– Nie chcę na razie zbyt dużo mieszać, zmiana trenera to już jest rewolucja. Ale docelowo chciałbym, aby Widzew grał czterema napastnikami – mówił mi przed meczem z Koroną Kielce trener Daniel Myśliwiec, jasno dając do zrozumienia, że przyjdą mecze, w których Imad Rondić i Jordi Sanchez pojawią się razem na boisku od pierwszej minuty, a wspierać ich będą skrzydłowi w wymarzonym przez szkoleniowca ustawieniu 4-2-4 . Dwóch napastników mierzących po 190 centymetrów może budzić respekt każdej obrony, ale kluczowe będzie to, jak będą ze sobą współpracować.
Patrząc na Bośniaka i Katalończyka jestem w stanie uwierzyć, że dogadają się na boisku. Widać, że lubią pracować dla zespołu, nie boją się walki w środku pola, a z obrońcą na plecach czują się niewiele gorzej niż bez niego. Nie trzymają się kurczowo pola karnego, lubią rozegrać piłkę na skrzydła i z tej pracy też będą rozliczani – czasy gdy napastnika oceniało się tylko za bramki są już dawno za nami.
Za ciężką pracę w środku pola będzie też oceniany Julian Shehu, który obok Andrejsa Ciganiksa oraz Mateusza Żyro (z którym trener Myśliwiec pracował już w Warszawie, zna go więc doskonale) jest jednym z piłkarzy, których rola znacznie wzrosła po zmianie trenera. Albańczyk grywał oczywiście regularnie w poprzednim sezonie, ale w tym poczynaniom kolegów przyglądał się głównie z ławki. Teraz, gdy każdy z środkowych pomocników jest graczem kluczowym ma dużo możliwości, by się wykazać i mam wrażenie, że to, co najlepsze w jego wykonaniu, wciąż jest przed kibicami Widzewa.
Przerwa na mecze reprezentacji przychodzi w dobrym momencie. Daniel Myśliwiec ma teraz czas, by zacząć kształtować zespół tak, jak sobie wymyślił. Ma solidny zapas punktowy po dwóch wyszarpanych wygranych na własnym boisku, ma kredyt zaufania u kibiców, ma też solidny materiał poglądowy po pięciu meczach obserwowanych już w roli trenera Widzewa. – Na treningu nie da ocenić się piłkarza tak dobrze, jak w warunkach meczowych, dlatego zamiast narzekać na brak czasu, godzę się z tym i cieszę, że zagramy pucharowe spotkanie w Elblągu – mówił mi łódzki szkoleniowiec jeszcze przed meczem w Kielcach. Meczem, który zresztą obnażył sporo braków zespołu z al. Piłsudskiego sprawiając, podobnie jak wyjazd do Gliwic, że miodowy miesiąc Daniela Myśliwca był bliższy prozy życia niż idyllicznej sielanki. Nadal ocenić go trzeba bardzo pozytywie, 7 punktów w czterech spotkaniach i awans w Pucharze Polski to więcej niż plan minimum, ale oczywiste są również braki, jakie posiada zespół.
Bardzo jestem ciekawy, jak Daniel Myśliwiec będzie ukrywał poszczególne problemy, z którymi będzie musiał się zmierzyć. Już wiadomo, że do końca jesieni nie będzie mógł skorzystać z Serafina Szoty, a kołdra w defensywie nie jest wcale tak długa, jak mogłoby się wydawać patrząc na siedzących na ławce Patryka Stępińskiego – wcześniej pewniaka do składu, teraz odsuniętego na drugi plan oraz Luisa Silvę, który bardzo dobre zagrania do przodu przeplata koszmarnymi i wiele ważącymi pomyłkami w obronie. Środek pola wygląda przyzwoicie, z Sebastianem Kerkiem ocena ten formacji powinna być jeszcze wyższa, ale nie zapominajmy, że nadal sporym kłopotem sa dla Widzewa minuty młodzieżowców. Rok temu łodzianie zabiegali o Dominika Marczuka ze Stali Rzeszów i wiedzieli co robili, bo 19-letni piłkarz jest absolutnym objawieniem początku sezonu, kapitalnie radząc sobie w Jagiellonii. W Łodzi takiego młodego gracza bardzo brakuje, podobnie jak formy Antoniemu Klimkowi i Dawidowi Tkaczowi, co w niektórych fragmentach spotkań jest bardzo widoczne. To wszystko sprawia, że następująca po miodowym miesiącu rzeczywistość, choć wcale nie musi być szara, aż tak kolorowo się nie rysuje. Tym bardziej, że z każdym tygodniem pracy oczekiwania wobec Daniela Myśliwca bedą rosnąć, spokoju też nie będzie miał on takiego, jak w pierwszych 30 dniach pracy.
I na koniec, żeby nie było tak pesymistycznie dla fanów Widzewa: w poprzednim sezonie, podczas jakże udanej jesieni, po 11 kolejkach łodzianie mieli zaledwie 3 punkty więcej – a przecież byli oceniany znacznie lepiej. Oczywiście, jako beniaminek miał nisko zawieszoną poprzeczkę, ale umówmy się – po słabej wiośnie oczekiwania w bieżących rozgrywkach też wysokie nie były. Teraz, po zmianie trenera, która zawsze przynosi mniej lub więcej świeżości oraz transferach takich jak Ibiza oraz przede wszystkim Kerk, może być tylko lepiej.
Żelisław Żyżyński, Canal+Sport.
Daniel MyśliwiecImad RondićJordi SanchezPKO EkstraklasaSebastian KerkWidzew ŁódźŻelisław Żyżyński