– Gram jako środkowy lub lewy stoper. Moje mocne strony to gra właśnie lewą nogą, przewidywanie sytuacji na boisku i obrona własnej bramki, przechwytywanie piłki. Potrafię też grać do przodu i budować akcje – reklamował się w swoim pierwszym wywiadzie po podpisaniu kontraktu z Widzewem.
28-letni Austriak trafił do łódzkiego klubu w styczniu tego roku. Podpisał kontrakt do czerwca 2023 roku. Wcześniej był piłkarzem norweskiego klubu Sandefjord, tego samego, z którego Widzew sprowadził kilka dni wcześniej Kristoffera Normanna Hansena. W przeszłości Kreuzriegler występował też m.in. na drugim poziomie rozgrywkowym w swoim kraju, a także na Malcie.
W Widzewie bardzo liczyli na doświadczenie i umiejętności Austriaka. W lidze norweskiej osobiście mieli go oglądać ówczesny dyrektor sportowy Łukasz Stupka oraz Tomasz Wichniarek, wtedy szef skautingu w klubie. Wystawili mu bardzo dobre oceny. Kreuzrieglera w kadrze bardzo chciał też trener Janusz Niedźwiedź. Lewonożny stoper z takimi umiejętnościami idealnie pasował do stylu gry, jaki preferuje trener czerwono-biało-czerwonych.
Kreuzriegler zapowiadał, że pomoże Widzewowi awansować do PKO Ekstraklasy. Pomógł, ale z pewnością wszyscy liczyli na więcej, tj. na lepszą grę Austriaka. Wiosną wystąpił w 13 meczach, z czego w 11 w pierwszym składzie. W ostatnim meczu sezonu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, który decydował o awansie, Kreuzriegler był tylko rezerwowym. Wszedł na boisko na ostatni kwadrans. – Rywalizacja zawsze jest dobra. Wszyscy chcą grać, a na końcu taką możliwość otrzymują najlepsi. Jestem do tego przyzwyczajony ze wszystkich miejsc, w których występowałem. Dobrze jest rywalizować, bo wtedy podczas treningu musisz udowodnić, że zasługujesz na grę – to też słowa z jego pierwszego wywiadu ze stycznia. Pewnie nie sądził wtedy, że kilka miesięcy później będzie oglądał mecze Widzewa z ławki.
CZYTAJ TEŻ: Trener Widzewa: „Przede mną największe wyzwanie od kiedy tu jestem”
I rezerwowym pozostał na dłużej, bo na ławce zaczął także obecny sezon już po awansie. W pierwszych czterech meczach wchodził odpowiednio w 88., 63., 81., i 65. minuty. Po lewej stronie trzyosobowego bloku defensywnego Niedźwiedź wolał wystawiać Mateusza Żyrę, ale że słabo spisywał się ustawiony w środku Bożidar Czorbadżijski, to trener przesunął Żyrę, Bułgar usiadł na ławce, a Austriak wskoczył na swoje ulubione miejsce z lewej strony obrony. Od 6. kolejki, czyli od pięciu spotkań, ma tam pewne miejsce. I spisuje się bardzo dobrze.
„Wskoczył do składu i gra naprawdę solidnie. Chyba będą jeszcze z niego ludzie” – pisaliśmy po meczu z ówczesnym liderem PKO Ekstraklasy Wisłą Płock dając Austriakowi ocenę 4.
Plusa do „czwórki” dodaliśmy mu po pokonaniu przez Widzew Cracovii. „Ustabilizował formę i jest to forma bardzo wysoka. Długo czekaliśmy na to aż Austriak „odpali” i nareszcie się doczekaliśmy. Twarda i mądra gra Kreuzrieglera” – oceniliśmy.
4+ daliśmy mu też po sobotniej wygranej ze Stalą Mielec. „Gdyby nie jedno fatalne zagranie w drugiej połowie, kiedy oddał piłkę przeciwnikom w polu karnym, zasłużyłby na piątkę. Dla mnie odkrycie ostatnich spotkań: pewny w odbiorze, wygrywający wszystkie pojedynki główkowe, szybki” – to nasza ocena.
W tych pięciu meczach z Kreuzrieglerem w pierwszym składzie Widzew dał sobie strzelić tylko trzy gole. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie defensywę bez 28-latka. – To jedno z odkryć ekstraklasy – mówi bez ogródek trener Niedźwiedź. – W pierwszej lidze jego gra nie wyglądała tak, jaką pamiętaliśmy, gdy ocenialiśmy go w lidze norweskiej. To dobry przykład tego, że nie warto po kilku meczach oceniać transferu. Jedni przychodzą do nowej drużyny i od razu biorą co swoje. Inni potrzebują pół roku, a czasem więcej, tak jak w przypadku Martina, by osiągnąć dobrą formę. Teraz musi ją ustabilizować, bo jeszcze są momenty, kiedy powinien być bardziej skupiony.
I dodał: – Uważam, że to jeden z największych wygranej naszych pierwszych trzech miesięcy w ekstraklasie.
Kreuzriegler potrzebował ponad pół roku, by udowodnić, że ma spore umiejętności i by stać się pewnym punktem drużyny. Wciąż czekamy na to samo w przypadku Kristoffera Normanna Hansena, kolegi Austriaka z Sandefjord.