Najwierniejsi kibice odpowiedzą, że do ekstraklasy. Patrzący bardziej realistycznie na czas barażów umawiają wizytę do kardiologa. Pesymiści wykupują pakiety Ipli, żeby mieć gdzie oglądać pierwszą ligę w przyszłym sezonie. A jak z tym ŁKS-em jest naprawdę?
Mecz z Arką Gdynia był najlepszym spotkaniem łodzian, odkąd ich trenerem został Ireneusz Mamrot. Tylko co z tego skoro ŁKS przegrał. Przegrał na własne życzenie, bo błędy popełnili dwaj doświadczeni zawodnicy. To co przy straconej bramce zrobił kapitan i bramkarz zespołu Arkadiusz Malarz zapewniłoby mu pierwsze miejsce w nieistniejącym już programie “Śmiechu Warte”. Błąd Rygaarda, który również kosztował ŁKS bramkę to już stary, dobry przyjaciel piłkarzy grających na al. Unii 2, podanie pod nogi przeciwnika, w którym są mistrzami.
Reklama
Ełkaesiacy przegrali wygrany mecz, po dziecinnych błędach. Ku pokrzepieniu serc kibiców przygotowałem listę wszystkich pozytywów z meczu z Arką, bo mimo blamażu na końcu tego tunelu rozpaczy tli się małe światełko, które pozwala mieć nadzieję, że: “Nadejdzie wiosna i lepsze czasy, wróci ŁKS do ekstraklasy”.
Boczni obrońcy w końcu nie są uwięzieni na swojej połowie. Adrian Klimczak i Maciej Wolski im więcej mają swobody tym lepiej grają. Kiedy mogą podłączyć się do akcji ofensywnych często wchodzą w grę kombinacyjną, tworząc przestrzeń Pirulo. Z Arką wreszcie wróciła tak dawno niewidziana współpraca Wolski – Pirulo i gra ofensywna momentami była przyjemna dla oka.
ŁKS zaczął tworzyć sobie sytuacje bramkowe i oddawać po nich strzały. Gdyby Janczukowicz na początku drugiej połowy uderzył lepiej łodzianie cieszyliby się z drugiej bramki, która pewnie dałaby im zwycięstwo.
Środkowi obrońcy w końcu dają pewność z tyłu. To samo tyczy się Jakuba Tosika. Po kabaretowych występach defensywy ŁKS, w końcu stoperzy grają solidnie. Poprawnie gra Maciej Dąbrowski, a Carlos Moros Gracia oprócz tego, że dość pewnie radzi sobie w stopowaniu ofensywnych zapędów rywali, potrafi jeszcze wyprowadzić piłkę i napędzić akcję.
Rygaard jest słaby, ale dobrze bije stałe fragmenty gry. To po jego dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłka trafiła do Ricaridnha, który umieścił ją w bramce. Gdyby w piłce nożnej można było zastosować zasadę z piłki ręcznej i wpuszczać piłkarza tylko na stałe fragmenty gry, mielibyśmy do czynienia z prawdziwą gwiazdą ligi.
Słowa o sportowej złości nie są pustymi frazesami. Widać to było po Michale Trąbce, który w taktyce trenera ma pełnić rolę mózgu i płuc drużyny. Nawet kiedy brakowało sił, Trąbka na sztywnych nogach biegł dalej starając się pomóc drużynie.
ŁKS zagrał odważniej, znowu na tym stracił, ale w końcu znowu będzie na tej postawie zyskiwał. Trener Mamrot pozwolił najlepszej ofensywie ligi grać ofensywnie i ta zdominowała rywala. Za błędy indywidualne nie może odpowiadać. Pomysł na mecz miał dobry, wykonawców gorszych.
I to by było na tyle. ŁKS w bólach próbuje stworzyć coś nowego. Połączyć ofensywne szaleństwo z zapewnieniem sobie spokoju w tyłach. Z Arką się nie udało, ale przed zawodnikami z al. Unii cały tydzień żeby doszlifować styl i wygrać z Koroną Kielce. Panowie Rycerze – wiosna już dawno się zaczęła!