Nareszcie! Sezon 2021/2022 się skończył. Dla ŁKS-u był jednym z najgorszych od lat, prawdopodobnie najgorszym od momentu reaktywacji klubu. Przegrane derby Łodzi, blamaż na otwarciu stadionu w meczu przeciwko Chrobremu Głogów, zawstydzające porażki i remisy z drużynami, które spadły ostatecznie do drugiej ligi lub ledwo się przed spadkiem uchroniły – w tym sezonie nie brakowało momentów, o których kibice ŁKS-u chcieliby jak najszybciej zapomnieć.
Całe rozgrywki stały pod znakiem walki z nieskutecznością w ataku. ŁKS, który miał słynąć z ofensywnej gry skończył sezon z zaledwie 33 zdobytymi bramkami. To czwarty najgorszy wynik w lidze. Lepszym rezultatem może pochwalić się nawet Zagłębie Sosnowiec, które znalazło się ostatecznie na ostatnim miejscu gwarantującym utrzymanie.
Problemy zespołu tkwiły chyba jednak nie tylko w nogach, ale też w głowach. ŁKS nie potrafił odwracać losów niekorzystnie układających się meczów, w ostatnich minutach wypuszczał z rąk punkty. Jak sam wielokrotnie diagnozował Marcin Pogorzała, brak swobody w grze ofensywnej ełkaesiaków wynikał w dużej mierze z braku pewności siebie jego piłkarzy (na marginesie: czy jego stwierdzenie z ostatniej konferencji prasowej w sezonie o tym, że w ostatnich meczach zamiast na pracy szkoleniowej musiał koncentrować się na ratowaniu mentalu drużyny nie powinno być ostatecznym argumentem za tym, aby ŁKS mający problemy w podobnych sytuacjach już od kilku sezonów nawiązał współpracę ze specjalistą od psychologii sportu?). Piłkarze ŁKS-u tracili w oczach kibiców nie tylko na boisku, ale też poza nim. Feralna wypowiedź Maksymiliana Rozwandowicza (po zremisowanym meczu z Górnikiem Polkowice mówił: „To jest dla nich test na to, jakimi są kibicami: czy wspierają nas tylko wtedy, kiedy graliśmy na Widzewie i było fajnie, czy będą z nami także teraz”) pozostała w pamięci wielu fanów ŁKS-u na długo.
Pal sześć jednak, gdyby kłopoty ŁKS-u ograniczały się tylko do spraw czysto sportowych. Problemy finansowe, opóźnienia w wypłacaniu pensji, odmowa przyznania licencji na grę w PKO BP Ekstraklasie, wreszcie rozwiązanie kontraktów przez czterech piłkarzy nie tylko znacząco osłabiło zespół, ale też odbiło się szerokim echem w kraju i postawiło klub w bardzo niekorzystnym świetle. Jeszcze jakiś czas temu ŁKS miał w środowisku naprawdę dobrą prasę – chwalono go zewsząd (i słusznie zresztą) za ofensywny styl gry, stawianie na wychowanków i piłkarzy związanych z regionem, dynamiczny rozwój klubowej akademii oraz konsekwencję i wierność przyjętej wizji. Po tak wielkim zamieszaniu odbudowanie reputacji i wizerunku klubu jako rzetelnego, słownego, godnego zaufania i wywiązującego się z zawieranych umów pracodawcy zajmie nie miesiące, a lata. Sytuację komplikowała dodatkowo polityka komunikacyjna klubu. Oświadczenia publikowane na stronie ŁKS-u były często pozbawione konkretów, lapidarne, zawoalowane, a w efekcie – przyjmowane przez kibiców źle. Fatalnie wizerunkowo wyglądały zwłaszcza rozstania z Dominguezem czy Ricardinho, którzy po publikacji oficjalnych klubowych oświadczeń błyskawicznie dementowali publicznie zawarte w nich informacje.
Najgorsze w tej całej mizerii jest chyba jednak to, że wszystkie wymienione nieszczęścia zdarzyły się właśnie teraz, tuż przed pierwszym sezonem rozgrywanym na nowym stadionie. Wśród fanów ŁKS-u nie brakuje ludzi o wielkiej cierpliwości, ale piłkarze zrobili naprawdę wiele, by zniechęcić ich do przychodzenia na al. Unii w kolejnych rozgrywkach. Marcin Pogorzała bardzo często powtarzał, że jego zespół ma świadomość, w jak ważnym momencie historii klubu zakłada koszulki z „przeplatanką”. Ale im częściej powtarzał, tym częściej ełkaesiacy serwowali kibicom piłkarską kaszanę w porcjach wielkich i niestrawnych. Cztery punkty i dwie bramki zdobyte łącznie w ostatnich sześciu meczach sezonu, porażki w obu spotkaniach rozgrywanych na nowym stadionie przy udziale kibiców, „brzydkie” rozstania z Ricardinho i Dominguezem – ten sezon był dla ŁKS-u bardzo trudny, ale końcówka była po prostu fatalna. Gęsta atmosfera, jaka panuje wokół klubu mówiąc najdelikatniej nie sprzyja temu, by kibice ruszyli do kas biletowych w dniu rozpoczęcia sprzedaży karnetów na nowy sezon. A to oznacza dla klubu wymierne straty finansowe, wizerunkowe i marketingowe.
Do tej pory dyskusje o planach na przyszłość klubu zbywano stwierdzeniem, że na wszystko przyjdzie czas po zakończeniu sezonu. Do tej pory w publicznych wypowiedziach Tomasza Salskiego brakowało wątku autorefleksji nad własnymi decyzjami, świadomości własnych pomyłek. ŁKS potrzebuje poważnych, zdecydowanych zmian. To jest właśnie czas podsumowań i ocen; czas, w którym w lustrze muszą przejrzeć się piłkarze, trenerzy, klubowi decydenci, ludzie odpowiedzialni za szeroko pojęty PR, marketing, kontakt z mediami. To jest czas na otwarty dialog z kibicami, na jasne przedstawienie im, w jakiej sytuacji znajduje się obecnie klub i na konkretne zarysowanie planu na wyprowadzenie go z kryzysu. To jest czas na wyciągnięcie wniosków z zakończonego sezonu, na oddzielenie go grubą kreską, na przewietrzenie klubowej szatni i korytarzy, wreszcie na rozpoczęcie żmudnej pracy nad oczyszczeniem atmosfery wokół klubu i odbudowaniem zaufania kibiców. Tak, aby taki sezon już się nie powtórzył.