Nowy styl ŁKS to siermiężne wybijanie piłki z nadzieją, że trafi do napastnika, a ten zdobędzie bramkę. Na razie to jednak nie działa.
A czym właściwie jest styl? Styl to miał Wojciech Stawowy, który nie pracuje już w lidze od kilku lat. A może powinien, bo był rozpoznawalny i pomysłowy. Reszta? O jakim stylu mówimy? Przecież większość chce wygrać mecz za pomocą prostych środków. Ogranicza błędy. Nie podejmuje ryzyka. Nie ma to nic wspólnego z atrakcyjną piłką.
Reklama
Tak niedawno wypowiadał się Aleksandar Vuković, były trener Legii Warszawa, z którą zdobył mistrzostwo Polski. ŁKS robi wszystko, żeby styl gry, z jakiego przez ostatnie trzy sezony znany był w lidze, zniweczyć i zamienić się w przeciętność.
Od momentu zatrudnienia Kazimierza Moskala, do momentu zwolnienia Stawowego, ŁKS był jedną z najbardziej ofensywnie usposobionych drużyn w Polsce. Zawodnicy wiele ryzykowali, ale jeszcze więcej zyskiwali. Gra opierała się na świetnie wyszkolonych technicznie zawodnikach, którzy kreowali mnóstwo akcji, a wysoki silny napastnik miał je w polu karnym finalizować. Jeżeli prześledzić jakich piłkarzy ŁKS obsadzał na pozycji numer “dziewięć” można znaleźć pewien klucz : Jewhen Radionow – 186 centymetrów, Rafał Kujawa – 185 centymetrów, Łukasz Sekulski – 187 centymetrów, Samuel Corral – 186 centymetrów.
Napastników wspierali dobrze wyszkoleni technicznie skrzydłowi: Patryk Bryła, Piotr Pyrdoł i Dani Ramirez. Później dołączył do nich Pirulo. Za skrzydłowymi, wysoko ustawieni boczni obrońcy zdecydowanie bardziej skupiali się na ataku niż na stopowaniu akcji przeciwników. Niech za przykład posłuży mecz z Koroną Kielce, w którym Jan Grzesik, nominalny prawy obrońca, zanotował trzy asysty. O tym, że współpraca Pirula z Wolskim na prawej stronie boiska była jedną z lepszych w lidze, wiedzą chyba wszyscy kibice.
Adrian Klimczak, podstawowy lewy obrońca ŁKS nigdy wirtuozem obrony nie był. Sprawdzał się za to doskonale w ataku, gdzie uzupełniał się z Trąbką, czy Gryszkiewiczem i aktywnie brał udział w akcjach ofensywnych, często rozpoczynając je od rajdu po skrzydle.
ŁKS miał zawsze zawodnika od czarnej roboty. Za Moskala był to Bielak, Stawowy miał Rozwandowicza. Pomocnik, którego zadaniem było stopować akcje rywali już w zarodku i ekspediować piłkę w określone obszary boiska. Dzięki temu gorzej wyszkoleni obrońcy mieli mniej zadań defensywnych i mogli zająć się wyprowadzaniem piłki nawet na połowie przeciwnika.
Ważni byli schodzący skrzydłowi. Piotr Gryszkiewicz, Michał Trąbka i Pirulo poruszali się po bocznych sektorach boiska, ale kiedy pojawiała się potrzeba, schodzili do środka, skąd inicjowali groźne akcje w ofensywie.
Styl gry opierał się na odwadze, wymianie krótkich podań, które zmuszały rywali do biegania i męczenia się, zawiązywaniu akcji w oparciu o dryblingi skrzydłowych, albo błyskotliwe zagrania pomocników. W ten sposób drużyna Stawowego zdobyła 40 bramek w 20 meczach.
Jeżeli ŁKS tracił piłkę, wszyscy piłkarze stosowali agresywny pressing. Na skrzydle bocznego obrońcę nie raz wspierał napastnik, między obrońców schodzili środkowi pomocnicy. Problem leżał w wyprowadzeniu piłki po jej odbiorze. Obrońcy popełniali kuriozalne błędy, podając piłkę pod nogi rywalom, przez co ŁKS tracił bramki. Rzadko zdarzało się, żeby utrata gola następowała po świetnej indywidualnej akcji ofensywy przeciwnika. Problem w tym, że nawet najlepszy trener na świecie nie jest w stanie ze słabego piłkarza zrobić świetnego obrońcy. Niektórych błędów indywidualnych nie da się wyeliminować inaczej, niż wymianą zawodników, którzy będą na defensywnych pozycjach obsadzeni.
Największy problemem ŁKS było to, że taki styl gry, gdzie liczy się odwaga, kreatywność, postawienie na ofensywę, sprawdza się kiedy drużynie wszystko wychodzi, mecze są lekkie, piłkarze na boisku bawią się z przeciwnikiem. Kiedy przychodzi kryzys, ciężko jest im podejmować równie brawurowe decyzje, zaczynają kalkulować i wyniki stają się gorsze.
Wystarczy jednak jeden lepszy mecz i radość z gry wraca. Moskal po serii porażek, potrafił zremisować z dużo lepiej dysponowanymi Wisłą Płock i Pogonią Szczecin, oraz wygrać z Cracovią i Zagłębiem, a gra wyglądała z meczu na mecz lepiej. Stawowy po serii porażek w ekstraklasie wziął szturmem pierwszą ligę i Puchar Polski, w którym mierzył się z teoretycznie dużo lepszym Śląskiem Wrocław.
Delikatnie mówiąc – beznadziejny. Wszystko co dobre pod okiem nowego trenera zostało zniweczone. Niektórzy kibice dobrej zmiany upatrywali w tym, że w meczach z Zagłębiem Sosnowiec i Stomilem Olsztyn ŁKS nie stracił bramki. Przy potencjale ofensywnym tych drużyn, ciężko stwierdzić, że jest to zasługa trenera.
Nowy styl ŁKS to siermiężne wybijanie piłki i nadzieja, że futbolówka trafi napastnika w taki sposób, że zamieni ją na bramkę. Boczni obrońcy są uwięzieni na swojej połowie przez co popełniają jeszcze więcej błędów. Kiedy w meczu z Sandecją zabrakło wysokiego Sekulskiego drużyna nie była w stanie zagrozić bramce rywala.
Dominguez, który słynął ze swojej kreatywności jest zmuszony odbierać piłki i naprawiać błędy obrońców. Rozwandowicz kompletnie się zagubił, nie wie czy ma pomagać w ofensywie, czy w defensywie i w rezultacie nie robi nic.
Siłą ŁKS była kreatywność i bezkompromisowość. Kiedy obie zostały zduszone, ŁKS jest bezzębny. W meczach z Zagłębiem i Sandecją łodzianie nie byli w stanie wykreować żadnej groźnej akcji. Zawodnicy wydają się być ograniczeni rolami im przypisanymi. Skrzydłowi nie wiedzą czy mają schodzić do środka, pomocnicy nie mogą ustalić czy mają rozpoczynać akcje, czy czekać na kontrę rywali. Boczni obrońcy są jak wyścigowe konie zamknięte w padoku. Chcieliby ruszyć do przodu, ale się boją.
Jeżeli ŁKS dalej chce awansować czas wrócić do starego stylu. Granie w tak ofensywny sposób może być uznawane za naiwne, ale dopóki przekładało się na wyniki powinno być kontynuowane. Wybijanie piłki na oślep pozwoli nie stracić bramki ze słabszymi drużynami. Gorzej, że nie prowadzi do rozwoju drużyny, która zaliczyła niesamowity wręcz regres.