Mamy dla Was kolejny fragment “Wielkiego Widzewa” Marka Wawrzynowskiego! Tym razem o rywalizacji Widzewa Łódź z Czerwonymi Diabłami.
MANCHESTER UNITED
Widzew coraz lepiej radził sobie z nowatorską wizją futbolu Machcińskiego. W ustawieniu 4-4-2 korzystał mocno ze skrzydłowych, bo przecież ani Pięta, ani Smolarek nie byli typowymi środkowymi napastnikami. Grą drużyny z przodu kierował Rozborski, ale kluczowym zawodnikiem był, rzecz jasna, Boniek. Ten często sprawiał wrażenie, jakby grał trzeciego stopera, ale miał niezwykłą umiejętność szybkiego wyjścia do ataku, stworzenia przewagi nad rywalem. W prasie pojawiły się nawet porównania do Franza Beckenbauera. Faktycznie, dla Widzewa Boniek był tym, kim „Kaiser” kilka lat wcześniej dla Bayernu Monachium i reprezentacji Niemiec, tyle że okazał się nawet skuteczniejszy w ataku.
Manchester United w pierwszej rundzie – lepszego przeciwnika nie mogli sobie wymyślić. Marzyli o wielkich europejskich firmach. Chcieli wielkiego futbolu, ale dla wielu z nich piłka nożna była też przepustką do kolorowego świata sklepów pełnych towarów.
Marek Pięta:
– Nie chcieliśmy jechać do Europy Wschodniej. Po pierwsze szaro, co dobrze znaliśmy, a po drugie zespoły ze Związku Radzieckiego czy Bułgarii grały bardzo brutalnie. Manchester to był wymarzony kierunek. Również pod względem, że tak powiem, turystycznym. Wychodziliśmy na ulice i widzieliśmy, że tam jest Pewex na każdym kroku. Każdy mógł przywieźć coś żonie, co też było istotne. Oczywiście nie za wiele, bo nie było nas na to stać, ale zawsze coś udało się trafić.
Manchester United był wicemistrzem Anglii, ale w tym czasie zespół ten nie mógł się już równać z legendarną drużyną Czerwonych Diabłów sprzed kilkunastu lat. Był to okres przejściowy w historii klubu z Old Trafford. Bardzo długo zespół nie mógł znaleźć następcy sir Matta Busby’ego. Choć David Sexton był cenionym szkoleniowcem, nie odcisnął swojego piętna na klubie. Fani narzekali, że United grają piłkę zimną i wyrachowaną, bez polotu, przede wszystkim zaś doskwierał im fakt, że drużyna nie zanotowała choćby jednego triumfu w jakichkolwiek rozgrywkach. Oczywiście Anglicy byli wciąż faworytami dwumeczu z łodzianami, ale nie była to dla RTS-u przeprawa ekstremalna. Jakkolwiek niedorzecznie to brzmi z dzisiejszego punktu widzenia, Czerwone Diabły były najłatwiejszym z dotychczasowych przeciwników Widzewa w europejskich pucharach.
Obrońca Arthur Albiston zapewnia, że Anglicy wiedzieli, że mecz z wicemistrzem Polski będzie dla nich drogą przez mękę.
– Nasi kibice byli przekonani, że wygramy. Nie znali Widzewa. My mieliśmy trochę inne podejście. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że polska piłka jest bardzo silna. Byliśmy realistami, znaliśmy osiągnięcia Polaków na mistrzostwach świata. Poza tym proszę pamiętać, że graliśmy bez Joe Jordana, naszego najlepszego napastnika – opowiada lewy obrońca Manchesteru United.
Na obserwację rywala do Anglii pojechał Wiesław Chodakowski.
– Wyjazdy do United to były pionierskie poczynania w polskiej piłce. Doszliśmy wtedy do wniosku, że nagranie na kamerę nie wystarczy, że małe spostrzeżenia z trybun dadzą więcej, bo tylko z ich wysokości widać całe boisko. To, co rzucało się w oczy, to sposób przeprowadzania akcji od pierwszego podania. Był to zupełnie inny futbol od tego, który grano w Polsce. Wszystko wydawało się zaplanowane. Wszystko odbywało się według pewnego schematu. Zawodnik miał swój rejon, pierwsze podanie decyduje o wyborze akcji. Rzadko zdarzało się, żeby w Anglii ktoś dostał piłkę i przedryblował czterech zawodników. Jedno zagranie, może dwa i ciągłe zdobywanie terenu, tak to wyglądało – opowiada Wiesław Chodakowski.
