W piątkowy wieczór Widzew wygrał już po raz ósmy w tym sezonie i awansował na drugie miejsce w tabeli. Przynajmniej do sobotniego popołudnia, bo wtedy grają Legia Warszawa i Wisła Płock. Mogą go znów wyprzedzić, ale wcale nie muszą.
Drużyna trenera Janusza Niedźwiedzia przedłużyła serię meczów bez porażki do sześciu, a czego aż pięć wygrała. Jedyny remis padł w spotkaniu z liderem i wicemistrzem Polski Rakowem Częstochowa. Widzew grał z nim naprawdę jak równy z równym.
Jeszcze dwie, trzy kolejki temu, powiedzielibyśmy, że czerwono-biało-czerwoni zadziwiają. Łódzka drużyna jest przecież beniaminkiem, a wygrywa i pcha się wyżej i wyżej w tabeli. Ale teraz trudno mówić o zaskoczeniu. Widzew po prostu gra swoje. Właściwie od początku sezonu gra na wysokim poziomie, ale teraz wskoczył na jeszcze wyższy. W grze – co zaczął podkreślać trener Niedźwiedź – już gołym okiem widać powtarzalność. – Coraz bardziej podoba mi się mój zespół, bo coraz bardziej gramy wyrachowany futbol, wiemy kiedy się cofnąć, kiedy wyjść do przodu odważniej, kiedy pocierpieć. Doceniam te momenty, gdy potrafimy się obronić – mówił po zwycięstwie z Miedzią Legnica.
Na te trzy punkty widzewiacy bardzo ciężko pracowali, chociaż trochę na własne życzenie, bo gdyby nie szwankowała skuteczność, to już po 25 minutach (mówił o tym trener) byłoby zapewne po meczu. Sytuacje, jakie mieli Ernest Terpiłowski i przede wszystkim Mato Milos, to powinny być bramki. Na szczęście piłka wpadła do bramki po znakomitym uderzeniu Bartłomieja Pawłowskiego i Widzew już od 8. minuty miał przewagę nad rywalem i lepszą pozycję.
Później jednak były nerwy, kolejne niewykorzystane szanse i szanse rywali. Znów na wysokości zadania stanął jednak Henrich Ravas i znakomita obrona na czele z Serafinem Szotą, objawieniem sezonu. To on wybił piłkę sprzed linii bramkowej, gdy ta zmierzała do bramki. – Bardzo cieszyłem się z piłki wybitej z linii bramkowej, bo jestem stoperem i dla mnie taka sytuacja jest jak strzelony gol. A to był bardzo trudny moment zespołu, więc cieszę się, że mogłem pomóc. Kolejny mecz zagraliśmy na zero z tyłu, rozumiemy się z chłopakami dobrze i nie ma w tym przypadku. To wszystko wynika z treningów, przygotowania i mentalności zespołu. Znamy drogę, którą chcemy podążać – mówił po meczu.
Ravas i Szota oraz pozostali obrońcy, to bohaterowie meczu, ale oczywiście wyróżnić znów trzeba „profesora”, czyli Marka Hanouska i Bartłomieja Pawłowskiego, który na gola czekał od 7. kolejki. W czterech meczach ich nie strzelał, a teraz dał drużynie 3 punkty. Do tego grał naprawdę bardzo dobrze, był niezwykle aktywny i bardzo pomagał w defensywnie.
Dlaczego Serafin Szota nie jedzie na mundial? [OCENY PIŁKARZY WIDZEWA]
Oczywiście zawsze można się kogoś czepiać i tym razem wybraliśmy trójkę Mato Milos, Ernest Terpiłowski i Łukasz Zjawiński. Chorwat zagrał już w siedmiu meczach i wciąż nie ma go za co pochwalić. Oczywiście nie gra po prawej stronie, gdzie lubi najbardziej, tylko po drugiej, ale dla tak doświadczonego piłkarza, to nie powinien być aż tak wielki problem. Do tego w dwóch kolejnych meczach Milos zmarnował dwie naprawdę znakomite okazje. – Ae wykonywał dobrą pracę w defensywie, szczególnie w drugiej połowie. Czułem tam stabilność z tej lewej strony – twierdzi Niedźwiedź. – Z przodu nie dawał, ale dbamy też o to, by ta stabilność w defensywnie była, a on i Paweł Zieliński nam ja dają. Oceniłbym jego występ jako dobry w defensywie. Z przodu oczekujemy czegoś więcej. Szkoda tej sytuacji, tym bardziej, że miał piłkę na prawej nodze. Liczę, że może z Górnikiem Zabrze będzie miał podobną sytuację i ją wykorzysta.
Widzew ma też problemy z młodzieżowcami. W ostatnią niedzielę Terpiłowski strzelił gola, ale tego meczu nie może zaliczyć do udanych, bo mylił się zarówno w ofensywnie, jak i w defensywnie. Fatalna była też zmiana Łukasza Zjawińskiego, który zupełnie nie potrafił się odnaleźć na boisku. – Nie ma co ukrywać, to była słabsza zmiana. Wszyscy to widzieli. Musi się podnieść. W kolejnym mikrocyklu musi zagryźć zęby i popracować mocniej i jeśli będzie miał kolejne możliwości, to musi dawać lepsze zmiany – powiedział trener.
Pomimo kolejnego zwycięstwa i wysokiej pozycji w tabeli, Niedźwiedź cały czas twardo stąpa po ziemi. – Mamy 26 punktów i nikt im nam nie zabierze. Widzieliśmy dzisiaj, jak było o nie ciężko. Mamy jeszcze w tej rundzie 9 punktów do zdobycia. To bardzo dużo. Możemy kontynuować naszą serię, niech ona trwa. Pracujmy i nie patrzymy w tabelę – stwierdził. – Patrzenie w nią nie ma dzisiaj sensu, zastanawianie się po weekendzie na jakim będziemy miejscu. Jak będziemy regularnie punktować, to będziemy wiedzieli, że jesteśmy wysoko. Tabela liczy się na koniec. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało po rundzie jesiennej.
W Widzewie nie myślą więc o tytułach, czy europejskich pucharach. Liczy się utrzymanie, a do tego jest coraz bliżej. Ale „step by step”.