Mecz ŁKS-u ze Śląskiem Wrocław zakończy niedzielne zmagania w Fortuna Pucharze Polski. Chociaż zdaniem wielu osób ten mecz w ogóle nie powinien się odbyć.
W sobotę wrocławski klub na swojej stronie internetowej poinformował, że zawodnik, którego pobrana w czwartek próbka dała wynik pozytywny, w piątek przeszedł kolejne testy na obecność SARS-CoV-2. Wynik badań tym razem również był pozytywny. Tym samym piłkarz pozostaje nadal na kwarantannie domowej. Następne kroki podejmowane będą w oparciu o zalecenia służb sanitarno-epidemiologicznych.
Reklama
Pozostali piłkarze poddadzą się badaniom w poniedziałek, czyli już po meczu z ŁKS-em.
Zgodnie z polskim prawem, każdy, kto mógł być narażony na kontakt z wirusem (czy z zakażoną osobą), powinien zostać poddany kwarantannie.
A że kwarantanna ma wpływać na zmniejszenie prawdopodobieństwa zarażania innych przez osoby zainfekowane, bardzo ważne jest, by przestrzegać pewnych zasad, z których główna brzmi następująco: „Nie wolno opuszczać domu”.
Reklama
Tymczasem zgodnie z oświadczeniem opublikowanym przez Śląsk Wrocław, Zespół Medyczny PZPN stwierdził, iż nie istnieją przesłanki do przełożenia niedzielnego meczu Fortuna Pucharu Polski z ŁKS-em Łódź. Innymi słowy, piłkarze Śląska mogą przyjechać do Łodzi i rozegrać normalny mecz w pełnym kontakcie z rywalami, narażając jednocześnie swoich przeciwników.
Jaki sens mają zatem testy piłkarzy Śląska w poniedziałek? Chyba tylko taki, że w przypadku, nie daj Boże, pozytywnego wyniku u któregoś z zawodników, który dzień wcześniej pojawi się w Łodzi, także ełkaesiacy będą musieli zrobić kolejne testy.
Warto zadać sobie pytanie, czy naprawdę niezbędne jest podejmowanie takiego ryzyka. W przypadku najczarniejszego scenariusza za głupotę piłkarzy Śląska zapłaci ŁKS. Ewentualna kwarantanna oznacza bowiem dla piłkarza wykluczenie z treningów na przynajmniej 2 tygodnie. Dokładnie tyle, ile zostało do rozpoczęcia rywalizacji w Fortuna 1 Lidze.