Na podpisanie nowego kontraktu z Widzewem czeka spora grupa piłkarzy, ale Stępińskiego nie ma wśród nich, chociaż także jego poprzednia umowa z klubem obowiązywać miała do końca obecnego sezonu. Tylko z Marekiem Hanouskiem i z nim właśnie przedłużono jednak kontrakty nie czekając na to, co się wydarzy, jak zakończą się rozgrywki. Na początku marca poinformowano, że 27-latek parafował nową umowę do końca czerwca 2024 roku.
– To moment, na który czekałem od dłuższego czasu. Bardzo się cieszę z tego powodu, bo mam w Łodzi wielu znajomych, przyjaciół i rodzinę. Mam nadzieję, że w tym sezonie zrealizujemy wszystkie cele postawione nam przez zarząd, a Widzew będzie podążał drogą wytyczoną na początku odbudowy klubu – powiedział wtedy piłkarz.
Widzew zrobi kolejny krok w drodze do PKO Ekstraklasy? Zagraj z NOBLEBET!
Stępiński nie jest ani ulubieńcem kibiców, ani ekspertów. Nie jest też na pewno najlepszym piłkarzem drużyny. Ale trudno dziś wyobrazić sobie ją bez niego. Na nowy kontrakt z pewnością zapracował, chociaż gdy przypomnimy sobie jego grę w poprzednim sezonie, to można pół żartem pół serio stwierdzić, że to dwaj zupełnie inni piłkarze. Zresztą wcześniej też nie szło mu najlepiej, bo nie grał prawie wcale w Wiśle Płock i Warcie Poznań. Stępiński z ubiegłego sezonu popełniał masę błędów, źle się ustawiał, był chaotyczny, zbyt wolny, niewiele dawał drużynie w ofensywnie, chociaż w ustawieniu z czwórką z tyłu, boczni obrońcy muszą pomagać z przodu. Irytował, jak wielu graczy tamtego Widzewa, który zawiódł w całym sezonie.
Wszystko zmieniło się po przyjściu do klubu Niedźwiedzia, który „odzyskał” dla Widzewa kilku piłkarzy (także m.in. Dominika Kuna, Daniela Tanżynę i Marka Hanouska). – Według wielu osób nie nadawali się już do Widzewa. A okazało się, że wznieśli się dwa, trzy czy cztery poziomy wyżej niż do tej pory. W przypadku Patryka zmiana pozycji to jedna rzecz i to mu zdecydowanie posłużyło. Dużą rolę odegrał nasz nowy styl grania i budowania ataków – tłumaczył trener czerwono-biało-czerwonych.
Niedźwiedź przestawił zespół i Stępińskiemu powierzył rolę prawego stopera w ustawieniu z trójką obrońców. Szybko okazało się, że to pozycja dla Stępińskiego, który od początku sezonu imponował formą. Dobrze się ustawiał, był pewny i solidny, dużo dawał drużynie w ofensywie. Wystarczy zresztą wspomnieć, że w tym sezonie zdobył trzy gole, co jest najlepszym wynikiem w całej jego karierze. Dwie z tych bramek były zresztą bardzo ważne. Jedna to kontaktowy gol w derbach, inny – piękny – dający Widzewowi zwycięstwo z Zagłębiem Sosnowiec. 27-latek ma też trzy asysty na koncie.
– W czerwcu się ożeniłem – żartował pod koniec roku pytany o swoją przemianę. – Mówiąc jednak na poważnie, to składa się na to wiele czynników: od zmiany pozycji, po zmianę stylu gry całego zespołu. Jest zresztą spora liczba zawodników, którzy w poprzednim sezonie wyglądali słabiej lub nie pokazywali pełni swoich umiejętności, a teraz prezentują się zgoła odmiennie. To najlepszy dowód na to, że nie warto kogoś skreślać po kilku miesiącach albo nawet pół roku. Nieraz warto poczekać, bo to może przynieść efekty.
Stępiński to piłkarz od zadań specjalnych trenera Niedźwiedzia. We wtorkowych derbach zagrał w środku pomocy, bo wypadł kontuzjowany Patryk Lipski. Nie pierwszy raz w tym sezonie Stępiński tam grał, ale pierwszy raz od pierwszej minuty. Nie zawiódł. – Patryk radzi sobie bardzo dobrze na kilku pozycjach, ale dotyczy to także kilku innych zawodników – mówi teraz trener Widzewa. – W derbach Paweł Zieliński potrafił wejść w buty środkowego obrońcy i też sobie poradził. Na tym właśnie polegają nasze treningi. Chcemy rozwijać piłkarzy, sprawiać, by umieli poradzić sobie w różnych sytuacjach. Dlatego nie dziwi mnie, że Patryk spisał się tak dobrze.
Wcześniej Stępiński ustawiany był m.in. na bokach obrony oraz jako prawy i lewy wahadłowy. Przed laty tak uniwersalnym graczem w Widzewie był Mirosław Szymkowiak. Były widzewiak był jednak świetny w ofensywie. Kiedy się rozwinął stał się zresztą rozgrywającym reprezentacji Polski. Stępiński nie ma oczywiście takich umiejętności, chyba brakuje mu też odwagi w ataku (czym jednak imponował na początku sezonu), ale może też być tak, że trener nie wymaga tego od niego. 27-latek ma przede wszystkim dbać o defensywę i z tych zadań wywiązuje się, jak należy. Niedźwiedź nie wyobraża sobie drużyny bez niego. Tylko trzech piłkarzy zagrało w tym sezonie w 30 meczach w lidze (gdyby nie kartki, to pewnie zagraliby we wszystkich 31). To Karol Danielak, Marek Hanousek i Patryk Stępiński. Ale to ten ostatni był na boisku najdłużej, bo 2667 minut (Czech 2640, a Danielak 2196). Stępiński zawsze wychodził w pierwszym składzie. Tylko cztery razy schodził przed końcem meczów. Nie bez powodu wychowanek łódzkiego SMS-u jest kapitanem drużyny. Zastąpił Daniela Tanżynę, który był nim jesienią, ale odniósł kontuzję.
Wypada też wspomnieć, że 27-latek to łodzianin, jeden z niewielu w kadrze Widzew, jedyny z pierwszego składu. – Po reaktywacji to nasze pierwsze zwycięstwo w derbach. Mi dzisiaj przyszło wyjść w tym meczu jako kapitan. Dla mnie, dla osoby związanej z Łodzią, jest to bardzo ważne – mówił po meczu z ŁKS-em Stępińskim. Co najlepiej oddaje jego nastawienie. Na pewno nie można powiedzieć, że jest najemnikiem. Byłoby pięknie, gdyby to właśnie łodzianin, który do Widzewa trafił jako nastolatek, po sezonie odebrał w imieniu drużyny puchar za awans do PKO Ekstraklasy. Ale to jeszcze trzeba sobie wywalczyć. Przed Widzewem trzy finały, a może więcej.