Zwykle w czasie zagranicznych podróży staram się nie tracić kontaktu ze sportem. Nawet jeśli możliwe jest tylko zobaczenie miejscowego stadionu lub klubowego sklepu. Nie inaczej było podczas mojej ostatniej wizyty w Bostonie. Początkowo planowałem odwiedzenie Gillette Stadium, gdzie swoje mecze rozgrywają New England Patriots (futbol amerykański) oraz New England Revolution (piłka nożna). Ten jednak nie jest położony w samym Bostonie, a w oddalonym od niego około 30 mil Foxborough.. Zabrakło czasu i dlatego wybrałem znajdujący się blisko centrum miasta Fenway Park, gdzie swoje mecze rozgrywa drużyna baseballa Boston Red Sox.
Nie tylko o rozgrywkach, ale też o zasadach gry w baseball wiedziałem niewiele. W opinii większości osób, które znam, jest to sport nudny i niezrozumiały. Moje odczucia przed wizytą były podobne, jednak zwyciężyła ciekawość. Gdy spojrzałem w terminarz, to nie bez zaskoczenia zauważyłem, że Red Sox rozgrywają właśnie 10 pojedynków dzień po dniu na swoim stadionie. Najpierw 3 z Toronto Blue Jays, później 4 z Kansas City Royals, a na koniec 3 z Detroit Tigers. To jeszcze nic. Okazuje się, że tylko w samym sezonie zasadniczym każda drużyna rozgrywa aż 162 mecze. Od strony sportowej, to świadczy o niezbyt wysokiej intensywność tej gry. Od strony zarządczej wskazuje, że trzeba być niezwykle sprawnym organizacyjnie i marketingowo, aby takie przedsięwzięcie przeprowadzić. Daje też klubom duże możliwości osiągania przychodów z dnia meczowego, ale z drugiej strony powoduje wysokie koszty zarządzania drużyną, w tym koszty podróży i zakwaterowania.
Po wszystkim sprawdziłem frekwencję na Fenway Park w tych 10 pojedynkach. Najwyższa 36.732 kibiców (97% wypełnienia stadionu), najniższa 30,997 kibiców (82% wypełnienia), średnia 34.417 (91% wypełnienia). Na meczu przeciw Kansas City Royals, który obejrzałem, na trybunach zasiadło 32.732 widzów (87% wypełnienia). A ten był w poniedziałek. Nie ma znaczenia, czy drużyna wygrywa, czy przegrywa. Zdecydowana większość kibiców idzie na stadion codziennie. To jest imponujące. W tym kontekście jest naturalne, że kibicują całe rodziny, a klub przygotowuje dla nich odpowiednią ofertę i spaja całą swoją społeczność. Ludzie się znają i chętnie ze sobą na trybunach rozmawiają. Także o codziennych sprawach. Choć atmosfera meczu baseballowego jest inna niż piłkarskiego, to widzę pewne podobieństwa do meczów Widzewa. Na al. Piłsudskiego na trybunach także wytworzyły się więzi i silna społeczność. Wiem, że jest to wzorem dla zarządzających wieloma polskimi klubami piłkarskimi.
Przed meczem nie miałem czasu na przeczytanie zasad gry. Szedłem na niego raczej oglądać sposób organizacji oraz zwyczaje kibiców. Długo przed rozpoczęciem pub klubowy i okoliczne restauracje wypełniły się nimi. Podobnie było po meczu. Wydawało mi się, że zdecydowana większość z kibiców była bardziej nastawiona na jedzenie niż picie czegokolwiek, choć pijących piwo lub drinki też nie brakowało. Pub Red Sox ma charakter typowego sportowego pubu. Na wzór angielski. Z dużymi ekranami, wystrojem i typową atmosferą. Cenię na przykład widzewski pub, ale tego typu pubem nie jest. Bardziej uznałbym go za sportową restaurację. Właściciel przyjął taki model i miał do tego prawo. Myślę, że wielu kibiców też go lubi.
Zaskoczyło mnie, że na ulicy, którą jeszcze rano spacerowałem bez ograniczeń, postawiono bramki i tam przeprowadzano kontrolę biletów oraz kontrolę osobistą. W taki sam sposób, jak przeprowadza się ją na lotnisku. Wszystkie metalowe przedmioty, również pasek, musiałem złożyć do skrzynki. Sama kontrola przebiegła sprawnie. Co ciekawe takie ustawienie bramek sprawiło, że dostęp do sklepu z gadżetami klubowymi miały tylko osoby, które kupiły bilety na mecz. Za bramkami rozłożyły się również budki z fast foodami. Tych nie brakowało także w bryle stadionu. Do wszystkich ustawiały się kolejki. Lody i hot dogi roznoszone były również na trybunach w trakcie meczu. Raczej nie do przyjęcia na większości trybun na meczu piłkarskim.
