Piłkarze Wojciecha Stawowego bez większych problemów poradzili sobie z
trzecioligową Unią Janikowo. ŁKS zwyciężył pewnie dwoma bramkami i może już
czekać na losowanie par 1/8 finału krajowego pucharu.
Reklama
Z uwagi na brak piłkarzy zarażonych
koronawirusem biało-czerwono-biali rozpoczęli starcie w dość eksperymentalnym
składzie. Od pierwszej minuty na boisku pojawili się m.in. Jakub Tosik, Carlos
Moros Gracia czy Ebenezer Kelechukwu Ibe-Torti. Pomimo tych zmian nie zmieniło
się nastawienie do meczu, do jakiego ełkaesiacy zdążyli nas już w tym sezonie
przyzwyczaić. ŁKS od początku starał się kontrolować przebieg starcia ze
znacznie niżej notowanym rywalem i cierpliwie
rozgrywać piłkę od własnej bramki, choć w pierwszych minutach meczu miał z tym
spore problemy. Po grze piłkarzy Wojciecha Stawowego było widać, że mieli
ostatnio dłuższą przerwę od grania. Gra toczyła się głównie w środku boiska,
piłkarze obu drużyn notowali sporo strat.
ŁKS stopniowo się rozkręcał i wystarczyły dwie akcje, w których podkręcił tempo, by na tablicy wyników pojawił się rezultat 2:0. Sygnał do ataków dał Jakub Tosik, który w 20. minucie został autorem pierwszego celnego strzału łodzian na bramkę gospodarzy. Gracjan Fabiszewski obronił to uderzenie bez większych trudności, jednak już trzy minuty później musiał skapitulować. Oto bowiem Antonio Dominguez znakomicie obsłużył podaniem Ebenezera Kelechukwu, który wyminął obrońców Unii, zmylił Fabiszewskiego i skierował piłkę do pustej bramki. To debiutanckie trafienie młodego Nigeryjczyka w biało-czerwonych-barwach! W 28. minucie na 2:0 podwyższył Samuel Corral. Hiszpański napastnik umieścił piłkę w bramce wślizgiem, wykorzystując dośrodkowanie z prawej strony boiska od Kamila Dankowskiego.
Reklama
W końcówce pierwszej połowy piłkarze
ŁKS-u spuścili nieco z tonu. Przed przerwą zdarzyło im się kilka chwil
dekoncentracji, co starali się wykorzystać gracze w biało-niebieskich strojach.
Podopieczni trenera Artura Polehojki musieli się jednak obejść smakiem –
najpierw Bartosz Machaj i Przemysław Kędziora bez powodzenia strzelali z
dystansu, a tuż przed przerwą Dawid Arndt wybronił strzał Piotra Jakubowskiego
z rzutu wolnego, popisując się efektowną robinsonadą.
W drugiej połowie Stawowy dał szansę kolejnym mniej ogranym piłkarzom – miejsce Srnicia zajął Gryszkiewicz, a zamiast Maksymiliana Rozwandowicza pojawił się debiutujący w ŁKS-ie rumuński stoper Daniel Celea. Ten pierwszy już od samego początku drugiej połowy starał się zaprezentować z jak najlepszej strony – był nawet bliski wpisania się na listę strzelców, jednak piłka po jego strzale odbiła się od słupka.
ŁKS ze spokojem kontrolował przebieg spotkania, a pod obiema bramkami nie było zbyt wielu sytuacji, które mogłyby sprawić, że serca kibiców zabiłyby szybciej. Jedynie w końcówce meczu kilkukrotnie zakotłowało się pod bramką strzeżoną przez Dawida Arndta. Łodzianie wyszli z tych opresji obronną ręką i pewnie dowieźli dwubramkowe prowadzenie do ostatniego gwizdka arbitra.