Widzew zagrał najsłabszy mecz wiosną i zremisował po raz trzeci z rzędu. Strzelił prawidłowego gola, jednak nie wiedzieć czemu sędzia go nie uznał.
Widzew kończył w Opolu rundę jesienną, bo w pierwszym terminie mecz został odwołany z powodu zakażenia koronawirusem w łódzkiej drużynie. Od Odry dzielił go punkt, a ewentualna wygrana przybliżałaby go do miejsc barażowych.
W porównaniu z derbami, w składzie zaszły trzy zmiany: chorego Marcina Robaka zastąpił Paweł Tomczyk, Daniela Tanżynę zastąpił Michał Grudniewski, a Mateusza Michalskiego – Dominik Kun. Ten ostatni w pierwszej połowie był najgorszym zawodnikiem Widzewa, który miał przewagę. Pożytku z tego było jednak nie wiele, bo brakowało precyzji w pobliżu pola karnego. Mimo dłuższego utrzymywania się przy piłce, dwie najlepsze szanse drużyna z Łodzi stworzyła po kontrach. W 20. minucie Tomczyk był w polu karnym, kopnął z ostrego kąta bardzo mocno, lecz bardzo niecelnie. 11 minut później znów dostał dobre podanie od Przemysława Kity, trafił jednak w nogi obrońcy. Trzecią okazję Widzew miał na początku, gdy najlepszy w zespole Michael Ameyaw przeprowadził błyskotliwą akcję, wycofał do Patryka Muchy, który kopnął prosto w Tomczyka.
Znacznie lepiej niż atakowanie szło Widzewowi przeszkadzanie Odrze. Tylko raz dopuścili do zagrożenie, kiedy Dawid Kort główkował z bliska, na szczęście niecelnie. Wpływ na to miały też nie najwyższe umiejętności przeciwników, którzy za to byli silni fizycznie.
W Widzewie nie można jednak oczekiwać fajerwerków, skoro mało kreatywni są pomocnicy, o czym przekonaliśmy się w meczu z ŁKS-em. Ameyaw, potrafiący zagrać niekonwencjonalnie, to za mało.
Po przerwie doszło do kilku kuriozalnych sytuacji, które zakończyły się skandaliczną decyzją sędziego. W 54. minucie w polu karnym sfaulowany został Kun. Już to było dziwne, ponieważ widzewiak grał dotąd bardzo słabo. Arbiter podyktował jedenastkę, do której podszedł Tomczyk. Jego pierwszy strzał obronił bramkarz, podobnie jak drugi, a za trzecim razem napastnik w końcu kopnął skutecznie. Sędzia jednak gola nie uznał, gdyż zobaczył, że piłka trafiła w rękę. Nie pomylił się, tyle że była to ręka zawodnika Odry. Decyzja o wolnym dla opolan była skandaliczna.
Inna sprawa, że Tomczyk nie wykorzystał już drugiego kolejnego rzutu karnego. Wcześniej podobnie zachował się w spotkaniu z Koroną Kielce, ale wtedy Widzew prowadził 2:0, m.in. po skutecznym strzale Tomczyka z 11 metrów.
Odra to drużyna słabsza od Widzewa. Trzeba jednak słabość wykorzystać, a łodzianie tego nie potrafili. Na dodatek Enkeleid Dobi znów zrobił co najmniej dziwne zmiany. W derbach za wcześnie ściągnął z boiska Robaka, a teraz Ameyawa, najgroźniejszego – obok Kity – widzewiaka. Słabiutko grali środkowi pomocnicy: Bartłomiej Poczobut dobrze robił to, co potrafi, czyli przerywał akcje rywali. Za to Mucha był aktywny, ale bez efektów w postaci podań czy dośrodkowań.
Najlepszy na boisku Kita był osamotniony i nie miał z kim grać w ofensywie. Już w końcówce po rzucie wolnym Krystian Nowak główkował ponad bramką, a w doliczonym czasie po kontrze Mateusz Michalski w dobrej pozycji strzelił prosto w bramkarza.
Można podsumować, że Widzew został oszukany przez sędziego, co nie zmienia jednak opinii, że zagrał źle. W drużynie było za dużo słabych punktów, żeby wypunktować Odrę. W niedzielę na stadion przy al. Piłsudskiego przyjedzie Chrobry Głogów.
Odra Opole – Widzew Łódź 0:0
Widzew: Wrąbel – Kosakiewicz, Nowak, Grudniewski, Gach – Kun (77. Michalski), Poczobut, Mucha, Ameyaw (68. Samiec-Talar) – Kita, Tomczyk (77. Czubak)