Kiedy wprowadzano VAR, jako element kontroli, do futbolu, cieszyli się niepoprawni optymiści… No! Nareszcie nie będzie “wałków” i zapanuje sprawiedliwość. Przeciwnicy nie byli zachwyceni i często podkreślali, że „teraz się zacznie” i szaleć będzie interpretacja. Jedni i drudzy zapewne mają się z pyszna. Mecze bowiem przedłużane są prawie w nieskończoność (11 minut w Lubinie), a i tak mimo VAR-u nie wszyscy są usatysfakcjonowani.
Spotkanie Zagłębia z Widzewem miało kilka niezłych elementów. Było dość szybkie, zacięte, pełne kontrowersji i miało Daniela Stefańskiego. Ten arbiter jest bowiem gwarantem spornych i nie do końca jasnych sytuacji i interpretacji. W awanturze po meczu zachował się jednak profesjonalnie i spokojnie obserwował zajścia. Celowo podkreślam liczbę mnogą, bo przepychanki nie skończyły się na boisku.
Chyba nie obejdzie się bez kary dla Fabio Nunesa, bo to jego nazwisko znajdzie się w szczegółowym opisie obserwatora spotkania. Według “Gazety Wrocławskiej” nasz zawodnik miał kopnąć w głowę leżącego Sokratisa. Słyszałem jak zgłaszano ten atak obserwatorowi PZPN. Nunes już kilka minut wcześniej naraził zespół i siebie na dyskwalifikację. Schodził po zmianie z boiska za bramką “gorącego” Greka i “pomógł” mu w szybkim wybiciu piłki, wbiegając na murawę i ustawiając piłkę na 5-tym metrze. Kabaret!!!
NIE PRZEGAP: Jordi Sanchez miał zostać brutalnie zaatakowany. Nowe fakty
30-letni Sokratis Dioudis dostał w ostatnich minutach “małpiego rozumu” i potwierdził moją przewrotną teorię zachęcającą do stawiania na młodych Polaków. Nadal niestety w ogniu walki jest Jordi Sanchez. Sobotni jubilat (może to przypadek) na boisku nadal jest źródłem kłopotów. Temperament go rozsadza nieustannie i niewielki z tego jest pożytek dla zespołu. Rozsądnie Daniel Myśliwiec nie podgrzewa atmosfery, ale na ile starczy mu cierpliwości i wyrozumiałości?
Generalnie nikt nie jest zadowolony. Zagłębie, bo w doliczonym czasie gry i kontrowersyjnych okolicznościach straciło gola i Widzew, któremu nie uznano dwóch goli i podyktowano przeciwko niemu rzut karny. Na szczęście mamy ten mecz już za sobą i czeka nas „starcie przyjaźni” z Ruchem Chorzów. Jeden z moich sympatycznych kolegów twierdzi, że bezpieczniej i sensowniej jest zagrać na zwycięstwo i porażkę 1:0 i 0:1, bo wtedy oba zespoły mają solidarnie po 3 punkty. Dwa remisy dają tylko po 1 punkcie, czyli w sumie dwa. Jak widać kibic wymyśli wszystko – tak jak mu pasuje.
Jak bardzo brakowało VAR-u w dawnych latach wiedzą ci, którzy do dziś zadają sobie pytania czy Anglia rzeczywiście zdobyła gola na 3:2 w finale MŚ 1966 roku, po tym jak piłka trafiła w poprzeczkę, odbiła się od niej i ponoć przekroczyła linię bramkową. Wiedzielibyśmy na 100 procent czy gola z Anglią na 1:0 zdobył Robert Gadocha, czy Jan Banaś, który zacentrowaną piłkę musnął nogą i zmienił kierunek jej lotu. Banaś – fantastyczny piłkarz, który nie został zabrany na pamiętne Mistrzostwa Świata w 1974 roku, bo zabronił tego Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Niestety Kazimierz Górski dał się zastraszyć i zostawił świetnego napastnika w domu. Była to kara za „ucieczkę” Janka, który za głosem serca pojechał za ukochaną do Niemiec. Znawcy futbolu i jego historii pamiętają zapewne sprawę Andrzeja Rudego, który pomknął za uroczą Miss Dolnego Śląska – Anną Dąbrowską zostawiając naszą reprezentację. Podobnie postąpił także bramkarz Jacek Jarecki. Ech! Te kobiety! Niejednemu zawróciły w głowie, nogach i życiorysie.
