Pierwsza połowa była senna, niepasująca do hitu Fortuna 1 Ligi. Druga była najlepszą w wykonaniu ełkaesiaków za kadencji Kibu Vicuñii. Najważniejszy jest jednak efekt – ŁKS skruszył najlepszą defensywę ligi i wywiózł z Legnicy trzy punkty.
„Spodziewam się, że zobaczymy dużo gry piłką, bo Miedź też jest drużyną, która chce grać i atakować. To będzie moim zdaniem otwarty mecz” – mówił przed meczem z Miedzią trener ŁKS-u. Obraz meczu w początkowej jego fazie stał jednak w całkowitej sprzeczności z zapowiedziami hiszpańskiego szkoleniowca. Oglądaliśmy grę rwaną, szarpaną, pełną niedokładności. Złapanie odpowiedniego rytmu utrudniały obu drużynom liczne przerwy spowodowane faulami, kontuzjami (z boiska zeszli Szeliga i Chuca – tego pierwszego zastąpił Rozwandowicz, a na prawą obronę przeszedł Jakub Tosik) oraz odpaleniem przez kibiców gospodarzy pirotechniki.
Zarządzona w dziewiątej minucie przerwa „pirotechniczna” pomogła ełkaesiakom, bo w pierwszych minutach wyglądali na zagubionych i pozwalali piłkarzom Miedzi na zbyt wiele. Po wznowieniu gry ŁKS wyglądał lepiej i szybko stworzył kilka okazji strzeleckich. Sygnał do ataku dał Adrian Klimczak, który pomknął lewym skrzydłem i wycofał piłkę do stojącego w polu karnym Michała Trąbki, ale ten nie trafił w piłkę. Sześć minut później Wolski zanotował świetny przechwyt w środkowej strefie boiska, około 25 metrów od bramki Miedzi. Szybko zagrał do Pirula. Hiszpan błyskawicznie złożył się do strzału, ale uderzył niecelnie. W 22. minucie Pirulo miał szansę, aby się poprawić. Tym razem uderzał z lewego skrzydła, jednak na drodze piłki stanął czujny Paweł Lenarcik.
Losy meczu mogły odwrócić się w 36. minucie. Maxime Dominguez (zbieżność nazwisk przypadkowa, choć występuje z dziesiątką na plecach) wykonywał rzut rożny. Piłka przeleciała nad głowami piłkarzy stłoczonych przed bramką Marka Kozioła i spadła wprost na nogę Mijuskovicia. Czarnogórski obrońca Miedzi uderzył z woleja, piłka przemknęła wysoko, daleko poza zasięgiem rąk Marka Kozioła. Bramkarz ŁKS-u mógł odprowadzić ją jedynie wzrokiem, a Szymon Matuszek z najmniejszej odległości wpakował futbolówkę do bramki. Ełkaesiaków uratowała analiza VAR, po której sędzia Jarosław Przybył odgwizdał spalonego i unieważnił bramkę.
Do końca pierwszej części gry nie oglądaliśmy już równie klarownych sytuacji. Akcje przenosiły się z jednej pod drugą bramkę, ale żadna z drużyn nie potrafiła wyraźnie zaznaczyć swojej przewagi .
Pierwsze minuty drugiej połowy przyniosły zmianę obrazu gry. Już w 52. minucie ełkaesiacy otworzyli wynik po świetnej, zespołowej akcji, w której w dwadzieścia sekund przetransportowali piłkę od własnej bramki do pola karnego rywala. Zaczęło się od Marka Kozioła i wymiany piłki między obrońcami, która pozwoliła wyjść spod wysokiego pressingu rywali. W efekcie za plecami piłkarzy Miedzi zrobiło się dużo miejsca, które ełkaesiacy wykorzystali w najlepszy z możliwych sposobów. Akcję wykończył duet Hiszpanów – piłka trafiła do Javiego Moreno, a ten dograł do Pirula, który ze spokojem umieścił piłkę w siatce. W całej akcji piłkę dotknęło łącznie aż sześciu graczy biało-czerwono-białych – nareszcie zobaczyliśmy wysoką kulturę gry, efektowny atak pozycyjny i sprawne operowanie piłką, które miały wyróżniać drużynę Kibu Vicuñii.
Raptem cztery minuty później było już 2:0. Strzelcem gola ponownie został Pirulo. Tym razem świetnie wypatrzył go Adam Marciniak, który długim podaniem ominął zdezorientowanych piłkarzy Miedzi. Hiszpan przyjął piłkę, popędził na bramkę Lenarcika, zmylił defensorów gospodarzy, położył na ziemi bramkarza i podwyższył wynik spotkania.
Taki obrót wydarzeń sprawił, że mecz nabrał rumieńców. Biało-czerwono-biali grali z większą swobodą w ofensywie, a legniczanie nie mieli już innego wyboru, jak za wszelką cenę gonić wynik.
W 73. minucie “Rycerze Wiosny” mieli kolejną świetną okazję. Po kontrze Oskar Koprowski dograł do ustawionego w polu karnym Juricia. Główka Chorwata okazała się jednak niecelna. Chwilę później popis dryblingu dał Javi Moreno, a Mieszko Lorenc zaimponował przeglądem pola. Świetnie funkcjonowało lewe skrzydło łodzian, którym raz po raz przeprowadzali groźne ataki. ŁKS był w swoim żywiole. Ełkaesiacy nareszcie grali z pozytywną agresją i pewnością siebie, na miarę swojej piłkarskiej klasy. Oglądaliśmy jedne z lepszych minut za kadencji Kibu Vicuñii.
W okolicach 80. minuty pod bramką Kozioła zrobiło się gorąco. Najpierw legniczanie bezskutecznie reklamowali arbitrowi, że jeden z ełkaesiaków zagrał piłkę ręką w polu karnym, a następnie obejrzeliśmy dwa strzały z okolic prawego narożnika pola karnego. Najpierw Stróżyński kopnął w stylu Pirulo – w stronę dalszego słupka, z lewej nogi. Następnie Garuch zakończył samotny drybling mocnym uderzeniem. Po żadnym z tych strzałów piłka nie znalazła jednak drogi do bramki ŁKS-u.
W końcówce przez większość czasu piłkę mieli legniczanie. ŁKS był jednak skoncentrowany i dobrze zorganizowany w obronie, dzięki czemu posiadanie piłki gospodarzy nie przekładało się na dużą liczbę groźnych sytuacji podbramkowych. W doliczonym czasie gry Stróżyński urwał się jeszcze Klimczakowi i znalazł się w sytuacji sam na sam z Koziołem. Nie potrafił jej jednak wykorzystać i dwubramkowe prowadzenie łodzian utrzymało się aż do ostatniego gwizdka arbitra.
Miedź Legnica-ŁKS 0:2 (0:0)
0:1 – Pirulo 53.
0:2 – Pirulo 56.
Miedź: Lenarcik – Garuch, Mijušković, Matuszek, Aurtenetxe, Carolina (75. Julio Martínez) – Śliwa (58. Stróżyński), Dominguez, Tront (58. Lehaire), Chuca (23. Zapolnik) – Makuch.
ŁKS: Kozioł – Szeliga (16. Rozwandowicz), Lorenc, Marciniak, Klimczak (84. Sobociński) – Tosik (46. Jurić), Trąbka, Pirulo – Wolski, Janczukowicz (62. Koprowski), Moreno (84. Gryszkiewicz)
Żółte kartki: Zapolnik – Klimczak, Janczukowicz.