Co napisać po takim meczu… Jak wspominać rzeczy, które cieszą, skoro tak naprawdę nic nie cieszy. Widzew potrzebuje przede wszystkim punktów. Na popisy i dobrą grę czas był wcześniej. Oczywiście to pół żartem, pół serio. Po prostu szkoda…
Porażka z Koroną Kielce we wtorek jest bardzo bolesna, bo przecież drużyna Janusza Niedźwiedzia rozegrała najlepszy mecz w tym roku. Dominowała, miała bardzo dobre okazje. To bardzo cieszy, bo dotychczas mieliśmy prawo narzekać na styl Widzewa. Nie był najlepszy, ale po każdej kolejce można było dopisywać punkty w tabeli. To, że w końcu doczekaliśmy się dobrej gry, podobnej do tej z jesieni, musi jednak cieszyć. To ważne, bo przecież to finał rozgrywek w Fortuna 1. Lidze.
Na razie skupmy się więc na pozytywach. Wróciła dobra gra i jest szansa, że na dłużej, tym bardziej, że wrócili też piłkarze, którzy dobrze wiedzą, co to dobra gra. Po bardzo długiej przerwie zagrał Juliusz Letniowski, po krótszej Bartłomiej Pawłowski. Teraz czas działa już na ich korzyść. Już wrócili na boisko, a do kolejnego meczu mają tydzień. Na derby obaj powinni być w lepszej formie. To trochę jak transfery przed finałem.
CZYTAJ TEŻ: Czy Widzewowi należał się rzut karny? [WIDEO]
Cieszy rosnąca z meczu na mecz forma Kristoffera Normanna Hansena. To gra jakiej mieliśmy prawo oczekiwać. Norweg przyszedł przecież do Widzewa z wyższej ligi po dokładnej analizie jego umiejętności, po obserwacjach na żywo. Do tej pory może nie zawodził, ale nie pokazywał niczego specjalnego. W końcu „odpalił”. W dwóch meczach zdobył dwa gole, pokazał też kilka zagrań, które pozwalają wierzyć, że to piłkarz już na ekstraklasę.
Wielu piłkarzy we wtorek miało dobre momenty. Niestety skończyło się tak, jak się skończyło. I to martwi. Mniejsza już o błędy Ernesta Terpiłowskiego i Fabio Nunesa przy pierwszym golu dla Korony. Gorzej, że widzewiacy w ogóle słabo sobie radzą przy stałych fragmentach gry rywali. A wiadomo było, że te Korony są wyjątkowo groźne. Chyba to już się w tym sezonie nie zmieni. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w polu karnym brakuje Daniela Tanżyny i Krystiana Nowaka.
Martwi oczywiście sama porażka – już trzecia w tym roku w Sercu Łodzi. To już niestety nie jest twierdza nie do zdobycia. Piłkarze gości wychodzą na boisko obok napisu „Widzew jest niezniszczalny” i to jest prawda, ale jest też do pokonania.
Martwi brak napastnika z prawdziwego zdarzenia. Silnej, dobrze wyszkolonej technicznie „dziewiątki” dodatkowo z potrzebnym na tej pozycji sprytem. Idealny byłby Marcin Robak sprzed lat, ale jego nie ma. Nie ma też Bartosza Guzdka i Matti Montiniego z jesieni. Trener Niedźwiedź kombinuje jak może. Na tej pozycji grali już wiosną Bartłomiej Pawłowski, Przemysław Kita, Daniel Villanueva i Karol Danielak. I to wciąż nie jest to. To dobrzy piłkarze, ale w tym miejscu na boisku nie są w stanie pokazać swoich największych atutów.
CZYTAJ TEŻ: Oceny piłkarzy Widzewa. Hanousek traci tytuł profesora
Martwi fakt, że Widzew nie potrafi pokonać zespołu z czołówki, wygrać z nim decydującego starcia jeden na jeden. Z ŁKS-em w derbach na jesieni był remis, z Miedzią Legnica też. Potem była jakże bolesna porażka z Arką Gdynia na inaugurację wiosny i teraz z Koroną. Ten trend można jeszcze odwrócić wygrywając z ŁKS-em i Miedzią w meczach, które już niedługo.
Nie ma już wiele czasu, by poprawić to wszystko, co nie działa, jak należy. Po prostu trzeba za wszelką cenę wygrywać. Teraz już niestety, także liczyć na wpadki innych. W środę wieczorem widzewiacy muszą trzymać kciuki za ŁKS, który zagra z Arką. Muszą liczyć, że odbierze jej punkty. Już nie wszystko zależy od czerwono-biało-czerwonych. Stracili tę przewagę we wtorkowy wieczór.