Bożidar Czorbadżijski czekał na grę od 17 września. W końcu zagrał i był jednym z bohaterów Widzewa.
27-letni Bułgar sezon zaczął w pierwszym składzie. Zagrał w pięciu pierwszych meczach od pierwszej minuty. Nie spisywał się jednak zbyt dobrze, popełniał błędy, i wylądował na ławce. W szóstej kolejce w meczu z Wartą Poznań wszedł na końcówkę, później jeszcze zagrał – słabo – w Fortuna Pucharze Polski i w meczu ze Stalą Mielec, z której przychodził do Widzewa. To było 17 września. Czorbadżijski wszedł wtedy na boisko w 87. minucie. Od tamtego czasu słuch o nim zaginął. Bułgar nie miał kontuzji, normalnie trenował z drużyną, ale grali inni. Wyżej w hierarchii trenera Janusza Niedźwiedzia byli Patryk Stępiński, Serafin Szota, Mateusz Żyro oraz Martin Kreuzriegler. W niedzielę jednak nie było wyjścia i „Czorba” musiał zagrać. Stępiński jest bowiem chory i w ogóle nie było go w kadrze na Cracovię, a w przerwie trzeba było zmienić Żyrę, który odniósł kontuzję. Wszedł za niego właśnie Bułgar.
I spisywał się dobrze, grał twardo, nie popełniał błędów. W doliczonym czasie gry pobiegł w pole karne i wywalczył rzut karny. Wykorzystał go Kreuzriegler i Widzew uratował punkt. – Po stracie gola nie załamaliśmy się i to był nasz najlepszych okres gry, bo ruszyliśmy do przodu, przeważaliśmy i udało się za sprawą Czorby, który długo czekał na swoją szansę – mówił po meczu trener Niedźwiedź.
Czorbadżijski oczywiście nie krył radości. – Wiele dni czekałem na ten moment żeby zagrać razem z kolegami w meczu ligowym i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy, że pomogłem drużynie. W ostatnich pięciu minutach moją intencją było grać to, o co prosił mnie trener. Mówiąc szczerze, to byłem głodny gry i to był odpowiedni moment, żeby się pokazać na boisku – powiedział.
Wspomniał także o Jordim Sanchezie, który jest jego przyjacielem w Widzewie. – Jordi pogratulował mi tej ostatniej akcji w meczu, bo jesteśmy też jednymi z najlepszych przyjaciół w zespole. On dotknął piłki, ja ją przejąłem… Myślę, że to był swego rodzaju znak, bo czasami długo czekasz na taki moment w grze i paradoksalnie to twój dobry kolega z drużyny daje ci takie podanie, które w efekcie przyniosło faul rywala z Cracovii i szansę na gola – stwierdził.