Kiedy zaczął się kryzys ŁKS-u? Wcześniej niż mogłoby się wydawać.
ŁKS w 2023 roku świętował jeden z największych sukcesów w historii. Trzy piłkarskie sekcje wywalczyły awanse. To, w historii światowego futbolu nie zdarzyło się jeszcze nigdy. Najstarsza drużyna występuje w ekstraklasie. I chociaż w pełni zasłużyła na awans do elity, to w porównaniu z jesienią roku 2022, już na wiosnę pojawiały się pierwsze problemy. Teraz, ełkaesiacy są w głębokim kryzysie, z którego nie widać wyjścia. Forma ŁKS-u już nawet nie faluje. Zdarzają się pojedyncze przebłyski, zwycięskie remisy i honorowe porażki, ale punktów brak. Jak zaczął się kryzys łodzian?
Pierwszy poważny sygnał do niepokoju dał… wygrany mecz. ŁKS grał w Bełchatowie, wspierało go ponad trzy tysiące kibiców. Pokonał Skrę Częstochowa 2:1, ale spotkanie przepchnął dzięki będącemu wtedy w szczytowej formie Bartoszowi Szelidze. Miał też trochę szczęścia, bo Michał Mokrzycki idealnie wykonał rzut wolny. Spotkanie odbyło się 19 lutego. Minęło dziewięć miesięcy, a dwukrotni mistrzowie Polski nie wygrali na wyjeździe. Zdarzały się pojedyncze mecze, jak ten z Ruchem Chorzów, w którym dwa razy odrabiali straty i zremisowali 3:3, albo spotkanie z Arką, w którym zapewnili sobie awans, bo odrobili jednobramkową stratę. Pozostałe mecze przegrali, albo zremisowali w bardzo słabym stylu.
Za to u siebie, podopieczni Kazimierza Moskala byli niepokonani. Rozgrywali niesamowite spotkania, jak to z Wisłą Kraków, albo Podbeskidziem. Potrafili odwracać losy meczów. W ekstraklasie, też nie przegrali pierwszych dwóch spotkań przed własną publicznością. Pokonali Koronę Kielce i Pogoń Szczecin. To jedyne zwycięstwa łodzian w tym sezonie. Później twierdza przy al. Unii upadła. ŁKS rozegrał koszmarny mecz z Wartą Poznań. Przegrał 0:2, ale nie stworzył sobie nawet jednej okazji do zdobycia gola. Wcześniej ełkaesiacy przegrali prestiżowe derby Łodzi. Po Warcie, ŁKS grał na wyjeździe z Rakowem. Przegrał, ale w sercach kibiców rosła nadzieja, bo to było jedno z najlepszych, jeżeli nie najlepsze spotkanie ŁKS-u w ekstraklasie.
I rzeczywiście, w następnej kolejce łodzianie zremisowali z Jagiellonią 2:2. Przed własną publicznością, znowu udało się odrobić straty. To mógł przełomowy moment dla beniaminka. Tym bardziej, że między ligowym spotkaniami, w Pucharze Polski pokonali KKS Kalisz.
Mecz z Cracovią miał być dla ŁKS-u kluczowy. Chociaż coraz głośniej mówiło się, że dojdzie do zmiany trenera, fani wierzyli, że Kazimierz Moskal, wraz ze swoim sztabem rozpocznie marsz w górę tabeli. Marzenia szybko zostały rozwiane. ŁKS przegrał z Cracovią 0:2, później znajdujący się w kryzysie Radomiak rozbił łodzian 0:3. Moskal stracił pracę.
Drużynę przejął Piotr Stokowiec. Nie miał łatwego zadania, bo w swoim trenerskim debiucie musiał zmierzyć się z Lechem w Poznaniu. I znowu. Dwukrotni mistrzowie Polski zagrali bardzo dobry mecz. Przez długie fragmenty drugiej połowy dominowali. Anton Fase miał na nodze piłkę na wagę punktu, ale bardziej doświadczony i wyrachowany Lech zdołał wygrać. Wydawało się, że pod wodzą nowego szkoleniowca zaczyna kiełkować drużyna, która zdoła wrócić do walki o utrzymanie. Szkoda, że tylko się wydawało. W następnej kolejce Górnik Zabrze przyjechał do Łodzi i rozbił ŁKS 0:5. Łodzianie wpadli w błędne koło. Niezły, chociaż przegrany mecz z Rakowem w Pucharze Polski, niezły chociaż przegrany mecz ze Śląskiem Wrocław, bohaterski remis z Piastem Gliwice (podopieczni Stokowca odwrócili losy spotkania chociaż przegrywali 0:3) i beznadziejny mecz z Zagłębiem Lubin. W nim ŁKS był tylko tłem dla lubinian, którzy wcześniej nie wygrali pięciu meczów z rzędu.
Kibice zastanawiają się skąd tak niestabilna forma piłkarzy. Dlaczego, po meczach niezłych, w których drużyna gra solidnie, a indywidualności błyszczą, przychodzą mecze, w których ŁKS kompletnie zawodzi?
Wydaje się, że dobrą diagnozę już na początku swojej przygody z ŁKS-em postawił Stokowiec. Szkoleniowiec mówił dużo o psychice i relacjach między zawodnikami. Nie ma nic dziwnego w tym, że po tak absurdalnej serii porażek w drużynie nie ma atmosfery. “Atmosfera robi wyniki, a wyniki robią atmosferę” – mówił Moskal, gdy ŁKS był hegemonem pierwszej ligi. Trudo nie odnieść wrażenia, że piłkarze ŁKS-u na boisko wychodzą z duszą na ramieniu. Brakuje odwagi, bo najważniejsze jest dla nich, żeby nie popełnić kolejnego błędu prowadzącego do straty gola. A strach i presja paraliżują nogi.
Najlepiej widać to po Aleksandrze Bobku. Wychowanek ŁKS-u ma ogromny talent. Jest jednym z najlepiej zapowiadających się bramkarzy w Polsce. Ale nawet on zaczyna popełniać błędy. I nic dziwnego, skoro przed sobą ma na przykład Leventa Gulena, którego interwencje sprawiają, że w polu karnym ŁKS-u wybucha kolejny pożar.
–Bycie piłkarzem to nie tylko umiejętności, ale i odpowiednia mentalność. W meczu z Zagłębiem tej mentalności nam zabrakło. To są elementy, które nie są łatwe do wypracowania, a my na tym polu mamy dużo do poprawy. Szkoda mi moich zawodników, z drugiej strony jestem na nich bardzo zły, że nie umieli zareagować na pewne boiskowe sytuacje, które już przerabialiśmy. W ostatnim czasie wydawało się, że idziemy do przodu, teraz jednak zrobiliśmy dwa kroki w tył – grzmiał Stokowiec po meczu z Zagłębiem.
Nie ma idealnego wyjścia z tej sytuacji. Najlepiej gdyby szefowie ŁKS-u zimą wymienili wszystkich piłkarzy, na takich, którzy nie są psychicznie obciążeni seriami porażek. Ale to możliwe jest tylko w grach komputerowych. Pozostaje wierzyć, że pedagogiczne zdolności Stokowca sprawią, że zawodnicy znowu uwierzą w swoje umiejętności i nauczą się radzić sobie z presją.