CZYTAJ TEŻ: Brutale z Łodzi? Widzew i ŁKS na szarym końcu
Tymczasem ŁKS Feniks Łódź podniósł się z ziemi w wielkim stylu. Przegrywał u siebie 0:3 z Piastem Gliwice (znów bardzo dobry występ niechcianego w Widzewie Michaela Ameyawa) i po dramatycznym pościgu było w 67. minucie już 3:3 i naprawdę niewiele brakowało, by Rycerze Wiosny zdobyli komplet punktów. Nie ma pewnych rzeczy na tym świecie, ale wierzcie mi państwo niejeden zespół jeszcze na ŁKS-ie połamie sobie zęby.
A wracając do niechcianych… Hansen błyszczy w Jagiellonii, Czubak w Arce, Pięczek w Puszczy, Samiec-Talar w Śląsku. Ludzie, na Boga! Coś jest nie tak z oceną możliwości zawodników pozyskiwanych przez Widzew. Albo to „krecia robota”, albo tak mało jest w tym profesjonalizmu, a więcej kolesiostwa. Jak można bowiem oddawać ludzi, którzy stają się ewidentnymi gwiazdami w innych zespołach? To się, jak mawia pewien neurochirurg, w głowie nie mieści…
I jeszcze jedno. Winnych nie ma i nie będzie. Jeden z mniej znanych trenerów piłki nożnej zbulwersował mnie kiedyś stwierdzeniem: „w polskiej lidze niekoniecznie grają najlepsi piłkarze”. Są za to pupile prezesów, kumple menagerów i przyjaciele królika. Czasem, o tym kto gra w pierwszym składzie decydują gwiazdy, czyli znani piłkarze-reprezentanci. Przeczytałem ostatnio (a co się będę wstydził – robię to nieustannie) fragment książki o życiu i grze Cezarego Tobolika, któremu karierę w Polsce złamał nie kto inny, a mój idol Andrzej Szarmach. “Diabeł” urażony krytyczna oceną swojej gry, którą wygłosił młody Tobolik, zapowiedział, że w Stali Mielec miejsca dla młodzieńca już nie będzie. I tak się też stało…
WARTO PRZECZYTAĆ: Widzewiak wyleciał z reprezentacji Polski. Zastąpił go… były widzewiak
Wróćmy jednak na koniec do ŁKS-u. Cieszy mnie to, że biało-czerwono-biali walczą do końca i to nie dlatego, że tak wypada. Muszą walczyć, bo nie wszystko jeszcze stracone. Z ligi i z krzesła spada się dopiero po ostatniej kolejce. Czasem nawet i boleśnie się to odczuwa, ale warto walczyć o utrzymanie równowagi. Przede wszystkim dla siebie, Rodziny i kibiców.
Ucieszyła mnie wiadomość o tym, że Widzew zatrudnił dietetyka. Radzę przeczytać wspomnienia o pracy Arsena Wengera w Arsenalu. Na początek ten trener usunął z autokaru barek, aby piłkarze nie celebrowali sukcesów napojami wyskokowymi. Potem stopniowo zaczął ingerować w to, co piłkarze jedzą. Usunięto z jadłospisu lazanie, pizze, ciężkie, tłuste sosy, a wprowadzono ryż, makaron i dużo gotowanych warzyw. Dietetyk precyzyjnie obliczył ilość mięsa, które może zjeść dziennie zawodnik i ile czasu musi trwać jego posiłek. Wenger pilnował, aby zawodnicy wolno jedli, nie łykali pokarmów i mieli zbilansowaną dietę. Opisał to wszystko z detalami Paul Merson w książce: „Jak nie być profesjonalnym piłkarzem”. Mersonowi, sądząc po tytule, ta sztuka się udała, mimo wielu sukcesów, ale hazard, alkohol i narkotyki zrobiły swoje.
Zatrudnienie dietetyka w Widzewie (ŁKS ma już go od dawna) może, choć nie musi, oznaczać koniec zamawiania pizzy. Najgorsze jednak jest popadanie w skrajności. Panie, które teraz krytykują swobodne obyczaje, w młodości zapewne były gwiazdami niejednej rozbieranej prywatki. Nie ma co zatem zazdrościć młodym, a częściej wspominać. Dogrywki i replay-u niestety nie będzie. A szkoda, bo jeszcze smakowite co nieco pamiętam, choć już coraz słabiej. Niemniej dziewczyny jeszcze raz dziękuję…
Dariusz Postolski, dziennikarz, komentator sportowy, ekspert Radia Łódź
1 Comment
Dziadzia zajmij się lepiej wnukami.