Bronił ile mógł. Chociaż brakowało mu pewności siebie, jaką mogliśmy obserwować w poprzednich spotkaniach, dawał radę. Nie spodziewał się strzału Bartosza Szeligi i odruchowo próbował bronić, ale nie dał rady.
W ofensywie pokazał się z dobrej strony. Niestety, w defensywie nie radził sobie zupełnie. Strzelił samobójczego gola, przez którego ŁKS przegrał.
Praktycznie bez zarzutów. Niestety zabrakło go w momencie, w którym trzeba było przeciąć dośrodkowanie Stali, po którym padł gol samobójczy.
Podobnie do Dąbrowskiego. Niestety im dłużej trwał mecz, tym więcej frustracji w jego grze.
Podobnie jak w poprzednim spotkaniu, już w piątej minucie mógł być bohaterem, ale trafił nieczysto. Później grał poprawnie.
Słabszy występ niż w poprzednich spotkaniach, w których robił furorę, ale nadal solidnie. Mógł strzelić gola w pierwszej połowie, ale przy próbie strzału został wyblokowany.
Zmarnował najlepszą okazję do zdobycia gola, bo po błędzie obrońców Stali nie opanował piłki. Oprócz tego solidny.
Po raz kolejny dyskretny występ, ale nic nie zepsuł.
Brakowało go w tym spotkaniu. Częściej gubił piłkę niż pomagał w ofensywie.
Jemu też zabrakło przygotowości i chyba sił. Najsłabszy mecz w ŁKS-ie do tej pory.
Nie wyróżnił się niczym specjalnym, oprócz dobitki strzału Kelechukwu, ale nie pomagali mu koledzy z drugiej linii.
Słaba druga linia z nim na boisku była jeszcze mniej kreatywna.
Najlepszy piłkarz ŁKS-u. Szkoda, że nie grał od początku, bo po jego wejściu a boisko łodzianie przejęli inicjatywę. Oddał trzy najbardziej groźne strzały.