Wielkie zwycięstwo Orła Łódź. Pierwsze, przed własną publicznością.
To pierwszy mecz Orła w Łodzi. Przez problemy z torem, w kwietniu nie udało się rozegrać żadnego spotkania. Chociaż awizowano, że Mateusza Tondera zastąpi Tom Brennan, Polakowi udało się wystąpić. Podczas meczu, podprowadzające miały dodatkowe zadanie. Prezentowały transparent, który zapowiadał Witold Skrzydlewski, honorowy prezes Orła. Łódzcy żużlowcy domagają się dachu nad własnym obiektem (więcej tutaj).
Już w drugim biegu zrobiło się niebezpiecznie. Aleksander Grygolec pomylił się na wirażu, wpadł w niego Erik Bachhuber. Obyło się bez interwencji służb medycznych, obaj żużlowcy wrócili do parku maszyn o własnych siłach. Na szczęście dla łodzian, Dul został dopuszczony do powtórki i wygrał ją. Już w piątym biegu, Orzeł objął prowadzenie. Mateusz Tonder i Tomasz Gapiński skończyli bieg jako pierwsi, jechali wspólnie. Gapiński, blisko krawężnika, Tonder zajął trochę więcej miejsca na torze. Łodzianie prowadzili 16:14. Po ósmy biegu, wyraźnie klarowała się dominacja Orła. Wygrał Iversen i łódzcy żużlowcy mieli sześć punktów przewagi.
Pod koniec, gdy goście czuli już, że nie wygrają, ale chcieli zdobyć jak najwięcej punktów, przed rewanżem, w dwóch biegach wykorzystali rezerwę taktyczną i zwykłą. Chociaż wprowadzony Kai Hubneck wygrał wyścig, to drugi dojechał Dul, a punkt zdobył Gapiński. Po 13. biegu pewne było, że Orzeł nie przegra. Prowadził 44:34 i tylko cud, mógł sprawić, że Niemcy doprowadzą do remisu. W ostatnim biegu, łodzianie musieli poczekać aż postawią “kropkę nad i”, bo przez to, że zawodnicy nierówno wystartowali wyścig został przerwany. Przegrali powtórkę, ale w całym spotkaniu zwyciężyli dziesięcioma punktami różnicy 50:40.
Orzeł Łódź – MF Landshut Devils 50:40