– W waszej lidze gra wielu obcokrajowców, przy których mam wątpliwości, czy się nadają. Pomyślmy o tym! Patrząc na niektóre drużyny, zastanawiam się, czy naprawdę nie ma lepszych? – powiedział kilka dni temu w rozmowie z Canal+ Sport selekcjoner reprezentacji Polski Fernando Santos. Dobre pytanie.
No właśnie – czy nie ma lepszych? W PKO Ekstraklasie nie ma reguły. Mistrzem Polski zostanie Raków Częstochowa, który z obcokrajowców korzysta najchętniej w Polsce (73,7 procent – chodzi nie o liczbę obcokrajowców w kadrze, ale o ich udział w meczch). Z kolei z ligi spadła właśnie Miedź Legnica, która jest druga w tej klasyfikacji (67,3).
TYLKO W ŁS. Mistrz Polski z Widzewem: „Janusz Niedźwiedź zasługuje na szansę, ale…”
Głównie na polskich zawodników stawiają w Stali Mielec (85,8) i w Zagłębiu Lubin (72,6). Czy to się opłaca? Wychodzi na to, że nie bardzo, bo Stal jest w połowie stawki, a Zagłębie na dole tabeli. Mogą być jednak z tego korzyści, ale tutaj też nie ma reguły i nie da się jednoznacznie stwierdzić, który model jest lepszy. Klub z Lubina stawia bowiem na młodzież, którą szkoli w swojej akademii licząc na to, że sprzeda jakiegoś piłkarza za granicę. Już się to udawało, bo przecież za 5 milionów euro do Wolfsburga odszedł Jakub Białek. Ale też polska Stal zarobiła niedawno spore pieniądze i to na piłkarzu z zagranicy. Za Saida Hamulica, który poszedł do Tuluzy, dostała ponoć 2,5 miliona euro.
Nowy wicemistrz Polski Legia Warszawa jest w połowie stawki, chociaż tam wciąż chętniej stawia się na Polaków (56,2 do 43,8). Niemal identycznie jest Widzewie (56,3 – 43,7),.
Najwięcej w PKO Ekstraklasie jest Hiszpanów (20), Słowaków (18), Portugalczyków (16) oraz Czechów i Greków (po 10). Widzew ma wpływ na te statystyki, bo przecież zatrudnia Jordiego Sancheza, Henricha Ravasa, Fabio Nunesa oraz Marka Hanouska. W aż jedenastu zespołach liczba piłkarzy zagranicznych jest dwucyfrowa i wpisuje się w to także łódzki klub, który sprowadził ich już jedenastu. Ostatnim był Andrejs Ciganiks. Łotysz to jedyny gracz pozyskany przez Widzew w zimowym okienku. Czy to był dobry ruch? Póki co fatalny. A jak spisują się inni obcokrajowcy? Czy ich sprowadzenie miało sens?
Marek Hanousek i Henrich Ravas. Marek i Henio to już prawie jak nasi. Czech i Słowak mówią po polsku, ten pierwszy już prawie jak Polak. Wiadomo, że im łatwiej, bo nasze języki są podobne. Obaj szybo zaaklimatyzowali się w Widzewie. Hanousek pierwszą rundę miał średnią, ale potem „odpalił” na całego i stał się jednym z najlepszych piłkarzy drużyny. Miał ogromny udział przy wywalczeniu awansu, później pracował na świetnie miejsce Widzewa już w PKO Ekstraklasie po rundzie jesiennej. Ostatnio, jak wszyscy w zespole, przeżywa słabszy okres, ale bez wątpienia sprowadzenie Hanouska z Czech było strzałem w dziesiątkę.
To samo można powiedzieć o Ravasie, który niemal z marszu stał się bardzo ważną postacią Widzewa. Właśnie przedłużył kontrakt, więc jak widać wiąże swoją przyszłość z klubem. Ravas ostatnio też popełniał błędy, ale z pewnością to dobry piłkarz. Warto było ściągać go z zagranicy.
Gdybyśmy robili takie zestawienie po jesieni, to Jordi Sanchez i Martin Kreuzriegler byliby obok Hanouska i Ravasa. Ale tak jak mecz ma dwie połowy, tak sezon ma dwie rundy. Wiosną obaj nie grają już tak dobrze, jak jesienią. Hiszpan nie strzela goli, a Austriak popełnia błędy. Ostatnio znów stracił miejsce w składzie. Gdybyśmy mieli ocenić jego całą przygodę z Widzewem, to napisalibyśmy właśnie, że było solidnie, ale bez szału. Kreuzriegler ma umiejętności, by grać lepiej i być ważniejszą postacią Widzewa, niż jest obecnie. Po sezonie kończy mu się kontrakt. Nie mamy pewności, czy go przedłuży.
