– Musimy pokazać, że to był wypadek przy pracy. Najgorsze co moglibyśmy teraz zrobić, to panikować i robić nerwową atmosferę – mówi trener Widzewa Janusz Niedźwiedź.
Jak co poniedziałek trener Niedźwiedź był gościem klubowego radia. Z pewnością to był dla niego najmniej przyjemny występ w nim. W piątek na inaugurację Fortuna 1. Ligi po zimowej przerwie jego drużyna przegrała w Sercu Łodzi z Arką Gdynia aż 2:5. To prawdziwa klęska. Trudno się dziwić, że kibice byli zdruzgotani. Niektórzy są do dzisiaj, chociaż minęło już kilka dni. – Nie tak sobie wyobrażaliśmy sobie inauguracje, jeszcze przy naszych kibicach. Kompletnie nam nie wyszła. Nie zagraliśmy tak, jak byśmy chcieli – powiedział na początek trener Widzewa. – Żal, że ponieśliśmy porażkę i to w takich rozmiarach. Jedyne co możemy zrobić, to pracować dalej, konsekwentnie robić to, co robimy. Nie jesteśmy zadowoleni z tego, jak się to zaczęło. Szczególnie z 10 minut drugiej połowy, które nami wstrząsnęły i to dość mocno. Wydawało się, że po strzale życia Dei w pierwszej połowie, zaczęliśmy odzyskiwać równowagę i zaczęliśmy wchodzić na właściwe tory. Ale przyszły te niecałe 10 minut drugiej połowy, fatalne rzeczywiście. Te trzy bramki spowodowały, że musieliśmy gonić wynik 1:4. Po kontaktowym golu wydawało się, że coś się jeszcze da zrobić, ale piąty gol zabił to spotkanie.
Niedźwiedź tłumaczył, że jego piłkarze popełnili za dużo błędów w jednym meczu i to rażących błędów. – Takie, jakie nam się dawno nie zdarzały – mówi.
W pytaniach kibiców zadawanych na Twitterze nie brakowało mocnych słów, jak blamaż i klęska. Niedźwiedzia to nie dziwi. – Zasłużyliśmy na takie określenia. Jesteśmy od tego, by zachować chłodną głowę i by wyciągnąć z tego meczu informacje dla nas. W ostatnich tygodniach nic nie wskazywało na to, że coś takiego może się zdarzyć – mówi.
Nie brakowało pytań o skład z meczu z Arką. Kibice dziwili się – i chyba słusznie – że w jedenastce nie było m.in. Martina Kreuzrieglera i Kristoffera Hansena. To piłkarze pierwszego wyboru Widzewa i to na ustalone pozycje. Tymczasem obaj siedzieli na ławce. A trzeba pamiętać, że z drużyną są od bardzo dawna, przeszli cały okres przygotowawczy. – Na mecz z Arką wyszła naszym zdanie optymalna jedenastka – stwierdził Niedźwiedź. Dodał, że obaj piłkarze po przyjściu do Widzewa trochę problemów zdrowotnych. – One spowolniły proces wejścia do drużyny. W piątek byli gotowi, by wejść na boisko z ławki. Poza tym, każdy kto przychodzi do naszej drużyny, musi zapracować na miejsce w niej. To prosta zasada, którą się kieruję i myślę, że to widać – powiedział.
Wyjaśnił, że Kreuzriegler miał poszczepienne osłabienie, a Hansen kłopoty z mięśniem. – Zabrakło trochę czasu, by mogli pokazać swoją wartość, chociaż to bardzo dobrzy piłkarze. To, że nie było ich w składzie, nie znaczy, że nie będzie ich też w kolejnych meczach – dodał.
Kibice dziwili się też, że z Arką nie zagrali Przemysław Kita i Daniel Villanueva. I to zdziwienie chyba nie dziwi, bo obaj w sparingach spisywali się naprawdę dobrze. – Przemek potrzebuje jeszcze trochę czasu, by wrócić do formy sprzed kontuzji – wyjaśnił trener.
Nie brakowało też pytań o to, jak biegali piłkarze Widzewa w piątkowym meczu. A biegali bardzo wolno, o wiele wolniej od rywali, co było widać gołym okiem. Niedźwiedź zapewnił, że nie ma to związku ze złym przygotowaniem do rundy. – Po jednym meczu jest za wcześnie na takie wnioski – zaznaczył. Zapewniał też, że każdego dnia piłkarze są monitorowani: przed i po treningach. – Brakowało nam odważniejszych podań przy rozegrani od tyłu, z minięciem dwóch linii. Czasem za wolno rozgrywaliśmy piłkę, a były też momenty, że ofensywni gracze za wolno wychodzili na pozycje. Czasem zwalnialiśmy grę zamiast ją przyśpieszać. Przegapialiśmy te momenty – wyjaśnił trener pytany właśnie o wolną grą widzewiaków.
Oczywiście kibice pytali też o indywidualne występy, m.in. Daniela Tanżyny, który wypadł naprawdę słabo, oraz Matii Montiniego, który też się nie popisał w piątek. – Daniel jest bardzo doświadczonym piłkarzem i jest świadomy tego, jak to wyglądało. Nie będę go publicznie biczował. W tym meczu zawiedliśmy wszyscy i wszyscy ponosimy winę za te porażkę – powiedział Niedźwiedź.
– Jeśli chodzi o Montiniego, to nie wrócił do końca przygotowany tak, jak byśmy chcieli. Nie podobało nam się to. Ale potem ciężko pracował. Było widać, że wróciła mu dynamika i zaczął grać naprawdę dobrze – wyjaśnił powody, dla których Włoch zagrał od początku.
Pytany o to, co zmieniłby w składzie, czy w ogóle grze, gdyby mecz z Arką miałby rozegrać jeszcze raz, trener Widzewa wspomniał tylko o wcześniejszym wejściu na boisko Kreuzrieglera. Innych rzeczy, by więc nie zmienił.
Niedźwiedź prosił też, by nie panikować. – Musimy pokazać, że to był wypadek przy pracy. Najgorsze co moglibyśmy teraz zrobić, to panikować i robić nerwową atmosferę. Naszą rolą jest, by wrócić na boisko i zachować koncentrację. Poprawimy mankamenty i wrócimy silniejsi – powiedział.
W piątek Widzew zagra na wyjeździe ze Stomilem Olsztyn.