Szkoleniowiec Widzewa Łódź nie gryzł się w język po kolejnej porażce swoich podopiecznych w PKO Ekstraklasie. Tym razem łodzianie ulegli na własnym boisku Piastowi Gliwice 2:3. Po spotkaniu Janusz Niedźwiedź przyznał, że bardzo łatwo jest zepsuć wszystko, na co Widzew zapracował jesienią i to właśnie teraz robi drużyna z Al. Piłsudskiego 138.
O przebiegu meczu:
Janusz Niedźwiedź: Dzisiaj widzieliśmy dwie twarze Widzewa. Pierwsza taką, jakiej nie chcemy oglądać, a ostatnie 20 minut taką, jaką wszyscy znają i wszyscy też pamiętają. Jesienią punktowanie na bardzo wysokim poziomie. Na początek wiosny też nie przegrywaliśmy, ale ostatnimi meczami, kiedy przegrywamy możemy zaprzepaścić to, na co pracowaliśmy przez wiele miesięcy. Gratulują Piastowi zwycięstwa, bo wyszedł bardzo pewny siebie i zdeterminowany, a my tego nie pokazaliśmy. Mimo, że wróciliśmy do gry i byliśmy o krok od tego, żeby zremisować, ale takie 70 minut nie ma prawa się wydarzyć. Jeżeli będziemy popełniać takie proste błędy, to będzie bardzo ciężko, żeby punktować.
O braku odpowiedniego pressingu:
Miał być, ale tego nie robiliśmy. Zbyt głęboko stanęliśmy linią obrony, nie prasowaliśmy tak, jak chcieliśmy tymi zawodnikami, którymi mieliśmy to robić, przez co Piast złapał jeszcze większą pewność siebie, a że Piast jest w takim gazie, jeśli chodzi o wyniki i mental, to wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwe spotkanie z takim przeciwnikiem. To samo było z piłką. Byliśmy za wolni, nie pokazywaliśmy się, graliśmy zbyt mało odważnie. Te bramki, które wpadły to był obraz naszej bojaźliwej gry.
O późnym przebudzeniu Widzewa:
Wchodzimy w źle spotkanie. Od początku nie realizujemy tego, co chcieliśmy. Efektem tego jest jeden błąd, strata gola. Zespół jeszcze bardziej stracił pewność siebie, a powinno być zupełnie inaczej. Powinniśmy odpowiedzieć bardziej charakterną grą. Dopiero gol Letniowskiego obudził zespół, ale było już wtedy dosyć późno. Zwracaliśmy uwagę na to, jak mamy wejść w drugą połowę, ale pojawiła się bojaźń. Gramy do tyłu do bramkarza, za chwila strata i nie mogliśmy wyjść z tego dołka. Można było strzelić bramkę kontaktową, wejść mocniej w mecz i przybliżyć się do rywala. Tego nie zrobiliśmy i dopiero gol na 1:3 pobudził zespół i widzieliśmy to, co chcieliśmy. To jednak nie zamazuje poprzednich 75 minut. Po golu Letniowskiego zespół pokazał charakter przez te 15 minut, ale przez 75 minut stworzyliśmy sobie tak trudną sytuację i nie zrobiliśmy niczego pozytywnego. Ostatnie 15-20 minut natomiast robiliśmy wszystko, żeby wyrównać, ale było już za późno. Pracowaliśmy bardzo ciężko na wynik i miejsce, w którym jesteśmy, ale można to bardzo łatwo zepsuć i to właśnie robimy. Zaraz ktoś powie, że nie pamięta naszej prawdziwej twarzy i tego, co robiliśmy jesienią.
O zmianie w bramce:
Henrich wyglądał dobrze, ale czasami brakowało mu tego przysłowiowego farta. Liczyliśmy, że Kuba wejdzie do bramki po przerwie będzie takim impulsem. Wrąbel zapracował sobie na to, żeby w bramce się znaleźć. Kuba jest po bardzo długiej kontuzji. Ciężko pracował na to, żeby wrócić i odbudować swoją formę. Heniek natomiast nie zapracował sobie na to, żeby nie grać, ale mamy dwóch równorzędnych bramkarzy i po prostu Kuba zapracował na to, żeby być w tej bramce.
O potrzebnym resecie w drużynie
Będziemy rozmawiać o tym ze sztabem jeszcze dzisiaj i analizować, co jest najlepsze. Nie zawsze jest potrzebna kwestia resetu, tylko poważnej, męskiej rozmowy i uświadomienia sobie gdzie byliśmy i dokąd teraz zmierzamy i czy chcemy dalej kroczyć tą drogą i spadać, czy weźmiemy to na swoje barki jak mężczyźni i poprawimy się.
CZYTAJ TAKŻE: Nieudana pogoń Widzewa i trzecia porażka z rzędu