Mimo zmiany trenera Widzew był dużo gorszą drużyną od Sandecji Nowy Sącz. Skompromitował się tracąc gola, gdy grał z przewagą dwóch zawodników.
Efekt nowej miotły w Widzewie nie zadziałał. Może dlatego, że miotła to nie była nowa, bo Marcin Broniszewski był przecież asystentem Enkeleida Dobiego. Zapowiadał zmiany i zrobił, bo w rezerwie wylądował Krystian Nowak, podobnie jak Michael Ameyaw, a od początku zagrali Mateusz Możdżeń, Michał Grudniewski, a Patryk Stępiński wrócił na prawą obronę. Przede wszystkim Widzew przeszedł na system 1-4-1-4-1.
Jeśli ktoś liczył na przełamanie, po kwadrancie pozbył się złudzeń. Sandecja, w której próżno szukać byłych reprezentantów i gwiazd, jak wspomniany Możdżeń czy Marcin Robak, pokazała, jak należy grać: przede wszystkim agresywnie już przed bramką rywali. Widzew nie potrafił przejść z piłką środkowej linii boiska. W ciągu 15 minut raz był pod bramką gospodarzy. Tyle że w tym czasie już przegrywał.
Zaczęło się od złego zachowania Daniela Tanżyny, który pozwolił rywalowi na strzał. Jakub Wrąbel obronił, ale po rzucie rożnym Ruben Huesca niczym na treningu z bliska kopnął do siatki. W pobliżu byli wszyscy obrońcy i pomocnicy Widzewa.
Zawodnicy Sandecji nie odpuszczali i cały czas atakowali swoich przeciwników na ich połowie. Widzew nie potrafił wymienić kilku podań do przodu. Potrafił za to robić prezenty przeciwnikom. Pierwszy był dziełem Kacpra Gacha, który w teoretycznie niezbyt groźnej sytuacji przewrócił rywala, a sędzia podyktował rzut karny, wykorzystany przez Michala Pitera-Bućkę.
Drużyna Widzewa była bezradna. Odpowiedziała w pierwszej połowie tylko raz, kiedy po rzucie rożnym Tanżyna kopnął mocno, ale trafił w poprzeczkę. Nie mogło być inaczej, skoro gospodarze byli szybsi, silniejsi i bardziej zdecydowani.
Po wejściu na boisko Ameyawa wydawało się, że może uda się odrobić straty. Młody widzewiak jako jedyny potrafił wygrać pojedynek z przeciwnikiem, wyprzedzić go, ograć. W 57. minucie Kamil Ogorzały dostał drugą żółtą kartkę i Widzew grał z przewagą. Już pierwsza akcja zakończyła się golem. Centrował Gach, Hanousek trafił w bramkarza, a Michalski do siatki.
Gdy jeszcze w 80 minucie z boiska wyleciał drugi zawodnik Sandecji, wydawało się, że takiej okazji nie da się nie wykorzystać. Okazało się, że dla Widzewa nie ma rzeczy niemożliwych. Nie dość, że nie potrafił stworzyć sobie żadnej naprawdę dobrej sytuacji (w całym meczu miał jeden celny strzał), to jeszcze stracił trzecią bramkę. Trzech łódzkich zawodników patrzyło, jak Rafael Victor wbiega w pole karne, po czym sfaulował go Grudniewski. Piter-Bućko z 11 metrów się nie myli i ustalił wynik.
Widzew przegrał zasłużenie, bo był dużo gorszą drużyną od Sandecji. Wcześniej jeszcze potrafił dobrze bronić, teraz rozdaje prezenty przeciwnikom. Im wcześniej kibice pogodzą się z myślą, że baraże to dla Widzewa dużo za wysokie progi, tym stracą mniej nerwów i zdrowia.
Sandecja Nowy Sącz – Widzew Łódź 3:1 (2:0)
1:0 – Rubio 12.
2:0 – Piter-Bućko 33., z karnego
2:1 – Michalski 58.
3:1 – Piter-Bućko 84., z karnego
Sandecja: Pietrzkiewicz – Basta (64. Szufryn), Boczek, Piter-Bučko, Dziwniel – Błanik (90. Prochownik), Kasprzak, Hajda, Walski, Ogorzały – Rubio (63. Victor)
Widzew: Wrąbel – Stępiński (72. Kosakiewicz), Grudniewski, Tanżyna, Gach – Poczobut (89. Tomczyk) – Michalski, Hanousek (72. Mucha), Możdżeń, Samiec-Talar (46. Ameyaw) – Robak
Żółte kartki: Basta, Hajda, Ogorzały, Kasprzak, Pietrzkiewicz – Grudniewski, Poczobut.
Czerwone kartki: Ogorzały (57.), Hajda (80.) – obie za dwie żółte