W tym roku, w sześciu zespołach Fortuna 1 Ligi nastąpiła zmiana trenera. ŁKS, Korona, Odra, GKS Jastrzębie, Stomil, Widzew – tę szóstkę klubów już jesienią uprzedziły: Zagłębie Sosnowiec, Resovia, Sandecja i Arka zmieniając szkoleniowców. Z 18 zespołów ponad połowa pracuje już z nowymi trenerami!
Czas zmiany, to trudny okres dla każdego człowieka, który włożył mnóstwo pracy, energii, wysiłku w to, by zespół prezentował się jak najlepiej. Żal mi ich. Zwłaszcza, że często decyzje o rozwiązaniu umowy spadają na nich jak grom z jasnego nieba. Nie mają czasu, by się przygotować, oswoić z nadchodzącą rewolucją. W związku z tym przygotowałem, krótki poradnik jak nie przeoczyć symptomów nadchodzącego kataklizmu.
Nieważne czy w meczu ligowym, czy w pucharowym, od tego momentu należy już brać pod uwagę możliwość zmiany. Jeżeli porażki nie ma, ale jest seria remisów, także nie należy czuć się zbyt bezpiecznie, zwłaszcza gdy prezes odwraca głowę w przeciwnym kierunku mijając coacha w korytarzu, a sekretarka ma ciągle zajęty telefon.
Jeśli drużyna notuje serię zwycięstw, ale wiceprezes przesiaduje w gabinecie trenera i dopytuje, dlaczego zespół tylko się broni i kontratakuje, a na dodatek zastępca szefa prosi o dostarczenie konspektów treningowych, należy się mieć na baczności.
Jak najszybciej za to, trzeba załagodzić konflikt: ustanowić postać kapitanem, wystąpić o podwyżkę, ewentualnie o przedłużenie kontraktu nie mniej niż o dwa lata.
Jeśli zespół funkcjonuje dobrze, punktuje i wszyscy piłkarze się lubią, to fakt ten powinien wzbudzić w szkoleniowcu najwyższą czujność. Nie można dopuścić, by stan ten trał zbyt długo, gdyż będzie skutkował rozbestwieniem, rozleniwieniem i kwestionowaniem decyzji trenera (nawet babcia poprowadzi taką ekipę). Dobrym rozwiązaniem takiej sytuacji jest przypomnienie prezesowi o jego niespełnionych obietnicach oczywiście z zaznaczeniem, że to piłkarze głośno domagają się ich spełnienia. Powoduje to mobilizujący kryzys zwaśnionych stron a szkoleniowca stawia w szlachetnej roli mediatora, arbitra.
Zawsze, ale to zawsze, należy się uśmiechać, stwarza to pozory pewności siebie, luzu i wiary w to, co się robi, nawet gdy nie jest się tego pewnym. Nieodzowny jest też odpowiedni ton wypowiedzi, czy to w gabinecie prezesa, w szatni czy też na konferencji pomeczowej (oczywiście to ostatnie jest najtrudniejsze, gdyż powszechnie znany jest ten fakt, że dziennikarze to wilcy). Treść jest oczywiście ważna, ale zdecydowany ton dobrej dykcyjnie wypowiedzi spowoduje, że nieprawda, stek bzdur, a nawet bełkot taktyczno-analityczny pozwoli wyjść z opresji obronną ręką i zostawić po sobie dobre wrażenie.
W związku z tym należy mieć się na baczności piątego maja, czwartego czerwca, nie należy lekceważyć miesięcy letnich, w końcu o bunt drużyny łatwo w okresie przygotowawczym (wiadomo większe obciążenia i zmęczenie), więc kryzysową datą może też być trzeci lipiec, drugi sierpień i pierwszy wrzesień. Jeśli myślałby któryś trener, że końcówka roku daje już gwarancję pracy, to muszę go wyprowadzić z błędu: bez prezentów na mikołajki i pod choinkę piłkarzom i prezesom się nie obędzie.
Wydaje się, że najsłuszniejszą postawą szkoleniową w wymiarze ogólnym jest postawa tego mieszkańca bloku, z mądrej przypowieści ludowej: gdy szedł na górę po sól, ale podejrzewał, że sąsiad mu jej nie pożyczy, bo go nie lubi, a może nie ma, a kiedyś on mu nie dał cukru. I po zapukaniu do drzwi rzekł zaskoczonemu sąsiadowi prosto w twarz: w dupę se wsadź tę sól.