Mecz ŁKS-Miedź Legnica zapowiadał się jako starcie, które może przyciągnąć na trybuny wyjątkowo dużo kibiców biało-czerwono-białych. Frekwencja faktycznie okazała się wyższa niż we wcześniejszych spotkaniach, ale do kompletu widzów trochę zabrakło.
Bardzo atrakcyjny rywal, wysoka stawka, dogodny, weekendowy termin, mecz rozgrywany przy blasku reflektorów, poprawa atmosfery wokół klubu po przejęciu zespołu przez Marcina Pogorzałę i wreszcie niedawne zwycięstwo z Resovią – wiele wskazywało na to, że w piątkowy wieczór kibice ŁKS-u mogą zgromadzić się przy al. Unii wyjątkowo tłumnie. Swoje robił też klub, który od kilku dni regularnie przekazywał informacje o liczbie sprzedanych biletów na poszczególne sektory, starając się zachęcić kibiców do rywalizacji o to, który z nich uda się wyprzedać najszybciej, a także sami kibice, którzy rozwiesili na ulicach Łodzi transparenty zachęcające do przyjścia na stadion. To działania tym bardziej zrozumiałe i potrzebne, że frekwencja na meczach ŁKS-u nie powalała ostatnio na kolana – na żadnym z meczów rozgrywanych w tym roku kalendarzowym nie udało się przekroczyć limitu czterech tysięcy widzów.
W piątkowy wieczór ta nieosiągalna wcześniej granica pękła. Na trybunach Stadionu Miejskiego im. Władysława Króla zgromadziło się dokładnie 4348 kibiców ŁKS-u (oficjalne dane przekazane przez klub). To najlepszy wynik od… połowy października ubiegłego roku, kiedy mecz z Arką Gdynia oglądało 4974 fanów biało-czerwono-białych. W kolejnych sześciu ligowych spotkaniach średnia liczba kibiców utrzymywała się na poziomie 3472, wahając się od 3901 fanów, którzy śledzili niedawny mecz ze Stomilem do zaledwie 2866 kibiców, których zgromadziło starcie z Puszczą. Piątkowy wynik to więc z jednej strony powód do radości (przebija przytoczoną średnią o prawie 900 kibiców), ale z drugiej strony i przypomnienie, że ŁKS potrafi przyciągać na trybuny dużo więcej fanów niż w ostatnich meczach.
Najbliższe dwa domowe spotkania również powinny być atrakcyjne dla fanów ŁKS-u, bo ich ulubieńcy zmierzą się ze swoimi bezpośrednimi rywalami w walce o awans do Ekstraklasy: ósmego kwietnia na al. Unii przyjedzie Sandecja (także i ten mecz zaplanowano na piątkowy wieczór), a dwa tygodnie później – Chrobry Głogów. Następnie czeka nas spotkanie, podczas którego wypełnienie obiektu przy al. Unii nie powinno być najmniejszym problemem – 68. derby Łodzi. Oby tym razem już przy pełnym stadionie i dopingu kibiców obu drużyn.