Łączy ich pozycja boiskowa i zaangażowanie. Po wygranym meczu ŁKS-u Maciej Wolski i Bartosz Szeliga nie kryli zadowolenia.
Maciej Wolski był jednym z najważniejszych zawodników ŁKS-u w meczu z Sandecją. Skrzydłowy zastępował kontuzjowanego Pirulo. Był aktywny, walczył o każdą piłkę, dał się dwukrotnie sfaulować i dzięki niemu ŁKS grał ostatnie 20 minut w przewadze. – Na pewno było to bardzo ciężkie spotkanie, Sandecja ustawiła nam wysoko poprzeczkę. Od samego początku ciężko nam się grało, ale najważniejsze, że z happy endem. – podsumował mecz, młody pomocnik. Wolski i Antonio Dominguez w środę rozegrali 120 minut z Cracovią, mieli prawo odczuwać zmęczenie, ale wytrzymali i na koniec mogli cieszyć się z trzech punktów – Czuliśmy te 120 w nogach, ale chcieliśmy zdobyć tutaj 3 punkty, bo wiadomo jak ostatnio punktowaliśmy u siebie. Na własnym stadionie można powiedzieć, bo mecz teoretycznie był na wyjeździe, więc za wszelką cenę chcieliśmy wygrać. – Wolski pochwalił swojego rówieśnika Macieja Radaszkiewicza. Dla napastnika był to dopiero drugi mecz w seniorskiej drużynie ŁKS-u, pierwszy w lidze. – Już poprzedni w jego wykonaniu był bardzo dobry, teraz udekorował swój kolejny występ bramką. Mam nadzieję, że doda mu to więcej pewności siebie i będzie coraz lepiej.
Bartosz Szeliga to były zawodnik Sandecji Nowy Sącz. Dla niego to zwycięstwo było wyjątkowe. – Zawsze zwycięstwo z drużyną gdzie się dorastało smakuje, jeszcze po takim thrillerze w 90. minucie. Naprawdę smakuje, wywalczone 3 punkty, cieszę się podwójnie. – Pozyskany z GKS-u Tychy obrońca zdradził, że w tygodniu poprzedzającym mecz w przygotowaniach ŁKS-u zaszły małe zmiany – Coś w tym jest, że na wyjazdach radzimy sobie lepiej niż u siebie. Trenerzy wprowadzili taką małą zmianę w treningach, przed meczem trenowaliśmy jak na wyjeździe. Pół żartem, pół serio, może to zadziałało, kto wie. Fajnie, bo byliśmy konsekwentni w swoich działaniach, pomimo tego, że Sandecja dobrze się broniła. My chcieliśmy stawiać swoje warunki, próbowaliśmy tę grę otwierać, no i ta cierpliwość się przydała, bo w 90. minucie strzelamy bramkę i zgarniamy 3 punkty. – Szeliga wierzy, że ŁKS jeszcze nie raz w tym sezonie zaskoczy kibiców – I o to chodzi, lubimy zaskakiwać. Teraz można powiedzieć, że do 90. minuty wszyscy mówiliby, że ŁKS po raz kolejny nie dał rady, a tutaj taki, można powiedzieć, psikus z naszej strony. Cieszę się, że wszyscy z nas i ci co weszli i ci co grali od początku, dali naprawdę maksa, zostawili serce na boisku. Cieszymy się, bo w piątek już kolejny mecz, kolejny u siebie, więc z niecierpliwością czekamy. Dzisiaj jest czas na świętowanie zwycięstwa, ale już myślimy o piątkowym spotkaniu.