Sam mecz rozpoczął się podniośle. Od odśpiewania hymnu. W sposób typowy dla Stanów Zjednoczonych nad stadionem powiewała amerykańska flaga. Gra nie jest mocno skomplikowana i reguły można poznać po kilku zmianach. A tych jest 9, czyli każda drużyna tyle razy atakuje i broni. Faktycznie, po kilku z nich zaczęło mi się dłużyć, ale szczęśliwie w pewnym momencie gra stała się trochę bardziej dynamiczna i zawodnicy zdobywali więcej baz, co spotykało się z reakcjami widowni. Sporą pracę wykonywali też organizatorzy i starali się uatrakcyjnić widowisko. Na telebimach pojawiały się informacje o zawodnikach, którzy odgrywali kluczowe role w danej akcji. Nie tylko zdjęcia i nazwiska, ale również wybrane statystyki oraz dwu-trzy zdaniowe ich charakterystyki. Na przykład opisy osiągnięć lub wypowiedzi. To na pewno można też wprowadzić na meczach piłki nożnej. Przedstawiać na przykład gracza wchodzącego na boisko lub zawodników podczas przedmeczowych prezentacji jedenastek, dodając jakieś ich wypowiedzi lub ciekawostki o nich. Na przykład, że w poprzednim meczu zanotował określony procent celnych podań lub w bieżącym sezonie zrobił najszybszy sprint.
Dużą pracę wykonywali też kamerzyści. Z kamerą na ramieniu przemierzali plac gry i trybuny. W każdej przerwie pojawiały się migawki z kibicami, którzy machali, gdy tylko zobaczyli się na telebimie. Podobnie jak u nas na meczach siatkówki. Amerykanie uwielbiają się też zaręczać na meczach. Tu także coś takiego się zdarzyło i było pokazane na telebimie, co spotkało się z kolejną owacją. Myślę, że w Polsce coś takiego nie do końca się przyjmuje, ale co kraj, to obyczaj. Podobało mi się natomiast pokazanie na telebimie obecności niektórych istotnych osób. Podczas mojej wizyty najpierw był to jeden z weteranów wojennych, a później legendarny baseballista Red Sox. Obaj, zasiadający w lożach, chętnie pomachali kibicom, którzy odpowiedzieli im kolejną owacją. Na naszych stadionach nie brakuje legendarnych zawodników. Takie ich przypominanie byłoby ciekawym rozwiązaniem. A przede wszystkim warto stosować rozwiązanie z przemieszczającą się po boisku, a może i trybunach, kamerą.
Na pozytywny odbiór samego meczu przez mnie wpłynął na pewno rezultat i sposób zakończenia. Red Sox zdobyli po punkcie w 3 i 5 rundzie, ale w 7 Royals wyrównali. Remis utrzymał się do 9 rundy. Najpierw atakowali Royals, ale nie zdobyli punktu. Wydawało się, że Red Sox też nie zdobędą i potrzebna będzie 10, bo w baseballu nie ma remisów. Wtedy pałkarz drużyny z Bostonu Pablo Reyes uderzył piłkę w trybuny (home run) i przy aplauzie widowni zawodnicy Red Sox obiegli wewnętrze pole, zdobywając kolejne bazy, a drużyna zainkasowała 4 punkty, wygrywając mecz 6:2.
Po meczu bary i restauracje znów zapełniły się kibicami. Ja wybrałem się do sklepu klubowego na skromne zakupy. Odwiedziłem go zresztą już wcześniej i mocno mi zaimponował asortymentem oraz dużym zainteresowaniem. Nawet w godzinach porannych było wielu kupujących, a po samym meczu było oczywiście tłoczno. Muszę powiedzieć, że sklep Red Sox należy do czołówki fan store’ów, które odwiedziłem. Był lepszy od usytuowanego w bostońskiej hali TD Garden wspólnego sklepu Boston Bruins i Boston Celtics, czy znajdującego się w nowojorskiej Madison Square Garden sklepu New York Knicks i New York Rangers. W sklepie, który ma sporą powierzchnię, jest szeroki asortymentów ubrań dla wszystkich grup wiekowych, ale też dużo innych gadżetów.
Wybrane produkty Red Sox można też było kupić w innych miejscach, jak na bostońskim lotnisku Logan, czy wraz z gadżetami innych klubów baseballowych w sklepie ligi MLB (Major League Baseball), na który natchnąłem się w Nowym Jorku. Oczywiście to sklep ligi, ale pomysł łączonych sklepów jest ciekawy, choć pewnie trudny do wprowadzenia. Na przykład wspólny sklep z gadżetami większych i mniejszych łódzkich klubów dodatkowo jako sposób promowania sportu i wydarzeń sportowych w Łodzi.
Po odwiedzinach sklepu został mi już tylko powrót do hotelu. Na ulicach było dość tłoczno, ale miasto dobrze radziło sobie z rozładowaniem korków. Na pewno lepiej niż radzimy sobie po meczach łódzkich klubów. Duża w tym zasługa starego, bostońskiego metra. Znajdująca się w pobliżu Fenway Park niewielka stacja Kenmore była naprawdę mocno zatłoczona. Ciężko było się do niej dostać. W rozładowaniu tłoku pomagała też dyscyplina. Nikt się nie przepychał. Wszyscy powoli przesuwali. Mogło to imponować. Zapewne powstanie tunelu średnicowego w Łodzi także da nowe możliwości skomunikowania poszczególnych osiedli i organizowania szybkich oraz bezpiecznych powrotów do domów po meczach. Czy poleciłbym wizytę na meczu baseballa? Tak. To było ciekawe doświadczenie, a dla mnie również źródło nowych spostrzeżeń na temat organizacji widowiska sportowego.
Leszek Bohdanowicz
Członek Stowarzyszenia Sport Biznes Polska, ekspert Football Development Institute, autor książki „Praktyka zarządzania klubem piłkarskim: Strategia-Struktura-Tożsamość”