Trochę to trwa, więc kibice się niecierpliwią, ale szefowie klubu oraz trener Janusz Niedźwiedź zapewniali, że cały czas pracują nad wzmocnieniem zespołu. – Cały czas śledzimy rynek, co się na nim dzieje. Mamy swoje priorytety i w tym tygodniu będziemy chcieli to kontynuować. Jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie mógł realnie wzmocnić drużynę, nadać jej kolorytu i jakości, to będzie chcieli kogoś takiego sprowadzić – mówił po meczu z Wartą Poznań trener.
Jest już nowy napastnik do rywalizacji czyli Łukasz Zjawiński, a teraz trwają rozmowy ze środkowym pomocnikiem i wahadłowym. Wiemy już, że wytypowano Filipa Starzyńskiego z Zagłębia Lubin oraz Mato Milosa z NK Osijek. Pierwszy jest oczywiście doskonale znany. Problem w tym, że 31-latek ma ważny kontrakt z Zagłębiem i miejsce w pierwszym składzie. Trzeba więc za niego zapłacić. Prezes Mateusz Dróżdż twierdził jednak ostatnio, że ten transfer wciąż jest realny, chociaż czas leci.
Bardzo podobna jest sytuacja Milosa. Jeśli wierzyć portalowi Transfermarkt, to Chorwat ma jeszcze rok kontraktu ze swoim klubem. 29-latek bardzo by się przydał w Widzewie, bo chociaż nominalnie jest prawym obrońcą, to może też grać na wahadle (sam twierdzi, że na obu). Po prawej stronie Niedźwiedź ma Karola Danielaka i Pawła Zielińskiego. Drugi jest rezerwowym, jakiś czas temu stracił miejsce w składzie. Z kolei Danielak gra poniżej oczekiwań. Rywalizacja, a właściwie ktoś po prostu lepszy od tej dwójki, bardzo by się przydała. Tym bardziej, że w ogóle prawa strona wymaga wzmocnienia wobec nienajlepszej formy, a ostatnio urazu Ernesta Terpiłowskiego. Na lewej stronie Widzew ma niezłego Fabio Nunesa na wahadle, a wyżej Bartłomieja Pawłowskiego, albo Juliusza Letniowskiego. Jest więc zdecydowanie lepiej.
Chorwat jest bardzo doświadczony, grał m.in. w Portugalii, Włoszech i – co bardzo ważne – także w Polsce w Lechii Gdańsk. Zna więc już polską ligę, klimat i środowisko. Jego transfer, o którym napisał Jerzy Chwałek z „Super Expressu”, wydaje się blisko, co teraz potwierdził Łukasz Grabowski z „Przeglądu Sportowego”.
Widzew chciałby też kolejnych wzmocnień, ale ma jeden poważny problem, który póki co wydaje się nie do przeskoczenia. W kasie klubu jest rezerwa na transfery. Problemem są oczekiwania piłkarzy – chodzi o wysokość pensji. Dobrzy gracze – chociaż przecież przez transferem nie ma gwarancji, czy sprawdzą się w nowej drużynie – chcą po prostu bardzo dużo pieniędzy, nawet w okolicach 100 tysięcy złotych. Tak płaci się w PKO Ekstraklasie i w Widzewie wiedzieli to przed startem sezonu. W łódzkiej drużynie tyle się póki co nie zarabia i w klubie nie chcą robić kominów płacowych, bo w przeszłości nic dobrego z tego nie wynikało. Koledzy krzywo patrzyli na Marcina Robaka, który w 2. lidze miał gwiazdorski kontrakt, a sezon wcześniej na Filipa Mihaljevicia, który też był dobrze opłacany.
Przy al. Piłsudskiego zdają sobie jednak sprawę, że w przyszłości nie unikną tak wysokich kontraktów. Na razie jest jednak jeszcze na to za wcześnie.
CZYTAJ TEŻ: Bartłomiej Pawłowski z Widzewa: ”Dwa razy odmówiłem Legii”
Takie pieniądze zarabia właśnie Starzyński. Być może jednak 31-latek, który zasiedział się w Lubinie, w końcu będzie chciał zmienić środowisko i zamienić pustawy stadion w Lubinie na pełne trybuny Serca Łodzi. Taki ruch opłacił się Bartłomiejowi Pawłowskiemu ostatniej zimy. W Widzewie zgodził się zarabiać dużo mniej niż w Śląsku Wrocław, zszedł nawet ligę niżej. Szybko stał się gwiazdą Fortuna 1 Ligi, wciągnął łódzką drużynę do PKO Ekstraklasy i w niej szybko odbudował status gwiazdy ligi.
Czy Starzyński może pójść tą samą drogą? Skoro prezes Dróżdż mówi, że to wciąż realne, to chyba trzeba w to wierzyć. To przecież on miał najwięcej zasług przy ściągnięciu Pawłowskiego (co sam mówił w klubowym programie w internecie), a teraz zmiękcza innego starego znajomego z Lubina i oczywiście szefów Zagłębia.