Miałem sen, oby nie był proroczy. Wspinam się po schodach ubrany w czerwoną koszulkę. Na samym szczycie zamiast drzwi do mieszkania natrafiam na ścianę. Koniec snu.
Może to tylko senne przykre marzenie? Nie wiem… Czasem w życiu natrafiamy w najmniej spodziewanym momencie na coś, czego nie umiemy ominąć. Boże, jak mawiali marksiści, ocal mnie i podsuń jakiś nawet karkołomny pomysł. Czy to jest sen Janusza Niedźwiedzia? Kto wie, może niebawem okazać się, że tak się stanie.
Uspokojeni szczęśliwym remisem w Warszawie opowiadaliśmy wszem i wobec, że byliśmy zespołem bardzo wymagającym. No to przypomnijmy sobie wyrównującą bramkę Bartka Pawłowskiego. Rykoszet jakich mało… Kiedy zatem wydawało się, że bez problemu poradzimy sobie z Wartą Poznań poczuliśmy na głowach kubeł zimnej wody. Znów raziliśmy fatalną skutecznością. Znów okazało się, ze nie wszystko w widzewskiej maszynie pracuje jak trzeba.
Nie chcę dobijać jednego z lepszych zawodników w tej rundzie – Bartka Pawłowskiego, ale selekcjoner polskiej reprezentacji Fernando Santos przyjechał do Łodzi w najmniej korzystnym momencie. Ponoć wybrał się do naszego miasta, by zobaczyć jak spisuje się łódzki zawodnik. Czy wyjechał zadowolony? Śmiem wątpić. Józef Młynarczyk, najbliższy jego sąsiad w loży mógł zrobić tylko jedno – zasłonić uznanemu trenerowi boisko. Nie wiem, może wstawać co chwila, gwałtownie gestykulować. W ostateczności zawiązać oczy selekcjonerowi.
Warcie nie w głowie było oddać nam pole. Grała agresywnie, ale niezwykle rozsądnie. To na sobotni Widzew spokojnie wystarczyło. Bez Sancheza jesteśmy bezzębni, a o protezy nie będzie łatwo. Na domiar złego jeden z działaczy rozdmuchał przedmeczowy konflikt w mediach społecznościowych, by po chwili napisać, że sprawy drużyny powinny zostać w szatni. Podziwu godna konsekwencja.
Tak, nie mylicie się Państwo, to z mojej strony złośliwość. Komu potrzebne było to zamieszanie? Tylko temu, który chce być nieustannie widoczny w social mediach. A swoją drogą, jeśli prawdą jest, że afera wybuchła po prośbie piłkarza o możliwość odwiedzenia żony i nowonarodzonego dziecka, to tylko możemy się wstydzić za bezsensowna decyzję.
Gołym okiem w meczu z poznaniakami widoczny był brak naszego napastnika. Jordi przeżywa jakiś kryzys i na dobra sprawę nikt nie wie o co w tym wszystkim chodzi. Jeden z kibiców, bijąc się w piersi, chce bym uwierzył, że problem nosi nazwę Częstochowa, a frustracja naszego piłkarza bierze się z tego, że nie dostał zgody na transfer. Przy stanie 0:2 w ostatniej minucie (sic!) pojawił się na boisku młody 18-letni Filip Zawadzki. Nie zadam pytania po co? bo tak samo mógłbym zapytać o sens stawiania na Łukasza Zjawińskiego. Współczuję szczerze Łukaszowi, bo na siłę pokazuje się wszystkim, jaki jest mentalnie i piłkarsko słaby.
Martwi mnie także zapowiedź rewolucji w składzie Widzewa i to już na koniec tej rundy. Nigdy z takich ogromnych zmian (odejście 4-ech zawodników) nic dobrego nie wyniknęło. W połączeniu z zapowiedziami, że nowy Ośrodek klubowy ma powstać ze składek kibiców, nie napawa to optymizmem.
Gdzie więc szukać pociechy i światełka w tunelu? Chyba tylko w pokaźnej liczbie zgromadzonych punktów. Może zatem śmielej sięgnąć po młodych z rezerw? 20 lat ma napastnik Mateusz Kempski, a do tego świetne warunki fizyczne, bo 192 centymetry wzrostu. Jest nasz, a więc warto go sprawdzać. Gdzie jest niespełna 18-letni Adam Dębiński? Kilkakrotnie dostawał szansę, teraz słuch o nim zaginął.
A za drzwiami czeka już zdeterminowana Wisła Płock. Rafał Wolski, Damian Warchoł i spółka muszą walczyć o miejsce w ekstraklasie i pracę dla swojego trenera Pavola Stano. Pięć porażek z rzędu robi wrażenie. Na każdej z drużyn EX i mam nadzieję, że i na Widzewie. Wszystko będzie zatem zależało od stopnia determinacji. Oby jej w Płocku widzewiakom nie zabrakło. W przypadku porażki zrobi się jak mawiał znajomy palacz kotłowy… ciepło. Nie będzie to zapowiedź wiosny, bo ta i tak nadejdzie.
Humory kibicom poprawia porażka rywali zza miedzy, ale co to za pociecha. Nie twierdzę, że w poniedziałek „ bój to będzie ostatni”, ale jest się czego bać. Po ewentualnej wpadce w Płocku wiele osób będzie miało niespokojne sny. I tego trzeba uniknąć.
Dariusz Postolski, dziennikarz, komentator sportowy, ekspert Radia Łódź
Dariusz PostolskiJanusz NiedźwiedźPKO EkstraklasapublicystykaWidzew Łódź