„To, że Widzew czasem przegrywa, to się może zdarzyć. Ale ta drużyny nie ma kompletnie żadnego stylu. Nie widać żadnej koncepcji trenera. Oczy bolą od patrzenia” – napisał na Twitterze Radosław Matusiak, były piłkarz łódzkiej drużyny i reprezentacji Polski. I trudno się z nim nie zgodzić, bo Widzew na pewno nie miał żadnego stylu w Legnicy i żadnej koncepcji. I rzeczywiście oczy bolały.
Nie wiadomo, który mecz był gorszy, czy ten sprzed tygodnia przegrany z Resovią u siebie aż 1:4 czy ten z Miedzią, który Widzew przegrał 0:1. Z zespołem z Rzeszowa to była oczywiście klęska. Tydzień później piłkarze mieli się jednak nie tylko zrehabilitować, ale przede wszystkim pokazać, że zależy im na awansie. Mecz w Legnicy był kluczowy. Czy było widać po nich determinację, wolę walki? W piątek trener Janusz Niedźwiedź twierdził, że jego zawodnicy są świadomi stawki meczu. Czy na pewno byli? Czy trener był? Czy przystoi drużynie, która walczy o awans i może go uzyskać właśnie w tym spotkaniu, do przerwy oddać tylko jeden strzał? Widzewiacy o ekstraklasę walczyli chyba tylko przez ostatni kwadrans i mowa także o trenerze, który przecież odpowiada za to, jak gra drużyna, jak zmotywowani się piłkarze. Dopiero wtedy Niedźwiedź zaczął robić ofensywne zmiany. Do przerwy Widzew grał fatalnie, a na drugą połowę wyszedł bez zmian. Dopiero po godzinie na boisko wszedł Juliusz Letniowski, a kolejne roszady były dopiero po 80. minucie meczu! Łódzka drużyna już wtedy przegrywała. Co mieli zrobić Kristoffer Normann Hansen, Przemysław Kita i Bartosz Guzdek tylko przez około 10 minut na boisku?
Kibice mają też duże wątpliwości związane z wykonawcą rzutu karnego. W 77. minucie Widzew dostał dar od losu, czyli rzut karny. Było wtedy 0:0. Gdyby wykorzystał jedenastkę, to naprawdę mógłby dociągnąć prowadzenie do końca. Do piłki podszedł Letniowski, którego strzał obronił bramkarz Miedzi. Czy to właśnie on powinien strzelać? Letniowski miał bardzo długą przerwę spowodowaną kontuzją i na pewno nie czuje piłki, tak jak jesienią. Wcześniej karne wykonywał Marek Hanousek. Czech w tym sezonie wykorzystał trzy jedenastki (dwie w lidze, a jedną w pucharze), a jednej – w meczu z GKS-em Jastrzębie – nie zamienił na gola. Może właśnie to zdecydowało, że to nie Hanousek strzelał w Legnicy. Trener tłumaczył po meczu, że obaj byli wyznaczeni, rozmawiał z Hanouskiem, ale piłkę wziął Letniowski. Może to jednak Czech był pierwszy na liście?
Widzew ma jeszcze jedną szansę na bezpośredni awans. Wciąż wszystko zależy od niego, ale trudno być optymistą. Podbeskidzie, czyli ostatni ligowy rywal łódzkiej drużyny, ma jeszcze szanse na baraże. W Łodzi na pewno więc będzie walczył o pełną pulę. Nie jest bez szans, bo przecież w Sercu Łodzi w tym roku wygrały już cztery inne drużyny.
Akra Gdynia, która już jako jedyna zagraża Widzewowi, zagra z kolei z Sandecją Nowy Sącz. Ten zespół też jeszcze gra o baraże. Oba mecze będą więc o stawkę dla wszystkich czterech drużyn. Ale czy w tej lidze ma to znaczenie? W tej kolejce Arka straciła dwa punkty, Widzew i Korona po trzy, a Sandecja i Podbeskidzie też nie wygrały, więc chyba jednak nie ma znaczenia. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby łódzki zespół przegrał z zespołem z Bielska, ale wszedł do PKO Ekstraklasy, bo Arka też swój mecz przegra. Kibice Widzewa pamiętają już taki awans i na pewno nie chcieliby przeżywać tego po raz kolejny. Swoją drogą, to już chyba jakaś klątwa. Awansować dwa razy i zamiast radości czuć złość… No, ale najpierw niech Widzew awansuje…