakt z jednym z tamtejszych klubów. Nagle pod koniec czerwca zadzwonił do mnie mój agent z informacją, że pojawiła się okazja na transfer do Polski. To było zaskoczenie. Polską ligę kojarzyłem wcześniej przede wszystkim z najsłynniejszymi klubami, które grają regularnie w europejskich pucharach – z Lechem, czy z Legią. Zasięgnąłem języka, porozmawiałem z ludźmi, którzy znają ten kraj i ten klub i uznałem, że warto spróbować. Przyjechałem na tydzień z myślą, że nie mam nic do stracenia: jeśli klub będzie mnie chciał i będę się tutaj czuł dobrze, to zostanę; jeśli nie, to w najgorszym wypadku po kilku dniach po prostu wrócę do Francji. Po tygodniu testów bardzo mi się tu spodobało, klub był zainteresowany zatrzymaniem mnie i wspólnie uznaliśmy, że warto to kontynuować.
Pamiętasz pierwszy dzień spędzony w Łodzi? Przyjeżdżając, nie wiedziałeś pewnie niczego ani o klubie, ani o mieście. Jakie było Twoje pierwsze wrażenie po tym, jak tu dotarłeś? Czy coś Cię zaskoczyło?
Zameldowałem się w hotelu na Starym Polesiu, zaniosłem bagaże do pokoju i pomyślałem: nie chcę tu siedzieć, trzeba się ruszyć, przejść się, zobaczyć ulice. Pożyczyłem hulajnogę i zrobiłem sobie przejażdżkę po Łodzi. Ktoś powiedział mi, że muszę odwiedzić Manufakturę. Pojechałem tam i od razu mi się spodobało – fajne miejsce, przyjemna atmosfera, dobre restauracje. Potem trafiłem do zupełnie innej, robotniczej części miasta, to też było zaskoczenie. We Francji większość ludzi kojarzy głównie Warszawę i Kraków, najbardziej znane miasta. Przyjeżdżając tutaj, nie spodziewałem się, że Łódź jest tak duża, że mieszka tu tak dużo ludzi.
Czyli już na starcie zafundowałeś sobie mały tour po Łodzi.
Oj, nie taki mały! [śmiech] Codziennie poznaję nowe miejsca, odwiedzam restauracje, odkrywam to miasto. Myślę, że to bardzo ważne – grając tutaj, muszę znać Łódź, czuć się w niej dobrze. Robię to też z myślą o mojej dziewczynie, która wkrótce do mnie przyjedzie. Chcę jej pomóc w tym, aby jak najszybciej się tu odnalazła.
To jakie jeszcze miejsca udało Ci się odkryć?
Podoba mi się na Piotrkowskiej – to, że jest tam tak duży ruch, że jest gdzie posiedzieć. Bardzo lubię pływać, więc dość często bywam na Fali. Przyjemność sprawia mi też chodzenie, spacerowanie, obcowanie z naturą i bardzo podoba mi się to, że w Łodzi jest tak dużo parków. Ogólnie jestem osobą, która unika siedzenia w domu, chcę jak najmocniej cieszyć się każdym dniem. Dzięki temu, gdy wracam do domu czuję się dobrze i mogę w stu procentach skupić się na futbolu.
Czyli raczej nie masz problemów z adaptacją w nowym miejscu?
Jestem tu dopiero od dwóch miesięcy, więc ten proces adaptacji na pewno jeszcze trwa. Czuję się tu jednak dobrze, sprawę zdecydowanie ułatwia to, że mam wokół siebie świetnych kolegów z drużyny.
Na podstawie pomeczowych vlogów wnioskuję, że wciągnęło Cię nie tylko miasto, ale też atmosfera stadionu ŁKS-u.
Tak, gdy gramy u siebie, czujemy, że cały stadion jest z nami. We Francji w wielu klubach jest tak, że doping prowadzi tylko jeden sektor – ten, w którym siedzą najgłośniejsi fani. Na ŁKS-ie od razu słychać oczywiście, gdzie siedzą najbardziej zagorzali kibice, ale do dopingu włącza się cały stadion. To tworzy świetną atmosferę.
TUTAJ przeczytasz drugą część wywiadu, w której Adrien Louveau opowiada o