Z obserwacji wynikało, że kluczowe będzie powstrzymanie skrzydłowych. Najczęściej stosowanym schematem było bowiem podanie na skrzydło i dośrodkowanie w pole karne, gdzie napastnicy mieli walczyć o piłkę. Dlatego właśnie Albiston podkreśla brak Jordana, który był jakby stworzony do tego stylu gry.
Angielska publiczność nie potraktowała Widzewa ani poważnie, ani przychylnie. Dla United RTS był zaledwie przystankiem, zresztą angielscy komentatorzy podkreślali marną frekwencję – na trybunach pojawiło się zaledwie 38 tysięcy widzów. Gdy 20 minut przed meczem łodzianie wyszli na rozgrzewkę, przywitały ich gwizdy i buczenie. Piłkarze Machcińskiego podgrzewali atmosferę sztuczkami i zabawami z piłką, co jeszcze bardziej irytowało miejscowych i potęgowało negatywne emocje.
Sposób Anglików na Widzew był dokładnie taki sam jak Widzewa na Anglików – wyłączenie skrzydłowych. I to się udało. Faktycznie, ani Smolarek, ani Pięta nie mogli być zadowoleni z meczu. Braki starali się nadrabiać boczni obrońcy, ale z przeciętnym skutkiem. Zresztą gospodarze szybko objęli prowadzenie, ale potem wyrównał Krzysztof Surlit po potężnym strzale z rzutu wolnego, o którym Sexton powiedział, że „może być ozdobą wszystkich stadionów”. Surlit mógł trafić po raz kolejny, ale jego drugie atomowe uderzenie z trudem obronił Gary Bailey. Nawet Anglicy podkreślali, że Widzew mógł ten mecz wygrać, stosując swoją strategię, którą Machciński przećwiczył dokładnie podczas wyjazdowego spotkania ligowego ze Stalą w Mielcu. Tam trener zaskoczył wszystkich obserwatorów i kazał podopiecznym grać z kontrataku. I to się sprawdziło w Manchesterze. Korespondent „The Times” pisał nawet, że „umiejętność Polaków do przechodzenia z nierówno ustawionej obrony do nagłego, szerokiego ataku była wciąż dużym zagrożeniem dla United, który z kolei grał trzema obrońcami, bez krycia. Widzew świetnie wykorzystał taktykę United, czyli rezygnację z Jovanovicia w defensywie i pozostawienie go jako wolnego zawodnika. To stworzyło dziurę w obronie, w którą znakomicie wchodzili Boniek, Smolarek i Pięta… Na szczęście dla United nieefektywnie”.
W rewanżu Sexton mógł już skorzystać z Jordana, który miał być kluczem do zwycięstwa, ale Szkota znakomicie powstrzymał Grębosz, który wygrywał z nim niemal wszystkie pojedynki w powietrzu. Obie strony miały swoje okazje, Steve Coppell i Zbigniew Boniek trafiali w słupki, a najlepszymi zawodnikami na boisku byli Bailey i Młynarczyk, co dowodziło słuszności wyboru taktyki przez sztab Widzewa. Od tego meczu bramkarz RTS-u zaczął niezwykły marsz w górę i szybko zdobywał renomę niepodważalnego numeru jeden w kraju. Po spotkaniu na pytanie, kogo chcą wylosować w kolejnej rundzie, Machciński odpowiedział, że interesują go jedynie drużyny z najwyższej półki. Karteczka z napisem „Juventus” sprawiła piłkarzom sporo radości.
Fragment pochodzi z książki “Wielki Widzew. Historia polskiej drużyny wszech czasów”, która ukazała się w serii #SQNOriginals i jest dostępna na ⏩ https://bit.ly/lodz-wielki-widzew. Patronem medialnym nowego wydania „Wielkiego Widzewa” jest ŁÓDZKI SPORT.
Marek PiętaMarek WawrzynowskiSQNSQNOriginalsWidzew ŁódźWielki Widzew