Jordi to inna historia. On nigdy nie strzelał zbyt wielu goli. W czerwono-biało-czerwonych barwach też nie jest i nie był superstrzelcem, ale jesienią robił naprawdę dobrą robotę stając się jedną z gwiazdek PKO Ekstraklasy. Mówiło się nawet o tym, że kupi go walczący o mistrzostwo Raków Częstochowa. Oferował ponoć 700 tysięcy euro i dla Widzewa to było za mało. Chyba trzeba było brać, bo wiosnę Hiszpan ma słabą. W dużej mierze przez kontuzje i słabszą formę całego zespołu. Z tych powodów rośnie w nim frustracja i to wszystko przekłada się na jego formę. Jego wartość spadła i nie chodzi tylko o wartość piłkarską. Może jeszcze nas zaskoczy?
Tu umieściliśmy tylko Juljana Shehu, bo Albańczyk jest młody i ma potencjał. Czas powinien działać na jego korzyść. Na razie nie zachwycił, ale widać, że sporo potrafi. Może teraz dostanie więcej szans i będzie już grał regularnie.
Ta lista jest najdłuższa, ale poziom rozczarowania u poszczególnych piłkarzach jest różny. Nie można postawić między nimi znaku równości. Na pewno rozczarował Bożidar Czorbadżijski, bo miał być szefem defensywny, a po słabym początku sezonu już nigdy nie wrócił na stałe do gry. Czasami wejdzie, ale nie ma powodów, by zapamiętać występy Bułgara.
Fabio Nunes ma spory potencjał, ale jeszcze większe kłopoty zdrowotne i nie wygląda na to, by miało się to nagle zmienić. Portugalczyk stracił niemal cały sezon. Zimą przedłużono jego kontrakt, ale czy jeszcze wróci i wejdzie na poziom „solidnych, ale bez szału”, albo „piłkarzy, którzy są wzmocnieniem”? Mamy spore wątpliwości, tym bardziej, że Nunes chyba nie ma „widzewskiego charakteru”.
Mato Milos naszym zdaniem powinien się wyróżniać nie tylko w Widzewie, ale w całej PKO Ekstraklasie. Prawie 30-letni Chorwat grał w ekstraklasach Chorwacji, Włoch i Portugalii, a nawet reprezentacji. Był też już w Polsce – w Lechii Gdańsk. Powinien “śmigać” na wahadle, a jest z tym różnie. Popełnia sporo błędów w defensywnie, w ofensywie ma problem z wygrywaniem pojedynków jeden na jeden i dośrodkowaniami. Gola strzelił tylko jednego. Dla nas to rozczarowanie.
To samo trzeba napisać o Kristofferze Normannie Hansenie. Norweg ma potencjał, ale nie ma kredytu zaufania u Janusza Niedźwiedzia, który wręcz powiedział, że Normann Hansen nie pasuje mu do stylu gry, tym bardziej, że na jego pozycji jest Bartłomiej Pawłowski. Zimą Norweg miał odejść na wypożyczenie, ale nie było chętnych, więc został i czasem gra. I był moment, gdy wydawało się, że w końcu „odpalił” (gole ze Śląskiem i Legią), ale potem znów przyszedł marazm. Trudno oczekiwać, że Norweg jeszcze wskoczy na wyższy poziom i już na nim zostaje, a chyba na to powinno się liczyć, gdy ściąga się piłkarza z zagranicy.
CZYTAJ TEŻ: Czy Fabio Nunes nie chce grać dla Widzewa?
Największe rozczarowanie to póki co Andrejs Ciganiks. To, że jest reprezentantem Łotwy niewiele znaczy, bo to po prostu słaba drużyna i chyba każdy Łotysz z polskiej ligi w niej gra lub grał. Ciganiks fatalnie wszedł do drużyny, popełnia błędy kosztujące Widzew straty goli. Z przodu wcale nie jest lepiej. Jego sprowadzenia w ogóle nie da się obronić. Jedyna nadzieja, że może – jak wielu obcokrajowców – Ciganiks potrzebuje trochę więcej czasu. Na pewno zweryfikuje go nowy sezon.
Wasyl Łytwynenko przychodził do Widzewa w kwietniu 2022 roku, ale nie rozegrał w drużynie ani minuty. Ukrainiec przychodził w trybie awaryjnym i Po prostu byli lepsi od niego do gry. Po sezonie odejdzie, bo kończy mu się kontrakt.
Z jedenastu obcokrajowców prawdziwymi wzmocnieniami Widzewa są tylko dwaj piłkarze. Kilku to solidni gracze, pozostali rozczarowania. Chyba przydałoby się lepsze rozeznanie i lepsze obserwacje widzewskich skautów w niższych polskich ligach. Ale może polscy zawodnicy, nawet ci nieznani, są po prostu dużo drożsi? Nie ma jednoznaczniej odpowiedzi. Na pewno wiadomo na razie to, że piłkarze z zagranicy nie dają Widzewowi tyle, ile powinni dawać.
– W waszej lidze gra wielu obcokrajowców, przy których mam wątpliwości, czy się nadają. Pomyślmy o tym! Patrząc na niektóre drużyny, zastanawiam się, czy naprawdę nie ma lepszych? – mówi Fernando Santos i mówimy my.
Fabio NunesHenrich RavasJordi SanchezKristoffer HansenMarek HanousekMartin KreuzrieglerWidzew Łódź