Po najgorszym meczu w tym sezonie Widzew przegrał z Podbeskidziem Bielsko-Biała 0:4. A mógł wyżej, dlatego ceny są tak niskie.
Wpuścił cztery gole, przy żadnym nie zawinił, bo rywale strzelali z bliska. Tym razem nie pomógł, bo nie mógł.
Nie był najgorszym z obrońców, a najniższą ocenę dostał za to, że przez własną bezmyślność dał sędziemu pretekst do wyrzucenia go z boiska. Gdyby był bardziej skoncentrowany i dobrze poda na kilka metrów, nie musiałby ostro wchodzić w rywala.
Najlepszy z widzewskich obrońców, co akurat w tym meczu trudne nie było. Kilka razy mógł zachować się zecydowanie lepiej.
Powinniśmy napisać “bez oceny”, bo tak naprawdę zasłużył na zero. Nie wiedzieć czemu, grupa kibiców uważała, że powinien grać w podstawowym składzie i męczyła o to trenera Janusza Niedźwiedzia. Ten odpowiadał, że Grudniewski jest najniżej w hierarchii, co fanklubu nie przekonało. Dziś zobaczyliśmy, dlaczego Grudniewski nie grał dotąd: bo jest bardzo słaby. To przez niego Widzew przegrał mecz, bo przy 0:2 po jego błędach, nie było już szans na odrobienie strat.
Zagrał słabo, jak cała drużyna. Mało aktywny w ofensywie, choć pierwszej połowie kończył jedną z niewielu składniejszych akcji. W obronie pomagał, ale za sobą miał durszlak.
Czech nie schodzi poniżej poziomu przyzwoitości. W Bielsku-Białej ten poziom był jednak ustawiony bardzo nisko. Starał się grać do przodu, harował w defensywie, a kończył jako stoper. Gdyby nie jego kilka interwencji, porażka byłaby wyższa.
Słaby występ. Jak zwykle się starał, dużo biegał, często był przy piłce, jednak nie było z tego pożytku.
Znów przeszedł obok gry, co w jego przypadku jest bardzo irytujące. Od piłkarza o takim CV należy oczekiwać więcej, choćby brania większej odpowiedzialności za grę drużyny.
Po tym meczu w Podbeskidziu cieszą się, że odszedł do Widzewa. Niby był aktywny, niby się starał, ale wszystko na niby…
Zagrał słabo. Widać, że przechodzi kryzys. Inna sprawa, że nie przez godzinę dostał jedno dobre podanie w polu karnym. To nie on ma ciągnąć zespół.
Patrząc na jego grę obawiamy się, że za chwilę dołączy do grona kontuzjowanych. Wykonując dziwne skoki nad piłką (z daleka od rywali), kiedyś na niej stanie i skręci (w najlepszym przypadku) lub złamie nogę. Pożytku z tych jego niby zwodów nie ma żadnego, tak jak z Michalskiego nie było pożytku w Bielsku-Białej.
Nie wniósł niczego do gry, bo nie mógł. Oddał najgroźniejszy strzał po przerwie i za t ma punkt więcej.
Zmarnował najlepszą okazję na gola po przerwie, źle przyjmując pikę i podając.
Dani Villa, Paweł Tomczyk, Filip Zawadzki – grali za krótko, by ich oceniać.